— Islaaaa! Tutaj! Isla! — moje imię wykrzykiwane raz po raz przecina szum pasażu centrum handlowego.
Oglądam się za siebie. Szukam jej wzrokiem. Jest! Szczupła, dość wysoka dziewczyna macha do mnie ręką i podskakuje jak oszalała. Jej długie proste włosy, wystające spod czerwonej czapki z daszkiem lokalnej drużyny baseballowej, podskakują razem z nią.
To Cindy.
Moja przyjaciółka z dzieciństwa, z którą łączy mnie więcej niż z rodzonym bratem. Wieki go nie widziałam. Starszy ode mnie jedynie o rok zamknął się w sobie po śmierci rodziców, egzystując jak zombie, gdzieś obok mnie, a potem wyjechał na studia do Waszyngtonu i tak naprawdę nigdy nie wrócił. Czasem tylko zajrzy, ale na krótko i ucieka do siebie. Nie spędzamy razem nawet świąt.
— Isla! — woła do mnie znów Cindy, jakby jej życie od tego zależało.
Podskakuję więc i też do niej macham, dając znać, że ją widzę. Ruszam jej naprzeciw. Nie rozumiem, skąd dzisiaj w centrum handlowym wzięło się tyle ludzi. Cindy ściąga tę swoją czerwoną czapkę i wymachując nią w powietrzu, przepycha się między ludźmi. Jej promienny uśmiech, który gości na jej twarzy od razu wprawia mnie w dobry humor. Z Cindy, każdy dzień jest jak lato pełne słońca.
Słońce.
Gdy na nią patrzę, widzę tylko Słońce. Albo, gdy patrzę na słońce, to widzę Cindy?
Nie wiem, nieważne. Słońce to cała ona lub ona to całe słońce.
Ciepła, roziskrzona, wszędzie jej pełno. Czasem trochę męcząca, jak południowy upał w środku lata, ale dlatego, że chce dobrze, bo jest kochana, pomocna i troskliwa. Nigdy nie pozwoli ci się poddać. W jej dłoniach wszystko rośnie. Nabiera tempa. Kwitnie. Jej wszystko się udaje. Tak, jak studia dziennikarskie, które skończyła pół roku przed czasem, bo taką miała ambicję i właśnie wróciła do domu z dyplomem, a nie tylko na świąteczną przerwę.
— Islaaaaaaa! — wykrzykuje moje imię niezliczony już raz na cały regulator i wreszcie wpada mi w ramiona.
Ściska mnie tak mocno, że ledwo umiem złapać oddech, podskakując w miejscu.
— Jak dobrze cię widzieć! — piszczę jej do ucha, bo też nie potrafię się powstrzymać i też podskakuję.
Ludzie zaczynają się na nas gapić, jak na wariatki, ale nas to nie obchodzi. Nie widziałyśmy się pół roku. Cindy studiowała w Waszyngtonie, tam, gdzie Jordan i owszem rozmawiałyśmy przez telefon, pisałyśmy do siebie od czasu do czasu, ale to nie to samo.
— Kiedy wróciłaś? — pyta, wciąż mocno podekscytowana.
— Wczoraj po południu — odpowiadam.
Robi nadąsaną minę i trąca mnie ręką.
— I zwlekałaś tak długo, żeby się ze mną spotkać? — pyta z udawaną pretensją, jakby sama wróciła, nie wiadomo ile wcześniej i też miała czas.
— Musiałam pogadać z Julią, wiesz, zerwaliśmy z Thomasem — tłumaczę, nie kryjąc, co zaszło.
Zastyga w bezruchu. Patrzy na mnie osłupiała. Jej zielone oczy rosną jak u postaci z bajek.
— Że co? Dlaczego? — dopytuje w szoku, ale z troską.
Cindy i Thomas poznali się w zeszłe Boże Narodzenie i bardzo się polubili. On zawsze kazał ją pozdrawiać, gdy z nią rozmawiałam, a ona odwzajemniała się tym samym. Nawet Tyler, chłopak Cindy, który nie często darzy ludzi sympatią, też polubił Thomasa.
Spędziliśmy razem zeszłorocznego Sylwestra.
— To było nie dla mnie, nie czułam się szczęśliwa — zaczynam tłumaczyć, a ona ciągnie mnie za rękę do pobliskiej restauracji.
CZYTASZ
Nocny telefon
RomanceNajlepszym postanowieniem noworocznym, jest obietnica, aby nie oglądać się wstecz. Tak sobie obiecała Isla. Co jednak zrobi, jeśli w ten ostatni dzień roku, na jej horyzoncie pojawi się Carson? Jej najlepszy przyjaciel z czasów liceum, który być mo...