Białe ściany, lub kremowe, może jednak szare? Przyglądała się im, a raczej patrzyła tępo w ścianę, próbując złapać focusa, a jej problemy ze wzrokiem nie ułatwiały przestawienia "trybu zewnątrz" na "wewnątrz". Po wcześniejszym wejściu w drzwi wolała przystosować oczy do nowego oświetlenia. Spojrzała w górę i zobaczyła łuki, jaśniejsze niż ściany, tego była pewna. Ciemne ciężkie drewniane ławy, śrenio wygodne, po dwie na każdym skrzydle. Chodź potrafiła się szybko przystosować do nowej sytuacji czy miejsca, ten budynek nie przypadł jej do gustu. Chłodny wystrój, gdzie niegdzie tandetne rciny inicjałów czy innych podpisów uczniów, plakaty przypominające o zdrowym trybie życia, gabloty z pracami uczniów, przepisane wykłady nauczycieli czy zdjęcia starych roczników. Przed nią potężne schody prowadzące na półpiętro z rzeźbą patrona szkoły. Maria Konopnicka.
Właśnie jej twarzy się przyglądała stojąc na parterze. Chodź światło z łatwością zmniejszało jej zdolność widzenia, tak jej mogła się przyjrzeć, chodź szczegóły gubiły się w materiale z jakiego została stworzona podobizna kobiety.
Nie czuła się tu dobrze. Jej wcześniejsza szkoła, chodź nie powalała kadrą jak na placówkę prywatną, tak przekraczając jej próg czuło się ciepło. Takie niezbyt domowe. Porównałaby to uczucie do odwiedzin ciotki która się zna, jednak dość słabo, ale zawsze gościła najlepiej jak potrafiła, było po prostu przytulnie.
Tu spotkał ją chłód i nicość. Niczym w szpitalu, każdy znał swoją rolę, lecz pacjent nie potrafił się odnaleźć będąc w pustych i identycznych korytarzach labiryntu.Natłok ludzi dookoła niej, postacie poruszały się jak roboty, lecz w tłumie w którym każdy prowadził na swój sposób ciekawą konwersacje i pozornie taranującym dało odnaleźć spokój. Czarna nijaka masa zalewająca schody, oblegająca pół piętro, oraz wyższe partie granitowych płyt.
- Przepraszam, gdzie jest sala dwieście jedenaście? - zapytała starszej, elegancko ubranej kobiety. Kręcone włosy do ramion i lekko czerwona szminka pasująca do marynarki dodawała jej uroku.
- Kochanie nie ma takiej sali, ale zapewne chodzi Ci o dwieście trzynaście - uśmiechnęła się życzliwie - na drugim piętrze, korytarzem na lewo i do końca.
- Dziękuję - odwzajemniła uśmiech i odprowadziła kobietę wzrokiem. Szła jakby znała każdy ruch uczniów.Dyrektorka.
Korzystając z chwilowej luki między uczniami, weszła na schody starając się unikać niepotrzebnych kontaktów z obcymi. Nie lubiła niepotrzebnych kontaktów międzyludzkich. Nie po sytuacji sprzed dwóch laty w Warszawie. Gdy na urodzinach kuzyna jeden z "gapowych" gości najprawdopodobniej jej coś dosypał i gdyby nie starszy brat solenizanta... Otrzepała ciało na myśli "co gdyby", a nieorzyjemne dreszcze znów ją dopadły.
Lou. Lulu. Luli.
Pierdolony Louis Pax De Quentin. Fanatyk wyścigów ulicznych i problemów z policją.
I jego braciszek. Bruno Victor De Quentin. Pierdolony alkoholik i ćpun.
"Dzieciaki z dobrego domu."
***
Znów doceniła ciszę i spokój w poprzedniej szkole. Chodź w statystykach placówka stała wysoko, to, co sie działo wewnątrz murów zawsze tam zostawało. Umierało wraz z odchodzącym rocznikiem. Ginęło w czasie. Znikało, po żadnym głupim żarcie ucznia nie było śladu już następnego dnia. Napisanie chodźby ołówkiem czegoś na ścianie było nie do pomyślenia, a tu czymś normalnym.
"F.P kocham"
"jebać Holuk"
"Korwin top"Szła przez korytarz czytając niepotrzebnie nikomu zapiski. Zapukała do drzwi, wchodząc przeprosiła za spóźnienie i podeszła do ławki pod oknem.
- Cześć kochana.
- Hej hej. - uscisnęła koleżankę i wyciągnęła zeszyt. Na dnie torby znalazła długopis, ledwo już piszący, jednak wciąż spełniający swoją rolę. Zaczęła kreślić szlaczki na papierze nie zwracając uwagi na otaczających ją ludzi. Odmrukiwała co jakiś czas Darii czy Marcie, jednak znaczną część swojej uwagi skupiała na czarną cieńką kreskę, której koniec zależał od niej. Brakowało jej Elizy. Wiecznie uśmiechniętej blondynki, nieogarniajacej za bardzo życia, jednak to ona skradła jej serce już w pierwszych klasach starej szkoły. Za nim rodzice Marleny dorobili się sporych pieniędzy. To właśnie wtedy poznała swoją przyjaciółkę.
CZYTASZ
Obcy
ActionOboje byli zniszczeni, lecz w inny sposób; Oboje byli obcy, lecz w inny sposób; Oboje mieli problemy, lecz inną drogą do nich dotarli; Oboje byli z dobrych rodzin, lecz pod innym znaczeniem; Oboje byli skrzywdzeni, lecz... lecz inaczej. Gdy on próbo...