Jechali spokojnie ulicami Los Santos. Ernest ścigał każdego kto przekroczył choć minimalnie limit prędkości i krzyczał za nimi w niebogłosy. Grzegorz siedział załamany na miejscu pasażera obserwując poczynania oficera I stopnia. Jakim cudem on go zaakceptował do swojej jednostki? Może był pijany, a może przypominał mu.... Nie. To na pewno nie przez to.
Pojazd zatrzymał się ponownie za autem które przekroczyło znacznie prędkość.
-Szefie, teraz musi się szef wykazać! Ja już wystarczająco zrobiłem. Powinienem za taką ciężką pracę dostać już dawno awans! – Wykrzykiwał Krackers, dumny z siebie i swojej roboty.
Montanha otworzył drzwi swojej radiolki i wyszedł z niej. Przewrócił oczami i podszedł do pojazdu przed nimi, już wolał użerać się z kierowcą który złamał przepisy niż słuchać kolejny raz od Ernesta o tym, że powinien dostać awans i jakim to on nie jest cudownym policjantem.
-Szyba w dół kierowco i wyłączymy silnik. Gregory Montanha, numer odznaki 201. Wiesz za co zostałeś zatrzymany? – Powiedział znudzonym, a można by się również pokusić o stwierdzenie, że zmęczonym głosem. Przejechał swoim wzrokiem z lusterka Sultana na osobę która siedziała w środku.
Przez dłuższą chwilę stał w bezruchu i patrzył na mężczyznę w środku jak na ducha. Szare wchodzące w odcień srebrnego, ułożone włosy, bladsza skóra i..! Źrenice Gregorego powiększyły się, spojrzał mężczyźnie prosto w oczy i jego uśmiech momentalnie zniknął.
To nie był on. Oczy tego obcego mu chłopaka miały odcień zieleni. Nie były w żadnym stopniu podobne to tych oczu które tak dobrze znał, tych w których zawsze tonął i zatracał się przy każdej dłuższej rozmowie. To zdecydowanie nie był Erwin którego tak brakowało od kilku tygodni w mieście.
Z zamyśleń wyrwał go zdezorientowany głos kierowcy Sultana.
-Panie Monatnha? – Spytał niepewnie.
-Dzisiaj... będzie tylko pouczenie, niech pan jeździ wolniej. Po zgaszeniu sygnałów świetlnych będzie pan mógł odjechać. – Powiedział brązowooki zmarnowanym, ale wciąż stanowczym głosem i pospiesznie wrócił do radiowozu. – Krackers, zgaś sygnały.
Oficer zgasił posłusznie sygnały, spojrzał na szefa i wydął lekko dolną wargę.
-Co ci? Patrzyłeś na tego typa jakby ci co najmniej matkę zabił! – Znów zaczął wykrzykiwać Ernest który nie rozumiał co się stało.
- Uspokój się i zapomnij o tym. Gorzej się poczułem i tyle. Po co drążyć temat.- Odezwał się szorstko Gregory. – Jedź dalej.
Oficer spojrzał przed siebie, po czym od razu zmierzył Gregorego kątem oka. Przedrzeźnił jego słowa i włączył silnik, zjeżdżając z chodnika. W radiu leciała nudna, ale spokojna muzyka z telefonu szefa. Policjant zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na radio.
-Boże, Gregory ty masz depresje czy co, w mojego ojca się bawisz?! Jedziemy i jedyne co leci w tym głupim radiu to smuty! Pora włączyć coś normalnego – Od razu przeniósł swoje ręce z kierownicy na telefon szefa.
Gregory patrzył na poczynania młodszego w szoku. On prawie jako jedyny z niższych stopniem nie bał się skrytykować go prosto w twarz. Chciał już coś powiedzieć oburzony tym, że młodszy dotyka jego własności, ale chłopak zdążył odłożyć telefon na miejsce. Szybki był, to akurat trzeba było mu przyznać.
W radiu rozbrzmiała jakaś radosna melodia. Boże.. Gregory rozpozna ten typ muzyki wszędzie. Discopolo. Zdecydowanie nie miał dzisiaj humoru na takie piosenki. A pomyśleć, że mógł zostać w biurze i sprawdzać dokumenty.
-Za każdą chwilę z tobą oddał bymmmm, to co najdroższe maleńka! – Zaczął śpiewać Krackers, jeśli można było to w ogóle określić śpiewem, a nie zwykłym krzyczeniem słów.
Gregory oparł się o drzwi i patrzył załamany na drogę i przechodniów którzy patrzyli z zaciekawieniem na radiowóz szefa, z którego wydobywała się muzyka.
-Boże dopomóż mi...- Szepnął pod nosem Montanha.
Po kilku godzinach męczącego patrolu z młodym policjantem, w końcu mógł pójść na przerwę i choć trochę odpocząć. Już kierował się w stronę jadalni na komendzie, gdy na jego telefon przyszła wiadomość.
>Numer zastrzeżony
[Witaj Gregory, mam dla ciebie bardzo interesującą sprawę ;)]

CZYTASZ
Te symbole
FanfictionErwin zniknął z miasta bez żadnego słowa. Nikogo nie poinformował o swoim wyjeździe. Można było stwierdzić jedno. Knuckles zapadł się pod ziemie.