Willow
Przyjeżdżając do Ann Arbor, pewnej deszczowej jesieni, by pożegnać ostatni raz moją ukochaną babcię, a parę miesięcy później również dziadka, nie sądziłam, że kiedykolwiek tu jeszcze wrócę. I to na stałe.
Los okrutnie ze mnie zadrwił, podstawiając nogę wtedy, gdy się tego najmniej spodziewałam, a wszystko, co znałam, niekoniecznie kochałam, ale było moje, legło w gruzach, nabijając mi przy tym solidnego guza.
Rodzice nie chcieli sprzedawać domku nad jeziorem i sadu, bowiem zgodnie twierdzili, że nie było cudowniejszego i bardziej urokliwego miejsca niż to, położone nad jeziorem Belleville. A ja z kolei, nie chciałam tu nigdy zamieszkać, twierdząc, że kocham wielkomiejskość i jej anonimowość. Do czasu.
Moje życie potoczyło się w niespodziewanym kierunku, dosłownie zrzucając mnie w tę przepiękną, ale jednak dzicz, którą wprawdzie lubiłam, ale na chwilę i tylko wtedy, gdy żyli dziadkowie.
To miejsce kojarzyło mi się z czułymi dłońmi babci, zrywanymi przez dziadka wiśniami, zapachem ciasta drożdżowego i letnimi wyprawami łódką.
Nie sądziłam, że ta szybko stwierdzę, że to właśnie tutaj było moje miejsce na ziemi, a paradoksalnie to, co kiedyś mnie uwierało, stało się moim lekarstwem.
Wylądowałam tu obolała na duszy, ale i na ciele. Zaszyłam się na końcu świata, gdzie lato pachniało wiśniami, a zimą szeptał mróz. Wyleczyłam rany, uspokoiłam myśli. Tylko to głupie serce wciąż pragnęło być przez kogoś kochane, a nie poniewierane.
Zanurzyłam się w ciepłej, nagrzanej od wyjątkowo ciepłego lata wodzie i przepłynęłam kawałek, po czym ułożyłam się na plecach i bezmyślnie gapiłam się w niebo.
Minęło tak wiele, a zarazem tak niewiele czasu od mojego dawnego życia, do którego nigdy więcej nie chciałabym powrócić. Zapracowałam sobie w każdym tego słowa znaczeniu na ten spokój, który mnie otaczał. Miałam pieniądze, zarobione na prestiżowych nagrodach fotograficznych. Zagraniczne magazyny kupowały ode mnie zdjęcia przyrody, a ja robiłam to, co najbardziej w życiu kochałam. Wydawać by się mogło, układ idealny.
Chciałam tu zostać do końca życia, byleby nie spędzić go całego w pojedynkę.
Nazywam się Willow Cox i wygrałam życie. Dosłownie.
CZYTASZ
Wiśniowe lato ☑️ Legimi 28.08.2024
ChickLitWillow Cox dziedziczy urokliwy domek po dziadkach, który położony jest nad jeziorem. Jest fotografem przyrody i w przeszłości wygrała wiele konkursów, które przyczyniły się do prowadzenia całkiem wygodnego życia z dala od miejskiego zgiełku. Oprócz...