Montanha wjechał na dziki parking przy wejściu do lasu i wyłączył silnik pojazdu. Cała trójka funkcjonariuszy wyszła z radiowozu i skierowała się w stronę boru. Promienie słońca prześwitywały delikatnie przez korony drzew.
Mia podała młodemu policjantowi pistolet z tłumikiem i zaproponowała, aby zaczął szukać zwierzyny. Chłopak radośnie wziął broń i pobiegł w głąb lasu, omijając całkowicie wszelakie ścieżki, które się tam znajdowały. Gregory i Mia szli powoli za nim, aby nie zgubić go przypadkiem z oczu.
-Ernest, jak tak będziesz buszować po tym lesie to wszystkie zwierzęta wystraszysz, biegaj ciszej. – Zawołał Grzechu swoim donośnym głosem.
Krackers rzeczywiście zaczął bardziej uważać na swoje kroki i starał się żeby były bardzo ciche. Mia uśmiechnęła się pod nosem patrząc na oficera który biegał jak małe dziecko, szukając sarny. Spojrzała kątem oka na szefa policji, który najwidoczniej nad czymś intensywnie rozmyślał. Odciągnęła go lekko na bok, aby nie wszedł w duże i stare drzewo.
-O czym tak myślisz Grzesiek? – Zapytała rozbawiona kobieta.
-Oo... Em. – Mężczyzna nie wiedział właściwie co odpowiedzieć. Westchnął ciężko nie mogąc wymyślić żadnej wymówki – Martwię się o Sandała. Mam nadzieję, że sobie poradzi do czasu, gdy go znajdziemy.
-Tylko o Sandała? – Zapytała, podnosząc jedną brew do góry i uśmiechając się chytrze. – A o Erwina wcale nie, hm?
Gregorego zatkało, trafiła w jego słaby punkt. Z jednej strony wiedział, że młodszy był sprytny i umiał uniknąć śmierci za każdym razem gdy ta tylko pukała do jego drzwi, ale teraz? Był przywiązany, zakuty i torturowany. Jego życie zależało w głównej mierze od humoru porywaczy, a złotooki nie bał się nieraz odpyskować lub rzucić wrednym tekstem. Było to imponujące, że umiał być szczery do bólu, ale w takiej sytuacji było to dla niego jak strzał w kolano. Najbardziej martwiło go to, że nie miał żadnej innej informacji o Erwinie niż rozjaśnione zdjęcie. Od porywacza wiedział tylko o swoim funkcjonariuszu, co jeśli potem wykorzysta jego byłego męża jako karty w tej chorej grze?
- Ziemia do Gregorego! – Krzyknęła mu do ucha Mia, która czekała na odpowiedź.
-Kurwa moje ucho! – Krzyknął wkurzony i zdezorientowany Montanha, krzywiąc się z lekkiego bólu.
Ernest podszedł do dwójki kłócących się funkcjonariuszy, jego mundur był cały upaćkany w błocie i liściach.
-Przepraszam, że przeszkadzam księżniczką, ale... czy możecie się zamknąć chociaż na chwilę?! Już prawie upolowałem sarnę to zaczęliście się drzeć, zaraz to wy będziecie za nimi latać! – Wydarł się piskliwym głosem Krackers.
Mia przewróciła oczami, a Gregory tylko się skrzywi, poszli za młodszym, który znów zaczął być milutki i potulny.
Zajęło im trochę zanim znaleźli kolejną sarnę. Tym razem wszyscy byli cicho, a Ernest szykował się do ataku na zwierzę. Trzy, dwa i jeden... Chłopak rzucił się na sarnę, ale ta zwinnie przed nim uciekła. Ernest upadł na trawę, robiąc fikołka i o mało nie zderzając się z drzewem. Wstał szybko i pobiegł za sarną.
-STÓÓÓÓJ! – Krzyknął za zwierzęciem, goniąc je i wymijając zwinnie drzewa.
Mia i Gregory obserwowali gonitwę młodszego, śmiejąc się z każdej nieudanej próby lub upadku funkcjonariusza. Po trzydziestej próbie Ernestowi w końcu udało się dorwać sarnę, stał dumny przy swojej zdobyczy, dysząc cicho. Do takich rzeczy zdecydowanie go nie szkolono w policji.
Montanha podszedł do chłopaka i wziął sarnę, przerzucając ją sobie przez bark.
-Dobra robota Krackers, może dostaniesz pochwałę na kodzie ósmym. – Powiedział Gregory kierując się do wyjścia z lasu.
CZYTASZ
Te symbole
FanfictionErwin zniknął z miasta bez żadnego słowa. Nikogo nie poinformował o swoim wyjeździe. Można było stwierdzić jedno. Knuckles zapadł się pod ziemie.