8. Zlecenie.

2.5K 94 9
                                    

Chase

Wyszedłem z jej domu z grafikiem policyjnym. Nie wiedziałem dlaczego się do niej zbliżyłem ale dziwnie mi się to podobało. Jej oczy były szafirowe, to był rodzaj pięknego, delikatnego szafiru. Tylko, że był pusty, bez emocji. Może przez chwilę odbijał się w nich strach, ale szybko zagłuszyła go pustka.

Wiedziałem, że moje oczy wyglądały tak samo.

Jedynie zdziwiłem się że już się mnie tak nie bała. Wtedy na klifach już to widziałem. Zabrałem ją tam bo czułem się tam wolny i wiedziałem że ona też to poczuje. Byliśmy podobni.

Jej osoba była intrygująca. Z zewnątrz i wewnątrz. Miała taką specyficzną urodę. W ten pozytywny sposób. Chyba nigdy nie spotkałem kogoś podobnego. I te oczy.. Miały coś przyciagającego. Duże, niebieskie oczy, które cię pochłaniały. Chciałem wejść do ich środka i je poznać choć tak naprawdę nie powinienem. Była tajemniczą osobą i niby była dobra ale ciągnęło ją do złego. Ona tego pragnęła. Widziałem jej błysk w oku gdy weszła do gabinetu. To ją pochłaniało, a  ona się temu oddawała.

Wsiadłem do samochodu, rzucając teczkę na miejsce pasażera. Wyjechałem z posesji Cassie i odebrałem telefon, który zaczął wibrować.

Ojciec.

- Halo. - rzuciłem beznamiętnie

- Witaj, synu. Mam zlecenie. Podjedź pod bazę. - powiedział po czym się rozłączył.

Musiałem odreagować a to wydawało się kusząca propozycją.

Po kilku minutach dotarłem pod właściwe miejsce. Kiwnąłem głową do ochrony a oni odwzajemnili gest. Wszedłem do środka kierując się do biura tyrana. Nie miałem ochoty pukać i nie obchodziło mnie czy miał jakieś spotkanie lub nie. Pchnąłem drzwi z hukiem, wchodząc do środka. Dzień dobry, tatuśku.

- Co to za zlecenie?

- Błyskotliwe wejście jak zwykle. - mruknął pod nosem ale dobrze to usłyszałem.

- Co. To. Za. Zlecenie? - powiedziałem twardo. Nie miałem ochoty spędzać z nim więcej czasu niż było to potrzebne.

- Mój przyjaciel, Mario sprzedał ostatnio prochy takiemu jednemu. Zaporzyczył się, biedak i uciekł z towarem w nasze strony. Znajdziesz go, zabierzesz prochy i zabijesz. Banał jak dla kogoś takiego jak ty.

- Skąd pewność że ma nadal towar przy sobie? - spytałem

- Nie wiem, nie interesuje mnie to, masz go zabić, znaleźć prochy i dostarczyć. Jak to zrobisz mam głęboko. - powiedział i uśmiechnął się kpiąco.

Ta, nic go nie obchodziło oprócz tego aby się wzbogacić. Był tyranem którego nienawidziłem. Fernando Walter był okropnym człowiekiem. Miałem to wszytko odziedziczyć po nim ale ja nie chciałem być nim. Nie chciałem torturować i zabijać niewinnych ludzi. Co innego zabijać ludzi którzy zrobili coś złego a tych którzy nawet nie wiedzą dlaczego to ich spotkało. On nie miał umiaru w tym co robił, ale ja chciałem go utrzymać i nie kroczyć tą samą drogą co on.

Wychodząc trzasnąłem drzwiami. Niech się pierdoli. Nabuzowany wyszedłem z budynku i wsiadłem do auta. Odjechałem kilka przecznic dalej i sięgnąłem po teczkę. Musiałem zlokalizować tego człowieka. Ojciec wysyłał mi dzień później dane każdego dzięki czemu było łatwiej. Musiałem tylko teraz zobaczyć kiedy policja będzie patrolować szczególny zakamarek miasta w którym chciałem się zabawić.

Wyszukałam sobie datę na zamordowanie w drugiej części miasta. Tej ciemniejszej. Policja jeździła tam czasami. A na grafiku pokazywało że dzień będzie wolny.Musiałem tylko odczekać do jutra rana i mogłem zacząć zabawę.

                                 ♪♪♪

Obserwowałem jej dom. Wiedziałem, że jeszcze dziś wyjdzie. Od kilku dni ją śledziłem, gdy nie miałem co robić. Wtedy drzwi się otworzyły i ją zobaczyłem. Swoje kruczo-czarne włosy miała związane w ciasnego koka. Była ubrana w czarne body wraz z spódniczką tego koloru. Na jej nogach znajdowały się rajtuzy, a w ręku trzymała torbę.

Jechała na lekcje baletu. Wsiadła do Camaro i ruszyła z wyjazdu. Odpaliłem swój samochód i jechałem tuż za nią. Przez ostatnie kilka dni też tam za nią jeździłem. Tylko w jeden dzień przypadało jej trenowanie samej, resztę miała z grupą. Trenowała jeden dzień więcej w tygodniu niż zawsze odbywały się zajęcia. Musiała być perfekcyjna ale ją to wyniszczało.

Po dojechaniu pod budynek dziewczyna wyszła z samochodu, lecz zanim weszła do środka zaczęła się rozglądać.

Czuła mnie.

Również wysiadłem i skierowałem się pod jedno z okien. Obserwowałem ją chociaż sama nie mogła mnie dostrzec. Delikatnie poruszała się na parkiecie robiąc piruety. Czułem jakby tańczyła dla mnie. Ten taniec miał być skierowany do mnie. Chciałem żeby tańczyła tak tylko dla mnie.

Obserwowałem ją do końca zajęć, gdy zaczęła się zbierać wróciłem do auta.

Gdy ujrzałem ją przy wyjściu zdziwiłem się gdy Casandra zaczęła iść na tyłu budynku. Nie wiedziałem co się tam znajdowało i dlaczego tam poszła.

Wysiadłem z powrotem i zacząłem bezszelestnie iść za dziewczyną.

Gdy dotarłem, nie mogłem odwrócić wzroku. Była tam. Byłam tam pośród tysiąca różowych piwonii. Tańczyła tam jakby się unosiła. Nie było żadnych innych kwiatów oprócz tych które tak bardzo kochała moja mama. Dlatego ja też je kochałem. Ona też je kochała. To będzie nasz kwiat.

Nie miałem pojęcia że też je lubiła. Wtedy gdy przyniosłem jej go do szpitala czy wtedy gdy jej go narysowałem. Miałem przesłać jej to znaczenie. Ona dobrze je znała.

Dostrzegłem że dziewczyna położyła się wśród roślin i była wpatrzona w niebo. Było już ciemno a dziś wyjątkowo było dobrze widać wszystkie gwiazdy. Ten widok był uspokajający. Ona pośród piwonii wpatrzona w niewielkie punkciki na niebie. Miałem ochotę do niej dołączyć. Poczuć to co ona teraz. Wydawało mi się to wolne i takie beztroskie. Takie jak klify. Ona miała swoje miejsce, a ja swoje.

Wróciłem i odjechałem kierując się do swojego mieszkania. Nie mieszkałem daleko od gwiazdki. Zaledwie dwie dzielnice dalej.

Wchodząc do mieszkania zdjąłem buty i udałem się do kuchni. Mieszkanie nie było ani za duże ani za małe, było jak dla mnie idealne. Czarne ściany, meble, blaty wszytko było w moim ulubionym kolorze. Mógłbym rzec, że oddawało moją duszę.

Nalałem do szklanki whisky i od razu przechyliłem czując pieczenie w gardle.
Przysiadłem na czarnej kanapie i wpatrywałem się w różne akta leżące na stoliku obok sofy. Moje powieki same zaczęły się przymykać ale musiałem je wszystkie przejrzeć więc udałem się na balkon aby trochę się rozbudzić. Wyjąłem wintosy i odpaliłem jednego umieszczając pomiędzy wargami. Wpatrywałem się w panoramę miasta ciężko wzdychając. Właśnie wtedy w mojej głowie pojawiła się  czarno włosa, chciałem ją z niej wyrzucić ale nie umiałem, jakby coś mnie blokowało jakbym, chciał o niej myśleć.

Wyrzuciłem peta za balustrade i zniknąłem głębi mieszkania.

Uzupełniałem i sprawdzałem dokładnie czytając wszystkie dokumenty aby odwieźć je do ojca. Musiałem dla niego pracować choć bardzo nie chciałem. Czekałem tylko na jego śmierć za to co wyrządził mamie i innym niewinnym ludzią. Czasami miałem wrażenie że on zarządzał piekłem i był samym diabłem.

Ja również miałem się nim stać.

Odłożyłem wszytko i skierowałem się do sypialni. Ściągnąłem ubrania pozostając w bokserkach i rzuciłem się na łóżko. Wpatrywałem się w sufit myśląc o mojej gwiazdce.

Jutro ją odwiedzę.

Z tą myślą zasnąłem oczekując nowego dnia.

___________________________________________

Hejka! Dziś taki bardziej "luźny" rozdział ale następne będą o wiele ciekawsze bo narazie muszę was wprowadzić w tą historię. 🎀

Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział ale mam nadzieję że uda mi się na środę! Więc do następnego💗💗

Dead LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz