Rozdział 6

28 5 8
                                    

— Przestań szukać tego artykułu — Carson mruczy mi w kark i całuje go zmysłowo. — Przyleciałem tylko na tydzień. Chcę mieć cię całą dla siebie.

Leżymy w moim łóżku w wynajętym mieszkaniu w Nowym Jorku. Jest początek lata. Pół roku temu, kiedy wróciłam z rodzinnego miasteczka, nie mogłam zamieszkać w akademiku. Nie było miejsc w połowie semestru, a później, kiedy w kwietniu zwolniło się miejsce, nie było już sensu.

— I właśnie spędzamy ten tydzień w łóżku, ty nigdy nie masz dość? — prycham kpiąco, ale wcale nie mam mu za złe.

Sama, gdybym mogła nie jeść, nie pić i nie korzystać z toalety, to bym z niego nie wychodziła, ale dziś ma się ukazać pierwszy artykuł Cindy i muszę go przeczytać.

— Oczywiście, że nie. Nigdy nie będę miał dość ciebie — mruczy dalej w mój kark i całuje go delikatnie. — Skończ już te studia i przyleć do mnie na stałe.

Odwracam się do niego z pytającym wyrazem na twarzy.

— Co? Do Londynu? — pytam i otwieram szeroko oczy.

Carson kładzie się na wznak na poduszce i jego jasne włosy współgrają z jej bielą. Wygląda jak model. Półnagi, bo w samych bokserkach, leży z rękami pod głową, a jego niebieskie oczy z leniwie przymkniętymi powiekami patrzą na mnie uśmiechnięte.

— Yhm, nie chciałabyś? — pyta niepewnie.

Nigdy tego nie rozważaliśmy. Nie zastanawialiśmy, co będzie, gdy ja skończę studia, a to przecież już za parę tygodni. Sądziłam, że zostanę tu w Nowym Jorku i to ja poczekam na niego. Mam co prawda staż w Majestic Theatre, największym teatrze na Broadwayu, ale staż jest tylko dla studentów. Nie mam się co łudzić, że mi go przedłużą. Na moje miejsce jest pięciu, jak nie dziesięciu chętnych studentów, którzy będą odwalać robotę za półdarmo, tak, jak ja teraz, ale zawsze mogłabym się postarać o jakąś inną pracę. Nie zastanawiałam się nad tym jeszcze i w sumie to nic mnie tu nie trzyma, bo nawet nie zabrałam się za jej szukanie, ale Londyn? Po co tak daleko. Nie mamy tam nikogo. Poza tym nie sądziłam, że Carson będzie chciał, żebyśmy razem zamieszkali.

— Yyy... no pewnie, że bym chciała, ale Carson...

— Nie Carsonuj, tylko pakuj rzeczy, zaraz jak obronisz dyplom i przylatuj — mówi, teraz już znów bardzo pewny siebie. — Dłużej nie wytrzymam tam bez ciebie, a ja mam jeszcze rok do dyplomu, nie mogę jeszcze wrócić — mówi całkiem poważnie.

Carson zaczął studia później ze względu na chorobę i śmierć jego mamy. Wciąż czuję wyrzuty sumienia, że został wtedy sam.

— Możemy zostać tam na stałe, jakby ci się spodobało — ciągnie dalej. — Ja lubię Londyn, jestem pewien, że ty też go polubisz — argumentuje, ale ja wiem, że zawsze będzie wolał Londyn niż Nowy Jork, który kojarzy mu się z Thomasem.

Myślałam, że najpewniej wrócimy do domu. Do Burbank w Kaliforni.

— Bronię się za trzy tygodnie — głośno myślę.

— Wystarczą mi trzy tygodnie — przytakuje.

— Na co? — pytam i zerkam na niego, bo nie rozumiem, o czym mówi.

— Na wynajęcie mieszkania i przeprowadzkę, przecież nie ściągnę cię na kampus — parska śmiechem.

— To byłoby wspaniałe, ale co ja będę tam robiła? Muszę mieć pracę — zaczynam kwestionować jego pomysł. — To się nie uda, Carson.

— Nieee błagam, serio? To jest twoje największe zmartwienie? — pyta z kpiną.

Wiem, że dla niego nic nie stanowi problemu, ale dla mnie owszem i przytakuję mu na poważnie. Widzi, że to nie żarty.

Nocny telefonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz