★ Adore You ★

371 27 37
                                    

Alastor wciąż nie przywykł do uczucia, jakiego doświadczał, gdy dłoń Lucyfera ściskała tę jego, ale nad tym pracował.

Czasem mimowolnie się wzdrygał, gdy Lucyfer postanawiał spleść ich palce w lekkim uścisku, mimo że starał się tego już nie robić.

Cudzy dotyk na jego skórze, czy ubraniu, w dalszym ciągu mu się nie podobał. Nienawidził, gdy ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą.

Ale na Lucyfera zawsze przymykał oko. Był ważny dla niego i dla jego serca.

Jego dotyk był inny. Każde zbliżenie między nimi prezentowało się skrajnie inaczej, niż wszystkich innych.

Gdy ktokolwiek miał czelność go dotknąć, czuł palącą złość i obrzydzenie, ale kiedy był to Morningstar, musiał jedynie zniwelować odczuwalne dreszcze.

Lucyfer zawsze nosił rękawiczki. Alastor miał okazję dotknąć nagiej skóry jego dłoni zaledwie kilka razy. Nie mógł na to narzekać. Nie odczuwał specjalnej różnicy w tym aspekcie. Dla niego wyczynem było już to, że w ogóle pozwalał Morningstarowi wkraczać w swoją przestrzeń osobistą. Nieważne, czy dotykał go przez materiał czy nie.

On za bliskością nie przepadał, z kolei Lucyfer ją adorował. Musieli więc nauczyć się trwać w kompromisie. Powoli naruszali strefę komfortu tego drugiego, ale pilnując się, by nie przekroczyć granic.

Wyzwaniem było wytrzymywać przez cały wieczór z Lucyferem, który bardzo lubił się przytulać. Alastor nie pojmował, co tak cudownego widział on w tej czynności, ale z czasem przywykł do uścisków. Jednego razu nawet stwierdził, że nie były one takie złe.

Składane na jego skórze pocałunki paliły. Zostawiały na nim szlak płonących śladów, od których z czasem się uzależnił. Początkowo z trudem je wszystkie znosił. Teraz pragnął ich więcej i więcej. Granica między znienawidzeniem a uwielbieniem wbrew pozorom się zacierała. Alastor wciąż nie rozpracował, czy wciąż nie lubił być całowany, ale się do tego przyzwyczaił, czy może naprawdę zaczął to adorować.

Na pewno lubił, kiedy Lucyfer mrużył oczy za każdym razem, gdy to on — Alastor — był inicjatorem pieszczot. Uwielbiał patrzeć, jak ten się rumienił, gdy obejmował go w talii. Podobała mu się dezorientacja, gdy na przywitanie całował go w policzek.

Mógł słuchać jego głosu przez długie godziny. Nawet, gdyby Lucyfer rzucił w jego stronę wiązankę przekleństw bądź go zwyzywał od najgorszych, jemu by to nie przeszkadzało. Lucyfer miał przyjemny w odsłuchu głos, niezależnie, jakie słowa wychodziły z jego ust. Czasem — choć Alastor się do tego nie przyznawał — przestawał analizować jego słowa, a wyłącznie słuchał samej barwy i tonacji głosu.

Lucyfer mówił wiele głupot. Ogólnie rzecz ujmując, mówił bardzo dużo; często nie dając nawet dojść rozmówcy do głosu. Miał dziwne nawyki i zainteresowania. Alastor wciąż się zastanawiał, dlaczego jego serce postanowiło działać niestandardowo akurat w jego towarzystwie.

Spędzali w swoim towarzystwie sporo czasu, aczkolwiek nie przesadnie dużo. Wciąż mieli swoje obowiązki, którymi niekoniecznie nawzajem się dzielili. W szczególności Alastor lubował otaczać się prywatnością. Lucyfer czy chciał, czy nie, musiał to uszanować.

Lucyfer był skrajnie inny od Alastora. Może stwierdzenie, że stanowili swoje całkowite przeciwieństwa, to za dużo powiedziane, ale Radio Demon czasem wciąż się zastanawiał, co takiego unikatowego dostrzegł w Morningstarze (odejmując fakt, że był on królem Piekła we własnej osobie).

Im jednak dłużej się poznawali i spędzali z sobą więcej czasu, Alastor zauważał coraz to więcej, bardziej wyrazistych aspektów, za które adorował Lucyfera.

Adore You ★ radioapple ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz