Willow
Kochałam wczesne poranki nad Belleville. Moim rytuałem było wyjście na drewnianą werandę, na której ustawiony miałam przepastny fotel. Siadałam w nim owinięta w ciepły koc i z kubkiem czarnej kawy w ręce, przyglądałam się tańczącej nad taflą wody mgle. Wschodzące słońce tańczyło w oparach, tworząc złotą poświatę. Choćby dla tego widoku warto tu było zamieszkać.
Wracałam wtedy wspomnieniami do wakacji spędzanych u dziadków, kiedy to z samego rana dziadek zabierał mnie na ryby, upominając, że muszę być bardzo cicho, bo wszystkie wypłoszę. Kuliłam się w łódce i z zamiłowaniem przyglądałam się jak zarzucał wędkę i kazał mi ją trzymać, obserwując uważnie spławik.
Babcia później przyrządzała z naszych zdobyczy wspaniały obiad, który jedliśmy w sadzie, w którym ustawiony był duży, drewniany stół. Przypominało mi to włoskie uczty, przedstawiane w filmach.
Wszystkie te radości dzieliłam z bratem, starszym o sześć lat, z którym do tej pory łączyła mnie niesamowicie silna więź. Nie chciał jednak przejąć tego domu, oddając mi go w całości. Zastrzegając jedynie, że kiedy się tu zjawi, zawsze przyjmę go z otwartymi ramionami, a nasza miłość nigdy nie osłabnie.
Cudowne lata beztroski zamieniły się w szarą rzeczywistość, którą od jakiegoś czasu starałam się zamalować kolorami. Właściwie nikt z rodziny nie wiedział, przez jakie piekło musiałam przejść, by znaleźć się tutaj, czcząc po prostu to, że żyję.
Wolałam oszczędzić im szczegółów i nie rozdrapywać dodatkowo i tak jeszcze lekko sączących się ran.
Właściwie przed całym światem udawałam, a wewnętrznie, momentami, rozpadałam się w pył. Kochałam swoją samotność, jednocześnie ją przeklinając.
Przeciągnęłam się leniwie, odganiając z głowy ponure myśli. Nie lubiłam, kiedy przychodziły. Zatruwały nie tylko mój umysł, ale i serce, które później długo dochodziło do siebie. A nie chciałam być smutnym człowiekiem. Nie po to wyrwałam się z samego środka piekła.
Zerknęłam na telefon, którego nie dotykałam od wczoraj. Oprócz kilku wiadomości od przyjaciółki, w których obiecała, że spędzi cały swój urlop u mnie, czekała tam na mnie informacja, że mój brat dostał jakiś świetny kontrakt w okolicy i będzie zjawiał się u mnie częściej.
Tęskniłam za nim ogromnie, ale jako strażak pracujący na wszelkiego rodzaju misjach wojennych, bywał naprawdę rzadko w domu rodzinnym, a co dopiero u mnie.
Chciałam zadzwonić, by porozmawiać i uzewnętrznić moją radość, ale wczesna godzina powstrzymywała mnie od czegokolwiek innego prócz kontemplacji.
Zawiesiłam wzrok, na oddalonym o kilkadziesiąt metrów od mojego, starym domku sąsiadów, którzy umarli jeszcze przed moimi dziadkami. Nie mieli dzieci, ani żadnych spadkobierców, więc budynek stał pusty, przechodząc w majątek miasta, a ząb czasu z każdym rokiem nadgryzał go coraz mocniej.
CZYTASZ
Wiśniowe lato ☑️ Legimi 28.08.2024
ChickLitWillow Cox dziedziczy urokliwy domek po dziadkach, który położony jest nad jeziorem. Jest fotografem przyrody i w przeszłości wygrała wiele konkursów, które przyczyniły się do prowadzenia całkiem wygodnego życia z dala od miejskiego zgiełku. Oprócz...