36. Syreny

44 7 0
                                    

- Ed..? - głos mi się załamał, przez przepełniającą niepewność. Czułam, jak krew w moich żyłach zastyga.

- PADNIJ! - wrzask Łucji najpierw dobiegł do mnie, paraliżując całkowicie. Zabolało mnie nawet gdzieś w okolicy skroni. Byłam jej wdzięczna za to, że pociągnęła mnie w dół, bo gdyby nie to, pięść jej brata spotkałaby się prawdopodobnie z moim nosem.

Kucałyśmy tak przez chwilę, co pozwoliło mi na odwrócenie się w stronę wody. Przez drobne dziury widziałam teraz wyraźnie połyskujące w słońcu, niebiesko-zielone łuski na ogonach syren. Znajdowały się one też w miejscach, gdzie powinny być sutki. Wytężyłam wzrok, rozumiejąc, że siedzące na kamieniach piękności, o kolorowych włosach, zaczynają zmieniać się w przerażające szkarady. Kiedy nawiązałam z jedną z nich kontakt wzrokowy, a ta, przejechała swoim wielkim, pomarszczonym językiem po nienaturalnie ogromnych, ostrych zębach, zrozumiałam, że musimy stąd uciekać.

- Do kajuty! Musimy się uzbroić, szybko! - Łucja złapała mnie za skrawek koszuli i zaczęła za sobą ciągnąć. Biegłyśmy ile sił w nogach. Kiedy natarłyśmy na któregoś z mężczyzn, byłyśmy zmuszone uniknąć ich ciosów, bądź też odpłacić im piękne za nadobne.

Kiedy dostrzegłam, jak jeden z nich upada od mojego popchnięcia na beczki, które od razu przewróciły się na wszelkie strony, wystraszyłam się, że naprawdę coś mu zrobiłam. Zakryłam odruchowo usta dłonią, wpatrując się z niepokojem na nieruszające się teraz ciało.

- Im, szybko! - Pevensie stała teraz, trzymając drzwi i jednocześnie kopnięciami radziła sobie z kolejnymi marynarzami. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na ofiarę mojego pchnięcia. W tej chwili doszedł do mnie obrzydliwy pisk, wrzask, którym miałam wrażenie, mógłby rozdzielać, rozpoławiać metal z dziką łatwością. Okropnie wysoki, obrzydliwie brudny i przeciągający się, zaatakował moje bębenki na tyle, że musiałam zatknąć sobie uszy. 

Wpadłam do pokoju, a zaraz po mnie Łucja. Od razu przytrzymałyśmy ciałami wejście, czując co jakiś czas mocniejsze uderzenia.

- Też to słyszysz? - zapytałam ze skrzywieniem. Zaczęła mnie już boleć głowa.

Brakowało mi teraz jedynie, że tylko ja to słyszę i po prostu wariuję.

- Tak, ale to nie jest śmiertelne, spokojnie - odparła szybko na jednym wdechu. - Zablokujmy najpierw drzwi. Zaczęły już śpiewać, więc nie jest dobrze.

Machnęłam jej tylko głową na tak, nie do końca jednak rozumiejąc, o co jej chodzi. Obejrzałam się wokół, wskazując skinięciem w stronę sporego fotelu. Ciemnowłosa odeszła i tak w pojedynkę zostałam przy drewnianym przejściu. Na szczęście dziewczyna szybko sobie z nim poradziła, a uderzenia stawały się coraz mniej napastliwe. Odsunęłam się od wejścia, oddychając głęboko. Ułożyłam dłonie na kolanach, biorąc kolejne wdechy. Łucja w tym czasie już otwierała stojące naokoło szafki i wyciągała z nich oręż.

- Cholera, Twój miecz jest pewnie u Edmunda... Musisz wziąć w takim razie ten - wręczyła mi go tak mocno, że aż się zachwiałam. - To też się przyd.

Miałam teraz w rękach prawdziwy miecz oraz tarczę, która zdawała się być z tego samego kompletu. Na potężnym kawałku stali widniała podobizna lwa tak jak i na główce miecza.

- Nie ma tu żadnych... Nie, nie... Musisz go sobie ewentualnie włożyć po prostu za pasek - mamrotała Łucja, aż w końcu odezwała się pełnym głosem. Stałam jak wryta, wpatrując się w broń. Dziewczyna w tym czasie wyjmowała z szafki łuk oraz kołczan pełen strzał. Czułam, jak w moim gardle tworzy się spora gula. Oblał mnie pot. - Zuza się nie obrazi... i Piotr też na pewno nie...

Żywot NiezwyciężonejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz