- My tu pitu pitu panowie, a wypadałoby się wziąć za swoje obowiązki. Dowódca plutonu Ezrael Milder, bo jak się domyślam, trafia do mnie?
- Nie tym razem — rzucił Bryson. - Trafia pod skrzydła Grody.
- Żeś go wjebał, przecież on się zajedzie.
- Groda czy młody?
- Wiesz, jaki on jest, zawsze ma każdego pod swoje dyktando. Szkoda dzieciaka.
- Kogo ci szkoda Ezraelu, jak tak dalej pójdzie, będziemy mieć tu mięczaków, nie wojów z krwi i kości.
Do naszego zbiorowiska dotarł kolejny rosły jak dąb mężczyzna. Jeżeli Ezrael był w miarę mojego wzrostu, tak tamten facet mierzył lekko ponad dwa metry wysokości. Blizna na pół gęby też nie polepszała mojego zdania na jego temat. W starciu z tymi górami mięśni i testosteronu będę musiał ostro się pilnować. Nie wyglądało na to, żebyśmy się polubili.
- Ezrael po prostu za bardzo polubił młodego. - złapał mnie za ramię — Jak pisałem, będziesz miał jednego w rezerwie. Keithan jest nauczony stylu zachodniego, ale myślę, że i w naszych technikach znajdzie jakiś odpowiednik.
- Dostał się do wojska? Chyba ktoś ładnie w łapę dostał — rzucił z pogardą Groda. Zdecydowanie się nie polubimy.
- Zaraz dostanie w mordę* — Ezrael aż się zakrztusił na moje słowa. Zwróciłem na niego swoją uwagę.
- Ciesz, się, że nie zna tego języka.*
- Dziwie się, że ty go znasz. Elficki jest mało powszechny nawet w ich rodzinnych stronach.*
- Studiowałem tam swego czasu medycynę.*
- Już się nagadaliście? - warknął Groda.
- Masz z czymś problem typie? - stanąłem naprzeciw niego i zadarłem wysoko głowę. - Gówno wiesz, gówno widziałeś. Kazano mi tu być, więc się stawiłem, nie zabiegałem o to.
- Keith, spokój.
- Ależ ja jestem spokojny, do czasu. Niektóre metody wychowawcze przynoszą inny skutek niż zamierzony - tym razem zwróciłem się do Groda — Viron, to Viron macie te swoje śmieszne plutony. W Zostepe są warunki cięższe od tego waszego placu zabaw. A warty zwiadowcze nie raz, nie dwa kończyły się całkowicie na głodzie. Niektórzy do dziś z nich nie wrócili, pewnie wpierdoleni żywcem przez swoją kompanię lub inne zwierzęta. Więc jeśli kiedyś będziesz chciał prawdziwego wojska, to zapraszam. Nawet dla ciebie Ross znajdzie coś, co cię pogrąży i upodli. W Zostepe albo służysz władzy, albo giniesz.
- Może jednak zmienimy ci grupę. - rzucił zmieszany Bryson.
- Zostaw. Mocny w gębie, zobaczymy czy będzie taki sam po treningu. Chłopaki z plutonu go godnie przywitają. Zapraszam — wskazał na jedną z grup — Czas na trening moi drodzy.
Najcięższe, póki co wydawało mi się moje stracie z Grodą. Chłopaki z oddziału nie wydawali się wrogo nastawieni, ale na pewno mieli dyscyplinę i szacunek do tego człowieka w przeciwieństwie do mnie. Wiedział jednak, że prawda wyjdzie dopiero gdy zostaniemy sami. Jeżeli chciał mnie zajechać, to mu się nie udało. Przez cały czas dotrzymywałem tępa kapitanowi drużyny, zyskując w jego oczach. Tłumaczył mi niektóre praktyki, służył za przewodnika, co świadczyło, że odnalazł się w swojej roli. Nie odstawałem od nich za bardzo, wyróżniały nas jedynie niektóre drobne ruchy jak, chociażby układanie ręki na rękojeści. Nie byłem nauczony do prostego miecza, stąd moje zdziwienie jak się tym macha, bo całkowicie inaczej był rozłożony ciężar niż przy szabli perskiej, która wzbudziła drobne zainteresowanie. Perfekcyjnie wygięte ostrze było kompletnie różne od prostego ostrza miecza czy katany.
Cały czas byłem czujnie obserwowany przez dowódców. Bryson zapewne zapoznał Grodę z moimi osiągnięciami i uwagami z poprzedniego obozu. Tych drugich było znacznie więcej, ale nie zapominajmy, że nie mogli wpisać wszystkiego. Niektóre metody stosowane przez Seta były surowo zabronione i uznawane za niehumanitarne. Skhar, choć głupi nie zwracał na siebie niepotrzebnie uwagi, o ile wiedział, co wyprawia jego beta, gdy ten odwraca od niego wzrok.
Trening zakończył się południem, kończąc pięć godzin wysiłku. Byłem praktycznie pewien, że to dopiero początek, więc gdy oznajmiono, że widzimy się jutro, byłem więcej niż w szoku. Elle, bo tak zwracano się do kapitana, też zauważył moje zachowanie.
- Coś nie tak? - oderwał wzrok od reszty grupy, skupiając go całkowicie na mnie.
- Koniec? To ledwo pięć godzin.
- Tak to koniec, gdyby coś było niezrozumiane dla grupy, pewnie potrwałby dłużej, by przećwiczyć daną rzecz. Wszystko poszło zgodnie z planem, dotrzymałeś tępa, więc skończyliśmy tak jak zawsze.
- W moich stronach by cię zżarła góra za to. Nawet z tak chujowym dowódcą jak Groda mogę tu siedzieć. Pierwsze wakacje w życiu.
- Ile trenowaliście w Zostepe? - tym razem nawet się nie oburzył tym, jak nazwałem naszego dowódcę.
- Z przerwami i karami czy bez?
- Bez? Sam trening.
- Od ośmiu do szesnastu godzin w zależności jak bardzo wkurwiliśmy Rossa poprzedniego dnia.
Widziałem tylko jak wywalił oczy na to co mu powiedziałem. Najwidoczniej dotarło do niego, że nie mają aż takich ciężkich warunków. Treningi w Zostepe był tragedią, a przynajmniej dla mnie. Dlatego się spóźniałem często, bo tak nawet z potencjalną karą skracałem sobie czas treningowy i również reszcie, która na to patrzyła. Każdy z nas był nauczony kombinowania, choć wiedzieliśmy się, że w takim trybie zajedziemy się do czterdziestki, a nasza rasa potrafiła dożyć ponad setki.
- Pociesze cię, u nas nie ma czegoś takiego jak darmowe szkolenia, dolicz do tego prace, żeby mieć co jeść. - dorzuciłem mu kolejną porcję ciekawostek.
- Ty miałeś czas dla siebie?
- Ja nie miałem czasu, żeby spać dłużej niż godzinę, a ty coś pierdolisz o wolnym.
- Wiedzą o tym? - wskazał na Grode i resztę.
- To nic nie zmieni. Nie jestem typem, który żali się komu tylko może, więc liczę, że zostanie to pomiędzy nami. Tylko i wyłącznie.
Widziałem, że Ell nie był przekonany co do tego pomysłu, ale moje spojrzenia dało mu wiele do myślenia. Nie był głupi, nie wiedział z kim ma do czynienia więc się wycofał i słusznie. Lepiej na tym wyjdzie.
Jeżeli tak mają wyglądać moje najbliższe lata tutaj, to byłem dobrej myśli, by wyrwać się z Zostepe na zawsze. Musiałem tylko się zainteresować, jak wygląda praca w kopalniach. Z taką ilością wolnego czasu byłem w stanie dość sporo odłożyć na dobry start, a zdobyte doświadczenie na pewno ugra coś na moją korzyść.
Skinąłem głową w stronę Ella i razem z resztą rozeszliśmy się w swoje strony. Nie chciałem się kumplować z resztą oddziału za bardzo. U większości dostrzegłem, że są to typowe gwiazdki, więc jeśli ktoś dostał w łapę to, ci którzy ich tu przyjęli. Jeżeli ja ze świeżymi ranami dotrzymywaniem tempa, którego oni nie potrafili, to coś tu było mocno nie tak.
Wojsko owiane sławą, które miało pod sobą najlepsze oddziały, często służące później samemu królowi czy jego rodzinie. Szanowani na cały świat dowódcy. Najwidoczniej tylko plotki się zgadzały, bo nie było to miejsce o którym się tyle nasłuchałem, szczególnie, że dostałem się tu z lekkością, a raczej utrzymałem. Problem był taki, że zwracałem na siebie uwagę.
CZYTASZ
Pole Hiacyntów
FantasyZostepe pomimo piękności i egzotycznej otoczki skrywa podłą tajemnicę, która wychodzi na jaw po latach. Oprócz niej znajduje się tutaj też dwójka dzieci, które usilnie próbują się odnaleźć w tym podłym środowisku, w które została wplątana. Wspomnien...