ROZDZIAŁ 19
LEA
Po tym, co wydarzyło się w Las Vegas nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak o dotyku Zandera i jego głosie, który otumaniał moje zmysły. Dotykałam się i pieściłam, myśląc o nim i choć nie było go obok, jęczałam jego imię, gdy dochodziłam. To nie było już tylko zauroczenie, a coś o wiele silniejszego i mroczniejszego.
Nie miłość, ale coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie czułam. I nie wiedziałam, czy to mi się podoba, czy może wręcz przeciwnie... Czy byłam tym przerażona.
– Dobra, dałam ci tydzień na udawanie, że wierzę w tę twoją bajeczkę, a teraz mów prawdę – wypaliła Harper, wchodząc do naszego pokoju.
Spojrzałam na nią znad książki, przez chwilę jedynie obserwując, jak w roztargnieniu zaczyna szperać na regale z podręcznikami, po czym westchnęłam i powróciłam wzrokiem na tekst lektury.
– Nic się nie wydarzyło.
Dlaczego okłamywałam Harper? Sama chciałabym to wiedzieć, ale tak było o wiele łatwiej. Ona albo by zaczęła wieszać na Zandera psy, a tego nie chciałam słuchać, albo zaczęłaby mnie nakłaniać, żebym go uwiodła, ale żadna była ze mnie fame fatale. A może zwyczajnie chciałam, żeby to co się stało było tylko moje i jego. Może wolałam, żeby zostało tajemnicą, bo gdy powiem o tym na głos, bańka pęknie a wszystko okaże się tylko pijackim wspomnieniem, które nie leżało nawet obok prawdy.
– I dlatego czytasz książkę... – Przychyliła głowę, mrużąc oczy. – Do góry nogami? – Spojrzała z politowaniem.
– To nie ma żadnego związku.
– Od kiedy wróciłaś, jesteś nieobecna więc myślę, że jednak to ma jakiś związek – prychnęła, pakując torbę, pewnie na zajęcia, o których rano zapomniała.
– Boże – jęknęłam, zamykając oczy. – Mówię ci Harper, że nic się nie wydarzyło. Sobotę spędziłam z Isą na zakupach, wieczorem była impreza, na której tańczyłam z jakimś gościem, nie pamiętam nawet jego imienia, a w niedzielę siedziałam z Isą, Carterem i Matteo w kasynie – powiedziałam na jednym wydechu historyjkę w okrojonej wersji, którą już przynajmniej trzy razy opowiadałam. – A no i wieczorem wróciliśmy samolotem.
– Zandera – zauważyła, sugestywnie na mnie spoglądając.
– Samolot należy do jego firmy tak w sumie.
– A firma należy do Zandera, czyli samolot również jest jego, tylko dziwne, że samego Kane'a nie było na pokładzie – wytknęła.
– Nie jestem jego matką, żeby musiał mi się tłumaczyć z tego co robi w czasie wolnym – zirytowałam się, bo nawet jeżeli Harper podejrzewała, że coś ukrywam, mogłaby odpuścić.
Skoro o czymś nie mówiłam, to najwidoczniej nie chciałam o tym mówić.
A pomijałam coś więcej niż naszą rozmowę na tarasie w sobotnią noc...
Tydzień wcześniej – niedziela w Las Vegas
Krupier zakręcił kołem ruletki, a kulka przeskakiwała po jego powierzchni. Zerknęłam na Cartera i Isę, oboje nie odrywali wzroku od coraz wolniej kręcącego się koła. Od tego, gdzie wyląduje kulka, zależało ich zwycięstwo lub przegrana. Spojrzałam przez ramię, rozglądając się po kasynie, w którym spędziliśmy już z trzy godziny. Próbowałam się rozerwać, ale nie mogłam pozbyć się uczucia zawodu i niepokoju. Kiedy rano wstałam, w penthousie nie było Zandera. Carter powiedział, że poszedł coś rano załatwić i spotkamy się w kasynie na dole, ale miały godziny, a jego nadal nie było.
CZYTASZ
EVERYTHING I WANT / ZOSTANIE WYDANE
RandomON nie wierzył w miłość... ONA kochała go od zawsze. Zander Kane to diabeł skrywający się pod maską gentelmana w drogim, dobrze skrojonym garniturze. Czarujący i onieśmielający. Bezwzględny i arogancki. Tak najkrócej można było opisać trzydziestolet...