⁰⁹

153 18 60
                                    

Sobotnie popołudnie nie zapowiadało się zbyt dobrze. Na zewnątrz kropił deszcz, było dość ponuro. Nawet kwitnące drzewa wydawały się być dziwnie szare. Jedynymi kolorowymi rzeczami, które odznaczały się na tle szarych uliczek miasta, były barwne parasole i płaszcze przeciwdeszczowe.

Byli i tacy, którym ta pogoda się podobała. Dzieci w kaloszach, które skakały po kałużach i ignorowały niezadowolenie swoich rodziców, psy zachwycone błotem, a także Jisung, który co prawda siedział w domu, ale taka pogoda go uspokajała.

Siedział z kubkiem kakao przy oknie i nucił ballady. W pewnym momencie otworzył okno, by lepiej słyszeć szum deszczu uderzającego o drzewa i dachy. Wychylił się tak, że krople wiosennego deszczu spadały mu na twarz i włosy. To było niesamowite uczucie, czuł jakby znów żył, choć niewiele osób by to zrozumiało. Dawało mu to energię do działania, pomimo, że większość raczej ma wręcz przeciwną reakcję. Wyobrażał sobie dziecko tańczące w deszczu, które nie ma żadnych dużych zmartwień na głowie, prócz przemokniętych butów.

— Zamknij to okno. Przeziębisz się i zimno wpuszczasz – rzuciła matka Jisunga, po czym zwróciła się do męża: — Rozmawiałeś z twoją mamą? Mówiła coś o obchodzeniu twoich urodzin.

— Moich? Że mam ją zaprosić? Tutaj? Chyba ją coś boli. Na starość jej się coś w głowie poprzewracało. Po co mam to robić? Będzie się rządzić, narzekać jak radzę sobie w życiu, pouczać i psuć atmosferę.

— Kochanie, to twoja matka i… Jisung, na miłość boską, zamknij wreszcie to okno.

— Jest ciepło, mamo! – odparł Jisung i zabrzmiał przy tym zupełnie niewinnie jak pięcioletnie dziecko.

Kobieta posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Jisung uniósł ręce w geście kapitulacji i z westchnieniem zamknął okno. Położył ramiona na parapecie i ułożył na nich głowę. Myślami odpłynął daleko i rozmowa rodziców już przestała do niego docierać, choć ojciec głośno przedstawiał powody, dla których nie warto zapraszać babci Jisunga.

  Han obserwował jak krople deszczu spływają po szybie jak łzy spływają po policzkach. To jakoś tknęło jego artystyczną duszę i zaczął sobie wyobrażać jak to jest, gdy łzy mieszają ci się z kroplami deszczu, nie masz dokąd się udać. Ta wizja zdawała mu się dość romantyczna, ale raczej nie chciałby jej przeżyć. Nie zdążył się nad tym namyślić, bo w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu.

Jisung uniósł głowę jak pies, gdy jego właściciel wróci, choć on nie miał pojęcia kto przyszedł. Może Eunji wróciła, może to Seungmin wpadł, żeby zrobić trochę zamieszania, a może to jakaś sąsiadka, która chciała pożyczyć jajka.

— Możemy jej powiedzieć, że wyjeżdżamy z okazji moich urodzin. Albo przypadkiem zepchniemy Jisunga ze schodów, trafi do szpitala i nie będziemy mogli się spotkać. No nie, co za pech!

— Kochanie!

— No ej! Ja nie chcę zostać poszkodowany. Tato, pójdziesz otworzyć? – zapytał, gdy dzwonek do drzwi rozległ się po raz drugi.

Ojciec Jisunga poszedł otworzyć. Do uszu Jisunga dotarł szmer rozmowy, imię Eunji i jego własne. Wydawało mu się, że dobrze zna ten głos, tylko było go słabo słychać. Usiadł powoli na podłodze i wtedy rozpoznał ten głos (chociaż raczej był to raczej zbieg okoliczności, a niw powód olśnienia). Aż się zdziwił, że wcześniej nie poznał tego głosu.

— Hej, Jisungie! – zawołał Minho, wystawiając głowę z przedpokoju i zaglądając do salonu. Na jego twarzy widniał ciepły uśmiech.

  Wspomniany chłopak rozpromienił się i uśmiechnął się szeroko. Minho podszedł do niego i usiadł na fotelu obok Jisunga, który wciąż siedział na podłodze i obserwował jak jego rodzice wycofują się do kuchni z minami, które świadczyły, że czują się co najmniej jak FBI. Lee na ramieniu miał torbę, którą po chwili zdjął.

Honestly || MinsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz