4. Różowa piwonia.

2.7K 79 7
                                    

Wpatrywałam się pustym wzrokiem w treść na kartce.

„Słyszałaś? To przez ciebie, Cassie. Jeśli się sprzeciwiasz inni skończą tak samo.”

Było mi słabo. Poczułam się  jakbym spadała. To moja wina? Co było moja winą? I kto to był? Kto mnie nienawidził? Co złego mu zrobiłam?

Mogłam wtedy zwrócić uwagę na skrót imienia jakie było tam dodane.

Wciąż słyszałam krzyki ludzi. Musiałam zejść na dół ale tak cholernie się bałam. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam kierować się w dół. W mojej głowie odbijały się huki z pistoletu i wrzaski ludzi, które nadal nie ustępowały. Gdy zeszłam na dół, zamarłam. Było pełno ochrony i policji krzątają ej się po domu. Nagle poczułam jak ktoś złapał moje ramię i zaczął wyprowadzać z domu. Było mi słabo po zobaczeniu tak dużej ilości szkarłatnej cieczy. Gdy poczułam powiew świeżego powietrza odetchnęłam głęboko nawet nie zdając sobie sprawy że wstrzymywałam powietrze.

Wszytko widziałam jak przez mgłę. Policjanci, ochrona i..i czarny worek z ciałem. A potem poczułam jak grunt osuwa mi się z pod nóg. I widziałam już tylko pustkę. Czarną dziurę. I nic więcej. Już nic nie czułam. Może to był już koniec?

***

Obudziłam się przez pikające urządzenie nad moich uchem. Nieznośne pukało. Potem ujrzałam białe ściany i kobietę która robiła coś obok mnie. To była chyba pielęgniarka. Tak to była ona. Ale jeśli była obok mnie a ja tu leżałam oznaczało że byłam w szpitalu, ale dlaczego? Co się wczoraj wydarzyło?

Nagle starsza pani obrzuciła się do mnie i ciepło uśmiechnęła.

— Witaj, dziecko.

— D..dzień dobry — wydukałam — przepraszam, co ja tu robię?

— Oh, spokojnie. Miałaś lekki wstrząs mózgu przez upadek. Ale już wszystko w porządku.

— A kiedy mogłabym stąd wyjść?

— Najpóźniej za dwa dni. Czeka cię jeszcze kilka badań. Dobrze muszę coś już zostawić ale przyjdę za kilka godzin zmienić ci kroplówkę. — powiedziała, po czym się uśmiechnęła. Odwzajemniałam gest ale przez ból wyszedł raczej z tego grymas.

Pielęgniarka opuściła sale a ja ciężko westchnęłam. Co w ogóle się wydarzyło? Jedyne co pamiętam to krzyki, policja, krew i ciało. Martwe ciało. I liścik. Właśnie, jego treść. On..on nie żyje przeze mnie? Nawet nie znałam tego człowieka. Nie mogłam już nic zrobić aby inni nie skończyli tak samo. Bałam się tego człowieka niesamowicie się go bałam. Był nieobliczalny. Potrafił zabić kogoś. Tak poprostu. Musiałam odkryć kto to był. Mimo że strach zżerał mnie od środka. Byłam inna. Już o tym wspominałam, może tak bardzo każdemu to przeszkadzało? Że tak dostawałam.

Rozejrzałam się po sali. Byłam w niej sama. Na przeciwko łóżka szpitalnego stał duży telewizor na białej komodzie. Wszytko było białe. Jak w jakimś cholernym psychiatryku. Czułam się tu źle. Po prawej stronie było małe okno przez które można było zobaczyć sale. Po bokach łóżka stały małe szafeczki. To była bardziej taka urozmaicona sala. No tak. Przecież moi rodzice byli kimś. Musieli się pokazać.

Czasami myślałam jak by to było gdybym miała normalna rodzinę. Jakby to było gdyby matka stała się kochająca mamą, która nie wyliczałaby mi ile jadłam i nie krzyczała gdy nie była idealna w tym co robiłam. Jakby to było gdyby ojciec stał się kochanym tatą i cieszył się nawet z 98 projektów na egzaminie. Jakby to było gdyby stawiali moje dobro na jakimś miejscu na swojej liście, nie koniecznie pierwszym ale może chociaż czwartym? Ale widocznie byłam na jednym z ostatnich.

Dead LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz