Jak długo to jeszcze będzie trwać. Jak długo będzie trwać ten koszmar, z którego nie mogą wyjść. Nie ważne, jak bardzo się starają, ona wraca. Cały, przeklęty czas wraca do nich. Doprowadza do szaleństwa, załamań nerwowych, stawiając w kącie bez szans na łaskę. Takie zadawała sobie pytania Zofia. Ilekroć patrzyła na swoją córkę. Chora już ze strachu, bliska już nie tyle szaleństwa, ile obłąkania. Tomasz w przeciwieństwie do niej, jeszcze ledwie się trzyma. Wmawiając sobie i jej, że ten cały berek, to był i wyłącznie koszmar. Zasnęli i to nie było nic jak nocne zmory, z powodu zmęczenia, stresu i głodu narkotykowego. Dlatego też, gdy nie mógł się dodzwonić do dilera, któremu pierwszemu sprzedali Rosaline, specjalnie wyszedł z domu. Tylko po to, aby dojść na jego rewiry, gdzie sprzedaje głównie nieletnim towary i skorumpowanym ludziom. Obiecał jej, że niedługo wróci i ma się zachowywać naturalnie. Próbowała przez ten czas, stojąc w sypialni dodzwonić się do proboszcza, tutaj pierwszego i całkiem stałego klienta. Być może egzorcyzmy by coś pomogły, ale również nie odbierał. Cały czas słyszała pocztę głosową.
- Mamusiu! Mogę jogurtu truskawkowego? - rzuciła telefon na łóżko, odwracając się od okna do drzwi, patrząc już spocona na Rosaline. Dziewczynka czekała, aż mamusia jej odpowie, bo jest posłuszną córką. Kobieta wykrzywiła usta w uśmiech, próbując być normalną. Nie chce przeżywać tych koszmarów! Wie, że one były wszystkie prawdziwe, ale nadal dla zdrowia własnego, jak jej mąż, kłamała samą siebie.
- Tak. - Rosaline po dostaniu zgody, poszła do kuchni po jogurt. Z nim wróciła do salonu, usiadła na podłodze, oglądając dalej bajki. Zofia na drżących nogach poszła za nią, siadając w salonie na sofie. Przełknęła ciężko ślinę, próbując złączyć razem dłonie, aby przestały jej drżeć. Obserwowała w milczeniu, na śmiejącą się małą dziewczynkę, która grzecznie jadła jogurt, oglądając bajkę o gadającym, niebieskim kocie i jego przybranym bratem, pomarańczowej rybce. Patrząc na nią, wpadała w końcu na pomysł. Skoro inne rzeczy się nie udały, to może akurat to się uda? Powinna zaczekać na Tomasza, ale tylko powinna. Co wcale nie znaczy, że będzie czekać.
- Rosaline. - odezwała się, nie dostając odpowiedzi. Mała nie zareagowała, nadal patrząc się w ekran. Nie wiedziała Zofia, jak to odebrać, dlatego też z trudem, kontynuowała.
- To już dziewiętnasta. Pora na kąpiel i spanie. - z dużym trudem, walczyła o normalny ton głosu. Tak naturalny, aby tylko mała Rosaline, nie wyczuła podstępu. Rosaline nadal siedziała, aż po minucie wstała na równe nogi. Podniosła swojego misia, który siedział przed nią. Od dnia dostania go od Angela, aż dotąd, nie rozstawała się z nim. Zawsze i wszędzie musiał być przy niej. Popatrzyła znad ramienia na Zofię, bez uśmiechu, bez iskierek w oczach. Jej spojrzenie było martwe.
- Dobrze mamusiu. I będę mogła przed snem zjeść lody?
- Oczywiście. - gorączkowo się zaśmiała, nie ruszając się z miejsca. - Lody po kąpieli, to dobra rzecz. Przygotuję wodę, umyjemy cię i będziesz mogła. Pójdź tylko do swojego pokoju, po piżamkę. Nie można się rozchorować. - dziewczynka jeszcze stała, patrząc na swoją starszą, oszpeconą wersję. W końcu wykonała jej polecenie, idąc do swojej klitki, gdy Zofia szybko poszła do łazienki. Zatkała odpływ wody czarnym korkiem, odkręciła wodę, patrząc, jak się jej poziom zaczyna się unosić w wannie. Kąciki ust jej drżały, ze strachu i nadziei. Bała się dziecka, dziecka, które wydała na świat i wraz z Tomaszem wykorzystywali, dla własnych celów, aż doprowadzili do jej, jak sądzili, śmierci. Nadal nie mogli określić, czy jest żywa, czy jest martwa. Bo oba te stany, sobie zaprzeczają i ciężko jest, nazwać ją nawet zombie. Czy to jest więc kara Boska, że jest wciąż z nimi? Nie. Ona nie jest od Boga, a szatana! Martwi nie wracają! To był, jest i będzie pomiot szatana! Patrząc tępo w wodę, zastanawiała się jak wykonać swój pomysł. Jest w końcu wiele sposobów na utopienie człowieka. Patrzyła się tak długo, aż nie wróciła Rosaline, trzymając swojego misia za łapkę.
- Mamusiu, dodamy do wody płynu do bombelek? - Zofia gwałtownie podskoczyła. Powoli się odwróciła do Rosaline, która stała za nią.
- Tak córeczko. Podejdź tylko tutaj. Musisz ocenić, czy taka temperatura wody ci odpowiada. - spróbowała ją z udanym efektem zachęcić, żeby się zbliżyła. Rosaline zanurzyła dłoń do wody. Zofia stanęła za nią i z uśmiechem, wepchnęła jej głowę do wody. Woda leciała na wszystkie strony, jak jej pierworodne walczyło, żeby tylko podnieść głowę, wymachując na oślep rękami, wypuszczając z drugiej dłoni maskotkę. Dusiła się.
- Umrzyj, umrzyj, umrzyj! - obsesyjnie krzyczała, jeszcze mocniej wpychając jej głowę do wody, nie mając zamiaru jej puścić! - Umrzyj! - trwał ten akt ledwie trzy minuty. Dziewczynka powoli przestawała wierzgać, walczyć. Jej ręce bezwładnie opadły, nogi stały się wiątkie. Puściła jej głowę, zaczynając się śmiać. Złapała za włosy Rosy, wyciągnęła głowę z wody, dla sprawdzenia, czy jest faktycznie martwa. Nie oddychała, widziała biel gałek ocznych. Woda leciała z jej ust, jak i nosa. Puściła jej głowę znów do wody, radując się, że udało się jej całkowicie samą zabić!
- Nie żyje... Nie oddycha... Zabiłam ją! Udało mi się! - wciąż się śmiejąc, zasłoniła dłonią oczy. Emocje stopniowo z niej schodziły. Zostało teraz, żeby się jakoś pozbyć jej ciała. A może zgłosić? Tragiczny wypadek, jej córeczka się utopiła w wodzie! Musiałaby pozbyć się tylko śladów. A może jednak pozbyć się ciała? Tylko podejrzane byłoby już, że drugi raz zaginęła. Zatrudnić kogoś! Wynająć desperata, który zabierze ciało, wywiezie je! Porwanie, zniknięcie, upozorowanie! Zabrała dłoń z oczu, robiąc szybki, mały krok w tył. Nie ma znów ciała. Nie ma jej!
- Mamusiu, woda jest przyjemna. - głos dziewczynki, wywołał niepokój. Spojrzała za siebie, widząc ją, całą mokrą, stojącą na środku przedpokoju przed otwartymi drzwiami łazienki. Ściągnęła z twarzy mokre włosy. Kobieta, widząc to, padła na kolana, żałośnie płacząc, błagając o litość, że to był żart, zabawa. Rosaline nie chciała tego słuchać.
- Mamusiu, jesteś też brudna i nie można iść spać, gdy jest się brudnym. - zauważyła Rosaline, wyciągając w jej kierunku rączkę. - I może umyjemy się razem? Widziałam tak w serialu dla dużych. Tylko przed tym mamusiu, musisz ściągnąć swoje ubranka. - pstryknęła trzy pięć razy. Nastała nagła cisza. Nie było niczego słychać z zewnątrz, nie było słychać niczego z wnętrza mieszkania. W końcu ciszę przerwało chlupotanie wody, dobiegające zza Zofii. Jej oczy jak twarz, mozolnie przesunęły się w kierunku wanny. Woda już nie chlupotała, a bulgotała, coraz bardziej i bardziej, jakby wanna była czajnikiem na kuchence.
- Błagam nie, błagam nie, błagam nie! - mamrotała coraz ciężej kobieta, szybko wracając oczami na Rosaline. Złączyła dłonie jak do modlitwy, już zawodząc jak pies. - Nie rób tego, nie rób tego, nie rób tego! Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Dam ci lody, razem się umyjemy, kupię ci, co będziesz chciała, zrobię wszystko, tylko nie rób tego!
- Mamusiu, przed kąpielą musisz ściągnąć ubranka. Już ci to mówiłam, bo nie wolno myć się w ubrankach, bo się przeziębisz. - jak na jej polecenie, woda wniosła się do góry, aż po sam sufit, niczym tsunami. Tak samo, jak ono, na skinienie palca Rosaline, poleciało z dużą siłą na ciało kobiety. Darła się na cały głos, czując katusze, spowodowane wodą, która parzyła jej ciało. Pod naporem siły wody, padła cała na kafle. Ubrania wtapiały się w jej ciało. Oparzenia były na tyle poważne, że nie mogła ruszyć ciałem. Jedynie jej usta i oczy z uszami były omijane. Mała oglądała to z uśmiechem. Pstryknęła raz, woda przestała się lać na Zofię.
- Mamusiu, ale musisz ściągnąć ubrania! Mówiłam ci, że nie wolno w ubraniach się kąpać. – przekręciła głowę delikatnie na lewą stronę, patrząc jak niewidzialna, ale fizyczna siła zaczęła rozrywać z kobiety ubrania, zdzierając przy tym jej oparzoną skórę. Wrzask, choć słyszalny na całe mieszkanie, ale nie poza nim. Krew zaczęła lecieć z rozerwanych części. Łapała ciężko oddech, bliska utraty przytomności, która nie nadeszła. Rosaline spojrzała w górę. Niewidzialne nici, porwały ciało dogorywającej Zofii do góry. Traktując ją jak zwykłą kukiełkę. Rozwarły jej ręce i nogi na ''X'. Krew spływała coraz bardziej na kaflową podłogę. Dziewczynka zbliżyła się, dotknęła odsłoniętych żył z mięśniami, zafascynowana ich teksturą i kolorem.
- Błagam... - chrapliwie odezwała się Zofia, ale Rosaline się tylko zaśmiała, jakby usłyszała naprawdę dobry żart.
- Nie mamusiu. Kara musi być. Nie zrobiłaś, jak ci kazałam. Twoja krew jest czerwona, tak samo, jak moja! – pochyliła głową, pozwalając jeszcze wilgotnym włosom opaść. Jak tylko ją podniosła, na twarzy dziewczynki pojawiły się blizny, sińce, zagłębienia na policzkach, pod oczami, wychudzenie i pozbawione całkowitego życia oczy. Cera była bladosina jak jej usta. Reszta ciała była również pełna poparzeń, ran, sińców... Całego zaniedbania i wykorzystywania. Widoczne tylko na odsłoniętych rękach i nogach, powykrzywianych od złamań.
- Zobacz mamusiu. – z oczu jej leciała krew. Otworzyła szeroko usta, pozwalając też krwi z nich zacząć wypływać, wraz z białą substancją, którą było nasienie. Wszystko wypływało jak po odkręceniu do końca korka od wody. Zwymiotowała to przed nią, wraz z wnętrznościami. Wytarła nadgarstkiem usta, chwilę kaszląc.
- Tak samo czerwone. Zobacz mamusiu! Moje wnętrzności są też czerwone! Jesteśmy piękne! – zachichotała znów, przywracając twarz i ciało do swojej teraźniejszej wersji. – Ale mamy takie samo serce? Chciałabym się dowiedzieć! Ciocia, jej i moi przyjaciele nie chcieli mi pokazać. Mówili, że jestem na to jeszcze za mała... - przez chwilkę się zasmuciła. - Lecz ty jesteś moją mamą, więc mi pokażesz, bo mnie kochasz. Prawda? – niewidzialne nici rozwarły nogi kobiety, rozciągały ręce, coraz bardziej i bardziej. Mięśnia napinały się jak naciągnięta, cienka nitka. Krwi, coraz więcej spływało z kobiety, tworząc coraz to większą, szkarłatną kałużę. Rosa patrzyła z czystą, nieogarniętą nadzieją, że będzie mogła to zobaczyć.
- Nie, nie, nie...! - bulgotała już Zofia, przez narastający ból, który czuła. To koszmar, to koszmar! Koszmary mogą być tylko tak prawdziwe?!
- Dlaczego nie? - spytała roześmiana dziewczynka, łącząc dłonie za swoimi plecami. Jej miś był przy jej nodze, obserwując to ze swoją właścicielką.
– Jestem grzeczną dziewczynką. Prawda? – ciało matki Rosaline w jednej sekundzie rozerwało się na dwie części, łamiąc wszystkie kości, rozrywając mięśnia z nerwami, rozrywając wszystko na pół. Na pół, poza wnętrznościami, które spadły na podłogę z głośnym chlupotem. Mimo grawitacji, ciało rozerwanej wisiało w powietrzu jak na niewidzialnych sznurkach. Rosaline kucnęła, wygrzebując serce, które przytuliła do swojego lewego policzka.
- Jakie ciepłe, przyjemne i jeszcze bije. W końcu mam serce mojej mamusi! A to znaczy, że będzie mnie kochać, już na wieki. – przymknęła oczy, powoli je zaraz otwierając, słysząc zza sobą ciche, przyjazne dla ucha szepty, cieszące się z tego, co się wydarzyło. Spośród nich, jeden głos był rozbawiony, jednocześnie odrobinę bardziej reż stanowczy. To męski głos, który Rosaline znała.
- Rosaline, mówiłem ci, że jesteś za mała na to.
- Ale ja bardzo chciałam, aby mieć serce mamusi, żeby mnie kochała. Teraz będzie mnie kochać, bo je mam. – była niezachwycona, słysząc jego słowa, które ją też zraniły. W końcu ma jedno, ale nie może nadal go jeszcze mieć.
- To tak moja malutka nie działa. Pamiętasz naszą rozmowę. Prawda?
- Pamiętam. – powiedziała już smutniej, kładąc serce na miejsce. Czując łaskotanie na karku oraz boczkach, zaśmiała się piskliwie, odwracając głowę do pustki. Na przedpokoju nikogo nie było. Co nie znaczyło, że Rosaline nie widziała, kim były osoby, które ją odwiedziły. Podniosła się, wyciągnęła dłonie, dwa razy klasnęła. Wnętrzności zaczęły unosić się do góry wraz z krwią, co do ostatniej kropelki. Rozerwane ciało łączyło się, ukrywając ułożone w odpowiednich miejscach wnętrzności. Skóra zrastała się, włosy rosły na nowo. Mała dziewczynka nie była zadowolona, że nie może mieć jeszcze serca mamy. Bacznie obserwowała, jak ciało które pozbawiła życia, odzyskiwało je. Odwróciła się plecami, gdy poszło wszystko pomyślnie i niewidzialne sznury opuściło ciało na ziemię z hukiem. Słyszała kaszel, głośne, ciężkie oddychanie. Spojrzała znad ramienia na swoją matkę, która mimo powrotu do życia, pamiętała doskonale wszystko, co się wydarzyło. To nie był żaden koszmar. Wszystko to się działo naprawdę.
- Czym ty jesteś do diabła?! – wrzasnęła, odsuwając się mimo zdrętwiałego ciała do tyłu, opierając się plecami o bok wanny.
- Jestem waszą córką, którą wydałaś na świat. I wierzę, że będę miała wasze serca, abyście mnie kochali. Na zawsze będziemy wtedy szczęśliwą rodziną. – odpowiedziała, zabierając misia z podłogi.
- Nie, nie jesteś... Jesteś przeklęta! Przeklęta! Przeklęta! – darła nadal Zofia gardło, patrząc na odchodzącą do swojej klitki Rosaline. Zatrzymała się, trzymając dłoń na klamce. Popatrzyła na Zofię. Niewidzialna siła docisnęła ciało rozhisteryzowanej kobiety do wanny.
- Mamusiu, na pewno jesteś senna. Robi się coraz później, powinnaś pójść spać. - mała Rosaline weszła do środka klitki. Zostawiła roztrzęsioną kobietę samą sobie, która nie podniosła się ani na chwilę. Zofia chwyciła się za głowę, zaciskając palce na włosach, kuląc się do pozycji embrionu, jak siła ją puściła. Błagając przy tym Boga, o litość...
CZYTASZ
Mój Anioł
HorrorRosaline urodziła się w Polsce. Jednak życie dziecka w kraju, którego szychy są wpatrzeni w pieniądze a ludzie w własne życie, nie jest łatwe. Szczególnie gdy dziecko to pieniądz i pojawia się na świecie przez politykę szych, a nie dlatego aby być k...