Wolność

13 0 9
                                    

Dla niektórych ,,wolność" jest definicją korzystania z życia, nie zważając na żadne konsekwencje. Natomiast dla mnie był to dzień, w którym ostatni raz opuściłam mury znienawidzonego przeze mnie liceum.

Właściwie zakończenie roku przyszło szybciej niż sama bym się tego spodziewała. Klasa maturalna minęła mi przed oczami jak za pstryknięciem palca.

Dziś w końcu nadszedł ten dzień. Dzień na, który z niecierpliwością czekałam.

Specjalnie na tą okazję wstałam 3 godziny przed uroczystością. Przyczyniła się również do tego moja matka, która chciała abym prezentowała się jak najlepiej. W końcu przecież byliśmy rodzinką jak z obrazka, nieprawdaż?

Moja matka nigdy przy mnie nie była. W zasadzie nie można było nazwać jej mianem matki. Bo przecież kim była matka, która nienawidziła swojego dziecka? Musiałam dość szybko dorosnąć. Nie liczyłam na łaskę rodziców, chociaż bliższe relacje miałam z ojcem, którego i tak częściej nie było w domu. Czasami pamięcią sięgałam do momentów kiedy razem jeździliśmy nad jezioro. Lecz było to może z dwa razy, by tylko pokazać ludziom, że wcale nie zapomniał o tym, że ma córkę. Lecz nawet te dwa wyjazdy sprawiały, że nie mogłam przestać się uśmiechać gdy o nich myślałam.

Jedyną osobą, która miała dla nich jakiekolwiek znaczenie był mój brat - Ethan. Oczko w głowie rodziców, którzy nawet nie kryli się z tym, że to z niego byli bardziej dumni. To w końcu zawsze był on.

Nienawidziłam przez to swojego brata. Nie ważne co bym zrobiła nadal byłam gorsza od niego. Może ta chora obsesja na punkcie tego by być najlepszą przysłoniła mi zdrowy rozsądek. Lecz taka już byłam. Nie darzyłam się z bratem sympatią, gardziliśmy sobą. Sztuczne uśmiechy miały być jak maska przed ludźmi, którzy usilnie starali się nas upokorzyć. Co niestety lub stety im się nie udawało.

Obudził mnie budzik, który pokazywał 7:00. Przyjęcie miało się odbyć o 10, więc miałam czas na ogarnięcie się. Jak zawsze, poranek zaczynałam od rozciągania się. Po skończonym treningu zabrałam się za makijaż, który miał przysłonić sine kręgi pod oczami, spowodowane uczeniem się do późna. Pomalowałam rzęsy oraz nałożyłam na powieki perłowy cień, który uwydatniał błękit moich oczu. Długie, blond włosy delikatnie polokowałam, tworząc eleganckie fale. Szminka miała dodać mi pewności siebie oraz dopełniać wizerunek.

Sukienka, którą miałam założyć była przepiękna- satynowa w granatowym kolorze. Materiał sukni swobodnie opadał na podłogę, a ramiona jak i obojczyk pozostały odsłonięte. Błyszczący gorset opinał szczupła talię, natomiast rozcięcie wzdłuż uda uwydatniało moje wysportowane, smukłe nogi. Nie żebym się chwaliła czy coś.

Całość dopełniłam srebrną biżuterią oraz tego samego koloru kopertówką, do której włożyłam telefon i inne niezbędne rzeczy.

Szczerze? Wyglądałam obłędnie lecz mimo tego, tak się nie czułam. Nie czułam się dobrze w zaprojektowanych ubraniach, które tylko podkreślały mój wysoki status - a w zasadzie status moich rodziców, bo ja, jak na razie nie byłam kimś wyróżniającym się. A wcale nie chciałam taka być. Może ktoś uznałby mnie za egoistkę, która nie docenia tego co ma, ale dla mnie to nie miało żadnego znaczenia. Po co były potrzebne mi te wszystkie piękne rzeczy jakimi była otaczana, skoro wśród nich nie byłam szczęśliwa. 

Ze sztucznym uśmiechem na ustach zeszłam na dół. Moja matka popijała kawę, a ojciec był w pracy. Jak zawsze zresztą.

— Gotowa? — Spytała mnie oschle.

— Tak, suknia leży idealnie. Dziękuję. - Podziękowałam, w nadziei na to, że chociaż dziś będzie miła. Ale cóż nadzieja matką głupich.

— Nie dziękuj mi, w końcu musisz się jakoś prezentować. - Spojrzała na mnie wyniośle.

THIS SUMMEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz