25. Ku nowemu

73 6 1
                                    

Maszerowaliśmy już naprawdę dłuższą chwilę, ale zmęczenie ani trochę mi nie dokuczało. Atmosfera wokół mnie pobudzała mnie tylko do podejmowania kolejnych kroków i zarazem do działania. Szliśmy dość sporą grupą - prócz sześciu ludzi były z nami dwa minotaury, zwierzęta, którym udało się zachować mowę, centaury, fauny czy też karły. Wśród nich był oczywiście Zuchon. Byliśmy świadkami naprawdę miłego, ponownego spotkania jego, z jego najbliższymi przyjaciółmi. Nie mogłam się nie rozmarzyć, kiedy patrzyłam na nich, jak na prawdziwą rodzinę.

W każdym razie udało nam się ich znaleźć. 

Prawdziwi Narnijczycy.

- Zawsze, po prostu każdy zawsze to mówi... - rozmowy ogólnie miło płynęły wokół nas. Wszyscy byli dość mocno rozgadani, udzielał się nam naprawdę dobrych nastrój. W powietrzu było czuć zmianę. Czterej władcy wrócili, na tron ma wstąpić nowy król, który jest jednocześnie Telmarem. Rodzi to szansę na pokój. Istoty powychodziły z kryjówek i mogą teraz stać ramię w ramię, walcząc o wspólną sprawę, gdy przyświeca im wspólny cel. Niezwykle mocny i szczytny.

No i w tym wszystkim jestem jeszcze ja.

Trochę niedopasowany puzzel.

- To tylko potwierdza, że jesteś naprawdę wyjątkowy - Łucja odpowiedziała na słowa nowej poznanej myszy, Ryczypiska. Ten mały wojownik nawet mnie napawał delikatnym strachem. Miło było zobaczyć kogoś, kto także lubuje się w orężu, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się, że wręcz nie powinien.

- Wasza Wysokość, ale może by tak... Księżniczka Imeall nie musi się szkolić na wojownika, może pozostać po prostu głową państwa, a nasze jednostki mogą podlegać po prostu pod generała - mimo że stałam za rogiem dalszej ściany, słowa jednego z wyższych rangą oficerów odbiły się w mojej głowie. Byłam bardzo mała, ale wystarczająco bystra, by zrozumieć, że...

- Sugerujesz, że czegoś brakuje mojej córce? - tata nawet nie krył irytacji. - Chciałem Ci proponować szkolenie jej, a Ty zmieniasz całą rozmowę o sto osiemndziesiąt stopni.

- Z największym szacunkiem Panie, nie jesteśmy po prostu przyzwyczajeni do tego, by kobieta...

Można by powiedzieć, że mamy z tą myszą wiele wspólnego. Rzutuje to pozytywnie na naszą potencjalną, przyszłą relację. W dodatku mam wrażenie, że jest jednym z nielicznych, który ciepło mnie tu odbiera. Co prawda Kaspian zareagował na mnie otwarcie, ale nie wiem, na ile jest to potencjalna sympatia, a na ile zwykła statystyka, która mówi mu, że będę przydatnym pionkiem. Już na samym początku odniósł się przecież do mojej wartości bitwewnej. Inni tutaj raczej zdają się mnie unikać. Zdążyłam już dostrzec, jak patrzą na rodzeństwo Pevensie - są w nich naprawdę wpatrzeni jak w najświętszy obraz. Czy powinnam się temu dziwić? Chyba nie. Mojego wzroku unikają, spuszczają oczy bądź gdzieś uciekają spojrzeniem. Myślałam, że sama będę to robić, a przede wszystkim spodziewałam się w sobie silnych, negatywnych emocji -  dudniącej nienawiści, która sprawi, że będę pragnęła wyrwania wszystkich narnijskich kręgosłupów po kolei. Sądziłam, że spojrzę w ich oczy i odbiją mi się w nich ogrody Petungi, które na dobre przepadły, które bezpowrotnie straciłam. Nie jest tak. W żadnym najmniejszym stopniu. Jestem zaskakująco spokojna, powiedziałabym, że znajduję się w próżni emocjonalnej. Po prostu egzystuję, nie przechylając się to na jedną czy drugą stronę.

Co za dziwny stan.

- Hej - znajomy głos pojawił się z prawej strony. Skierowałam wzrok na Edmunda, który uśmiechał się do mnie nieśmiało. Zaraz po zrównaniu kroku zwolnił tempa. Dopasowałam się do niego i w taki sposób znaleźliśmy się praktycznie na samym końcu naszej grupy. Rozejrzałam się jeszcze, zauważając, że Zuzanna, Piotr i Kaspian żywo dyskutują o czymś na samym przodzie, a Łucja z Ryczypiskiem oraz z jednym z minotaurów doglądają swoich broni. Ich twarze były uśmiechnięte i pełne zainteresowania,  więc chyba można było uznać to zajęcie za naprawdę interesujące. - Wydajesz się trochę nieobecna, nieswoja.

Żywot NiezwyciężonejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz