Rozdział 1: Nie chcę źle

42 8 4
                                    


-Poczekaj tu paniczu Lan Przygotuje panicza Wei na twoje przybycie -Powiedział dość cicho. Upiorny generał nie chciał robić nic wbrew woli przyjaciela ale nie mógł pozwolić umierać mu w samotności i wyrzutach.

Wszedł do niewielkiego domu spoglądając na stan patriarchy który nie był zbyt dobry. Mężczyzna był blady i leżał na swoim miejscu nierówno oddychając, co chwilę jego twarz wykrzywiała się w bólu a on mamrotał przez sen. Na świeżo umytej pościeli na której leżał można było ujrzeć czerwone plamy krwi obok niego leżała potłuczona miska w której Wen zostawił wcześniej jedzenie, nie trzeba wspominać że kilka kawałków było w krwi Weia na co upiorny generał westchnął

-Znów to sobie zrobiłeś... -Stwierdził cicho fakt. Wiedział że z Wei Wuxianem nie jest dobrze nie tylko fizycznie. Jego psychika zabija go i jeśli niebawem nie dostanie pomocy od kogoś to umrze. Sam nie potrafił pomóc przyjacielowi musiał coś zrobić.

Wen Ning wyszedł z domu zastając zniecierpliwionego Lan Wangijego. Musiał przyznać że nigdy nie widział go w takim stanie, ten na pozór spokojny zrównoważony mężczyzna przestępował z nogi na nogę zniecierpliwiony, jego twarz wyrażała wiele emocji czego chyba nikt nigdy nie widział u młodszego z jadeitowych braci. Wen Ning był teraz pewny że Lanowi zależy na jego paniczu i że za wszelką cene postara się mu pomóc

-Możesz wejść paniczu Lan. Jednak panicz Wei teraz śpi, nie jest też z nim za dobrze, proszę nie spanikuj jak go zobaczysz -Na te słowa generała Lan Wangij był jeszcze bardziej przejęty nie wiedział co może zastać a poważny ton Wena nie pomagał. Zacisnął pięści i szybkim ruchem wyminął Wen Ninga by po chwili zobaczyć swojego ukochanego.

-Wei Ying Szybkim ruchem odstawił wadzący mu stolik i uklęknął zaraz przy twarzy śpiącego. 

Złapał jego rękę z zatroskanym i przerażonym spojrzeniem. Zobaczywszy rany na jego rękach od razu skupił się na przesyłaniu swojej duchowej energii by pomóc jego Wei Wuxianowi. W tej samej chwili Patriarcha przebudził się, z początku myślał że to Wen wrócił i widząc jego stan zaczął oczyszczać jego rany więc nie wysilając się otwieraniem oczu, jednak po chwili zdał sobie sprawę że coś jest nie tak. Poczuł duchową energię przepływającą przez jego ciało. W jednej chwili otworzył oczy, ujrzawszy Lan Wangijego gwałtownie poderwał się do siadu od razu wyrywając rękę z jego uścisku

-Co ty tu robisz?! Krzykną lekko zdezorientowany

-Wei Ying, jak się czujesz? -Zignorował pytanie Patriarchy patrząc na niego z troską

-Jeśli znów chcesz zaciągnąć mnie do zacisza by ukarać mnie za demoniczną kultywację i naprostować nie wysilaj sie. -Chwycił za flet który zawsze miał schowany pod poduszką i stanął gotów do walki naprzeciw mężczyźnie odzianemu w biel.

-Wei Ying nie chcę źle, uspokój się jesteś chory -Wstał widząc osłabioną postawę mężczyzny

-"Nie chcę źle" Wy lanowie nigdy nie chcecie źle ale chcecie mieć wszystko pod kontrolą ukarać tych co zawinili albo idą WASZYM zdaniem niewłaściwą ścieżką. Zrozum w końcu... że mnie... nie zmienisz.. nie da się mnie... -Z każdym słowem mówił coraz ciszej czując coraz większe osłabienie, obraz za jego oczami zaczął się zamazywać a ten stracił równowagę i gdyby nie interwencja Lan Wangijego runął by na ziemie

Sens życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz