Prolog

11 1 0
                                    

Mój ojciec - mimo, że był człowiekiem surowym, nie mającym pojęcia o zabawie nauczył mnie wielu rzeczy, gdy w pewnym momencie, kiedy byłam dzieckiem zupełnie przestał mnie zaskakiwać. Chodziliśmy na łowisko i testowaliśmy zrobione przez niego wędki i sprowadzone z innego miasta przynęty na ryby. Kiedyś powiedział mi żartobliwie, że mam się nigdy nie buntować, bo ma dostęp do mojego jedzenia i szczoteczki do zębów. Jako dziecko wzięłam to do serca. Ale im starsza byłam, tym stawałam się sprytniejsza. Zaczęłam chować swoją szczoteczkę i resztki obiadu, w związku z czym, zaczęłam chować również siebie.

W Outer Banks istniało miejsce, które mogłam nazwać swoim małym rajem. Mniejsza ojczyzna w małej ojczyźnie. Jedno z łowisk, które mój ojciec odkrył kiedy był w moim wieku, może trochę starszy. Znajdował się tam stabilny pomost, nad którym pochylały się gałęzie muskularnej brzozy, na której zamontowana była lina.

Nie było tam rzecz jasna żadnych ryb. Ani żadnych istot żywych, wyliczając z tego wszystkie schowane w chaszczach koniki polne. Miejsce było zapuszczone i schowane. Innymi słowy - było moje.

- Cora, wykładaj te puszki szybciej, pasterka mnie tutaj zaraz zastanie.

Był pierwszy dzień wakacji, każdy dzieciak w Outer Banks o porze, w której ja pomagałam z wykładaniem dostawy sączył piwo, własne sny albo marihuanę.

- Nie moja wina, że ojciec sprowadził zanęty po dwa kilo na głowę - westchnęłam w stronę Samuela, który był bardzo zniecierpliwiony moim ślimaczym tempem pracy - Zdziwię się, jeżeli ktokolwiek kupi.

Mój brat, który pracował w Bait and Tackle na zmianę ze swoim koleżką, któremu załatwił tutaj fuchę był najbardziej niecierpliwą osobą na świecie. Z roku na rok, im więcej lat miał na karku stawał się jeszcze bardziej irytujący. Miałam teorię, że woda sodowa uderzyła mu do głowy. Albo ilość wypalonych jointów.
Prawda była taka, że od dziecka jego charakter był ukierowany w jedną stronę, od której powrotu nie było, bo wyszło dokładnie tak jak się spodziewałam. Być może przesadziłabym stwierdzając, że był on zupełnie zmarnowanym potencjałem. Ale to marnotrawstwo jego potencjału, bo przez całe moje życie mieszkając z nim pod jednym dachem można było zauważyć w nim coś więcej niż zaczerwienione oczy, zmierzało w kierunku, który jest jak droga jednokierunkowa.

- Tata sprzedałby ślepemu okulary korekcyjne, o to się nie martw - powiedział, a do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny cierpki zapach dymu - Zaraz przychodzi Steve, obiecałem mu, że ogarniemy towar, a on obrządzi samą kasę.

Steve był najlepszym kumplem mojego brata. Łącznie mieli razem dwie szare komórki, którymi chyba dzielili się na zmianę. Rok temu, ledwo wrócił do domu, chciałoby się rzec, że był tylko pod wpływem wódki. Jego rodzice, w ich całkiem usprawiedliwionej wsciekłości, dali mu wielomiesięczny szlaban, którego kresu nie było widać, i nakazali mu znaleźć własne źródło utrzymania. I oto wszedł Samuel, cały na biało. Pobłagał ojca, aby dał mu minimalną stawkę i tak oto jestem skazana na towarzystwo Samuela nr 2. Z tym, że ten ewidentnie był zainteresowany moją osobą. I nie było to zainteresowanie o jakie się szczególnie prosiłam.

Westchnęłam cicho i wyłożywszy ostatnią ciężką puszkę na metalową półkę cisnęłam kartonem w kąt, mając nadzieję, że zniknie on sam, albo będę się mogła w nim później ukryć przed Stevem.

- Idę na przerwę - zadeklarowałam, po czym powędrowałam na zaplecze, aby wyjść ze sklepu tylnym wyjściem.

W moją twarz uderzyła fala słońca, od którego zawsze wysypywało mnie piegami. Pod sobą miałam jedynie wodę, na której opierało się mnóstwo motorówek, wśród których rozpoznałam jedną szczególną, na której widniał niedbale wymazany białą farbą napis - HMS POUGE.

Through a parade • JJ MaybankWhere stories live. Discover now