Jezus oczyszcza świątynie

3 0 0
                                    

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!» 

Jan stał w szoku i przyglądał się swojemu nauczycielowi, jak wzburzony krzyczy na środku placu świątynnego. «Często się tak zachowuje?» do uszu Jana dotarł znienawidzony głos. Spojrzał na stojącego obok niego Judasza. Jan zastanawiał się, czemu ktoś taki jak on poszedł za jego Nauczycielem. «Czy jeśli powiem, że tak to przestaniesz za nim podążać?» Spytał z nadzieją w głosie. Mężczyzna spojrzał na niego, jedna z jego brwi uniosła się do góry, a z ust znikł ironiczny uśmieszek. Jan spojrzał w oczy Judasza i natychmiast pożałował swojej decyzji, nie oderwał jednak swoich oczu od ciemnych tęczówek mężczyzny. Mimo palącego słońca ledwo dało się dostrzec gdzie kończy się źrenica a gdzie zaczyna ciemnobrązowa tęczówka. Powieka Jana drgnęła lekko i szybko wrócił spojrzeniem na swojego krzyczącego Nauczyciela. «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Wszyscy uczniowie przyglądali mu się ze zgrozą i wątpliwości zalewały ich serca. «Teraz jestem pewien, że to kompletny lunatyk.» Jan ponownie usłyszał głos obok siebie. Westchnął zirytowany, że nie może słuchać co mówi jego Nauczyciel, przez paplanie Judasza nad jego uchem. «To przestań za nim podążać.» Odparł i wrócił spojrzeniem na Jezusa. Mimo to czuł na sobie ciężar spojrzenia Judasza.

«Jaki jest twój problem?» Zapytał gdy przy kolacji Judasz wciąż biesiadował z nimi przy tym samym stole. «Janie.» Upomniał go Jezus. «Wybacz mi...» Pod miłosiernym spojrzeniem Nauczyciela Jan był gotów okazać skruchę, ale gdy dostrzegł jak Judasz przewraca oczami, gotowość skruchy zniknęła. «Panie, dlaczego miłujesz każdego?» Spytał z wyrzutem patrząc wprost na Judasza, który był w trakcie przeżuwania swojej kolacji. 

«Janie... dlaczego nie powinienem miłować was wszystkich? W czym inny bliźni mój jest gorszy od drugiego bym go nie miłował? Dlatego też chce, by podążali za mną wszyscy ludzie. Miłujcie się wzajemnie, to klucz do prawdziwego szczęścia.» Jan zrezygnował z dalszej dyskusji. Jezus od zawsze wyciągał z najmniejszego pytania życiową lekcje. Pytanie go zawsze wpychało Jana w stan głębokiej zadumy. Jan wstał od stołu. «Pójdę już spać.» Oznajmił, jednak zamiast tego wyszedł na pobliskie wzgórze i tam usiadł. Oparł się o drzewo figowe i skierował swoje słowa w eter. Jezus od zawsze uczył go, by modlić się nie tylko w świątyni. Tłumaczył mu, że Bóg Ojciec zawsze słucha, nie ważne skąd człowiek skieruje do niego swoje prośby. 

Jan jednak nie prosił, Jan pytał. Dlaczego Judasz musi podążać za Jego Nauczycielem i mu go odbierać. Jezus poświęcał Janowi dużo mniej swojej uwagi, od kiedy dołączył do nich Judasz, co więcej wybuch złości Nauczyciela z tego poranka był czymś nowym. Ostatni raz o takim zachowaniu Jezusa słyszał w dzieciństwie od Maryji matki jego. Gdy miał lat dwanaście, kobieta opowiedziała mu o tym jak Jezus użył swoich zdolności mając tyle samo lat co on by rozprawić się z dokuczającymi mu dziećmi. Maryja również opowiadała mu to po to by nauczyć go pewnej lekcji, o tym by nie rozwiązywać swoich problemów przemocą, bo przyniesie to więcej problemów. Jezus musiał od niej nauczyć się takiej idei ponieważ głosił ją teraz dumnie. 

Jan był zatopiony we własnych myślach, dopóty nie wyrwał go z zamyślenia damski głos «Co Cię trapi?» Spojrzał na kobietę przysiadającą obok niego. Zaśmiał się widząc, że przyszła zaraz po tym jak o niej myślał. Prawie tak jakby wysłuchała jego błagań by ktoś mu teraz odpowiedział. «Mario... dlaczego Jezus zaprosił do naszego kręgu Judasza?» Spytał wiedząc, że kobieta go nie skarci. Była dla Jana jak starsza siostra tłumacząca świat. Przypominali rodzeństwo bardziej niż on i Jakub. «Wiesz, że mój syn chce wszystkich uszczęśliwić. Zachowuje się tak jakby miał zbawić cały świat... Czasem zastanawiam się ile cierpienia w sobie dźwiga.» Spojrzała wysoko w niebo, Jan wiedział, że szuka konstelacji gwiezdnych. Często opowiadała mu o nich, nawet potajemnie uczyła go greki i nauk z zachodu. «Mario, czy tobie to też przyprawia bólu?» Spytał dostrzegając pierwsze zmarszczki wokół jej oczu. «Każdy rodzić cierpi wraz ze swoimi dziećmi, ale nie o tym mieliśmy rozmawiać.» Zbyła go ruchem dłoni i podrapała się w nos obok swojego kolczyka. «Judasz... też nie jestem pewna czemu ze wszystkich tam zebranych sług, to jego wybrał Jezus. Może wiedział, że on za nim pójdzie.» Odparła wciąż błądząc po gwiazdach na niebie. Chwile siedzieli w ciszy i Maryja zdawała się myśleć o czymś intensywnie. W końcu wezbrała się w sobie i przełamała szum wiatru. «Gdy czujesz wzbierający w sobie sztorm pobiegnij przed siebie aż zabraknie ci tchu, albo zaszyj się wśród drzew i wykrzycz swoje żale... nie wylewaj swoich uniesień na innych ludzi. On zawsze jest gotów Cię wysłuchać.» Powiedziała wskazując na niebo. «Czy Ciebie wysłuchuje?» Zapytał spoglądając na jedną z jasnych gwiazd na szczycie sklepienia. «Nie wiem, ale muszę wierzyć, że tak.» Jan spojrzał na przepełnione nadzieją oczy kobiety. «No dobrze Janie, powinieneś iść spać.» Powiedziała mu podnosząc się z ziemi i podając mu pomocną dłoń. «A co z tobą Mario?» Kobieta odpowiedziała mu sugestywnym uśmiechem, zaraz jednak się opamiętała. «Chcę jeszcze chwilę tu posiedzieć.» Odparła, po czym popędziła go by wrócił do budynku. 














Słowo, światło i życie| biblia retellingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz