Biała limuzyna

93 3 12
                                    

- Hailie!!! - krzyknął Shane - co ty do cholery robisz?!

- Kurwa, ty... - warknął Dylan.

- Co wy odpierdalacie?! - krzyknął Tony. Podszedł i rąbnął Santana w twarz. Jedynie Vince się nie ruszył. W jego oczach było przerażenie i... chyba widziałam tam...zawód. 

- Hailie!!! - tym razem Will podbiegł do mnie i... WALNĄŁ MNIE Z LIŚCIA!

- Will! - tym razem to ja na niego wrzasnęłam. Spojrzał na mnie z furią w oczach. Byłam w totalnym szoku. CZEMU ON MNIE POBIŁ?!?!?! On sam wyglądał jakby miał zemdleć. Patrzył na swoją dłoń z  nie dowierzaniem. Nagle, Adrien i ja spojrzeliśmy na siebie jakby porozumiewawczo i zaczęliśmy uciekać. Biegliśmy aż do parkingu, a za nami słychać było przekleństwa. Na parkingu czekała na nas biała limuzyna. Od razu do niej wsiedliśmy i odjechaliśmy. 

- Eeeee tak właściwie gdzie my jedziemy?! - krzyknęłam.

- Jedziemy do mojego domu, ale zawsze możemy pojechać gdzieś indziej, jeśli poprosisz - powiedział jak zawsze opanowany chociaż w jego oczach był gniew. 

- Jedźmy już - westchnęłam. Nadal byłam w szoku i Adrien chyba to zauważył. Szepnął coś do kierowcy i kierowca zmienił kierunek jazdy. 

- Gdzie jedziemy? - zapytałam zdezorientowana. 

- Hailie, sprawa jest poważna. Nie możemy jechać do mojego domu, bo od razu tam się pojawią, żeby ciebie szukać. Jedziemy na lotnisko, a następnie polecimy na Bali. To ostatnie miejsce gdzie będą cię szukać. Oczywiście możesz odmówić. 

- Ja... chyba już wolę lecieć na Bali, niż spotkać się z braćmi - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Hailie a, co z twoim ochroniarzem? - zapytał Adrien.

- Vince zwolnił go na dzisiaj - powiedziałam. 

- A co z nadajnikiem? 

- Kurwa - powiedziałam - zapomniałam.

- Hailie, wyrzuć telefon przez okno, teraz! - powiedział Adrien i otworzył okno. Wyrzuciłam telefon i patrzyłam jak leci i z trzaskiem ląduje na ziemi. Choć jechaliśmy bardzo szybko, zobaczyłam jak z tyłu jedzie taka sama limuzyna tylko, że czarna. To byli wściekli bracia Monet. 

- Szybciej! - wrzasnęłam. 

- Tak jest! - odwrzasnął kierowca i jeszcze bardziej przyspieszył. Zobaczyłam przez tylną szybę jak czarna limuzyna zatrzymuje się w tym samym miejscu, gdzie wyrzuciłam telefon. 

- Chyba zatrzymali się przy telefonie! - powiedziałam

- To dobrze - powiedział Adrien i westchnął.

*Gdy dotarli na lotnisko*

Weszliśmy do samolotu i rozsiedliśmy się. Natychmiast poprosiłam stewardessę o wodę.

*Kilka godzin później*

Dolecieliśmy na Bali. Odtąd mieszkaliśmy na luksusowym osiedlu Adriena, koło jakiegoś debila Elvisa, który mieszkał z rodzicami i miał 16 lat. Codziennie chodziliśmy na plażę, a spaliśmy osobno. Pewnego wieczoru, pomyślałam o braciach Monet i zaczęłam płakać. Tęskniłam za każdym, ale też nienawidziłam każdego z nich. 

- Hailie, czemu płaczesz? - zapytał Adrien. Wziął mnie na ręce jak księżniczkę i poszedł ze mną nad basen. Nie byłam już zaskoczona naszym zbliżeniem. 

- Tęsknię trochę za braćmi. 

- Jest coś co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał. 

- Chyba tak - zapragnęłam jego bliskości, ale nie takiej zwykłej jak przytulanie czy niewinne całusy. 

- Co to jest? - zapytał, chociaż nie musiał, bo już wiedział. Zaniósł mnie na jego łóżko. 

- Chwila, nie mamy prezerwatywy - powiedziałam.

- Ja mam, tutaj są - powiedział.

No i to zrobiliśmy. Mój smutek wyparował w sekundę.


Bardzo, bardzo was przepraszam, że tak późno. 

534 słowa


Rodzina Monet Diament tom 4 część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz