rozdział czwarty

16 0 1
                                    


Do pokoju wpada poranne słońce. Odwracam się na drugi bok, nie chcąc jeszcze wstawać. Dopiero po chwili przypominam sobie, że nie jestem w Nowym Jorku, a w słonecznej Hiszpanii, gdzie będę się uczyć przez następny rok. Biorę telefon z szafki nocnej i wyłączam budzik, który ma zadzwonić za pięć minut. Ścielę łóżko, następnie korzystam z tego, że Tina jeszcze śpi i idę do łazienki. Myję twarz, zęby i biorę szybki orzeźwiający prysznic.  Gdy wychodzę, widzę, że dziewczyna już wstała i wybiera ubrania z szafy.  Witam się z nią, i robię to samo. Mundurek składa się z spódniczki, koszuli, swetra i skurzanej kurtki z logami szkoły.

- Nie bierz swetra, ugotujesz się.- radzi mi dziewczyna.- Już jest jakoś dwadzieścia stopni.

Więc ubieram się tylko w spodniczkę i koszulę, wybieram adidasy i psikam się moimi ulubionymi perfumami. Robię nam pamiątkowe zdjęcie, a następnie szybko siadam do biurka i nakładam makijaż. Czeszę jeszcze włosy, starając się ukryć to, że trzęsą mi się ręce. Bardzo się stresuję.

Koło siódmej schodzimy na śniadanie, gdzie witamy się z dziewczynami z paczki Tiny. Chłopacy podobno jeszcze nie wstali. Na stole są porozkładane już talerze, szklanki, różne pieczywa, jogurty, owoce, widzę też płatki, dżemy, sera i wędliny. Na stole są też dzbanki z sokiem, wodą, herbatą i kawą.

- No kochani, życzę wam smacznego. - mówi pani Katherine. - Mam nadzieję, że ten rok szkolny będzie dla was przyjemny. Chciałabym wam jeszcze przedstawić waszą nową koleżankę z tego domu, Keirę.

Wszyscy spoglądają na mnie. Uśmiecham się, a gdy wszyscy zabierają się do jedzenia, też to robię. Nakładam sobie na talerz rogalika, kilka truskawek i jogurt. A do szklanki nalewam sobie trochę wody. Śniadanie naprawdę jest pyszne, dawno nie jadłam tak dobrych owoców.

Pół godziny później idziemy z Tiną do pokoju, bierzemy plecaki, ja nalewam sobie wody do butelki z filtrem i psikam się jeszcze perfumami.

- Pójdziemy wcześniej, to oprowadzę cię jeszcze po szkole.- mówi, a my wychodzimy z internatu. Dziewczyna mówiła prawdę, naprawdę jest już gorąco. Poranne promienie słońca ogrzewają dziedziniec z fontanną i ławkami, a my wchodzimy do budynku liceum.

Przy wejściu znajduję się gabinet ochroniarza i gablota z osiągnięciami szkoły, dyplomami i pucharami. Dalej widzę ogromną jadalnie, jest tu kilka stołów, jeden po co najmniej sto pięćdziesiąt osób. Naprawdę musi się tu uczyć dużo uczniów. Obok są po rozstawiane stoły z jakimiś pojemnikami,  które pewnie robią za szwedzki stół, a wkłada się tam jedzenie. Rozglądam się zaciekawiona,  następnie przechodzimy do sali gimnastycznej. Jest naprawdę ogromna, o wiele większa od tej, którą miałam w Nowym Jorku.

- Z sali gimnastycznej przechodzi się do siłowni, z której każdy uczeń może korzystać po szkole.- tłumaczy Tina, a ja zaglądam do wielkiego pomieszczenia, który nijak się ma, do siłowni którą znam z Ameryki, jest bardzo dobrze wyposażona. - Teraz chodźmy do wschodniego skrzydła, tam są sale lekcyjne. 

Idziemy korytarzami, a ja czuję, że jeszcze przez długi czas będę się tu gubić. Ta szkoła jest ogromna. Tina mówi, że sale są uporządkowane. W tym skrzydle znajdują się sale historyczne, geograficzne, biologiczne, chemiczne i matematyczne.  W południowym skrzydle są tylko sale przeznaczone to nauki języków, plastyki, informatyki czy  plastyki. 

- Na pewno jakoś się odnajdziesz, na planie masz numery sali, więc pamiętaj, że w wschodnim skrzydle są numery do stu dwudziestu, a w południowym od stu dwudziestu do trzysta.

Boże, ile tu jest sal lekcyjnych. U mnie w szkole było jakieś sto, a i tak było dużo miejsca.

Następnie idziemy do sklepiku, gdzie można kupić nie tylko jedzenie, ale też jakieś podstawowe kosmetyki, co jest idealne dla osób mieszkających w internacie, ale również zeszyty i długopisy.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 14 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

AllrightWhere stories live. Discover now