Pov:Vincent
Dziś od rana w rezydencji słyszałem płacz córki, westchnęłem wiedziałem ze jest chora ale nie wiem co w nią wstąpiło.
Zeszłem do salonu widząc płacząca na kanapie Lindsay a obok niej niańkę-o co chodzi?-zapytałem chłodno podchodząc do kobiety.
-chciałam ją nakarmić panie Monet ale ona płacze i tylko rzuca jedzeniem- wytłumaczyła mi, na co skienłem głową i spojrzałem na córkę która schowała sie pod kocem.
-Lindsay -mruknełem na co ta zdjeła koc z twarzy i spojrzała na mnie zapłakana -chodź- wziełem ją na ręce i poszedłem do kuchni między czasie kiwając do Vivian że moze iść.
Posadziłem Lissy na krzesełku dla dzieci, wiedziała żeby ze mna nie dyskutować i dobrze-zjedz proszę-podałem jej talerzyk z pokrojonymi już naleśnikami które zrobiła wcześniej Eugenia.
-nie chce -mrukneła zakładając rękę na rękę-Gdzie mama?-zapytała z płaczem.To będzie ciężki dzień.
-Lindsay -westchnełem- mama niedługo przyjedzie wiesz że musiała jechać by coś zrobić -wytłumaczyłem jej, tak naprawde Anya pojechała do jej matki, żałowałem że nie pojechałem z nią, ta kobieta jest nienormalna-jedz ładnie
Lissy o dziwo mnie posłuchała powoli jedząc naleśnika-tato a pojedziemy proszę do Flyna?-przyciągneła, moze i nie byłby to najgorszy pomysł gdyby nie to że była chora.
-Lissy całą noc płakałaś że zle sie czujesz-przypomniałem jej wstając, podeszłem do ekspresu by zrobić sobie kawę, która była dla mnie zbawieniem-jak sie czujesz?-zapytałem
-no ale tato!-uniosła głos, gdy spojrzała na mnie odrazu się jednak wycofała-ale już jest lepiej, nie chce już-powiedziała wyciągając do mnie ręce.
Wziełem ja do siebie i postawiłem na podłodze.Po chwili wróciła do nas niania dziewczynki-zabierz ją proszę do jej pokoju i niech odpoczywa-rozkazałem i sam poszedłem do swojego gabinetu. Napisałem do Anyi czy wszystko w porządku, niemal odrazu napisała ze juz wraca i bedzie od dwóch do trzech godzin w domu.
Zajełem sie pracą gdy dostałem telefon o pilnym spotkaniu, chwili spokoju nawet nie ma.Dopiłem kawę i napisałem do obu niań, że wychodzę na jakiś czas z domu.
Spotkanie trwało a facet wciąż coś do mnie mówił, co średnio mnie interesowało. Poczułem że mój telefon dzwoni-przepraszam pana na chwilę-odebrałem i odszedłem kawałek dalej-halo?
-Panie Monet przepraszam ze przeszkadzam ale Lissy i Michie cóż, malowali sobie i naprawdę spuscilam na chwilę z nich wzrok-mowiła przerażona kobieta-wszystko jest w farbie a na dodatek zbili wazon.Przepraszam pana posprzątałam już szkło i na szczęście nic im sie nie stało.
Boże.Przetarłem twarz dłońmi-zaraz będę zabierz ich do mycia-mrukełem i rozłączyłem się po chwili-Przepraszam pana muszę już jechać dokończymy to innym razem-przeprosilem mężczyzne i opuściłem budynek.
Wsiadłem do auta i po parunastu minutach byłem pod rezydencją.Skierowałem się na górę do pokoju córki.Lissy była juz w łóżku a po jej policzkach leciały łzy słyszałem jak niania coś z nia rozmawiała, lecz gdy wszedłem do pokoju obie ucichły- Lindsay porozmawiajmy dobrze?-powiedzialem spokojnie
Skinęła głową a ja westchnęłem cicho-Lissy pomijając juz cały salon w fabach chcesz mi wytłumaczyć jak zbiliście wazon?-patrzyłem na nią uważnie.Nie lubie takich rozmów z nią ale nie chciałem by skończyła jako rozpieszczony dzieciak, albo Dylan.
-to byl wypadek tato-wyszeptała, widać było ze jest jej przykro.Odpuścić?
Przytuliłem ją do siebie-musisz uważać Lissy mogła stać sie krzywda tobie jak i Michiemu-mruknełem-kładź się już spać późno jest-powiedziałem wstając a gdy chciałem wyjść usłyszałem zachrypnięty głos córki.
-tato przeczytasz mi bajke?-zapytała leżąc już pod kołdrą w jakieś księżniczki czy coś.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią - Lissy - westchnąłem spoglądając na moją księżniczę - Jestem zajęty dość mocno - spojrzałem w jej oczy które odrazu posmutniały. Nie chciałem tego widzieć. Westchnąłem ciężko - Dobrze jaką bajkę ci przeczytać - spytałem.
Dziewczynka wstała uśmiechnięta i podbiegła do szawki na której były jakieś zabawki, książki i maskotki.Wzieła jakąś książkę i wróciła do łóżka.Usiadłem obok niej i wziełem od niej książeczkę.
Lindsay przytuliła się do mnie mam do niej słabość dlatego tak nie lubie jak coś przeskrobie.
Pod koniec bajki Lissy juz spała wciąż wtulona w moje ramię.Odłzyłem książkę, która nic nie wnosi do życia.Głupie to jakieś.Uśmiechnełem się patrząc na córkę, odłożyłem ją i wstałem.
Wyszedłem z różowego pokoju córki i zszedłem na dół słysząc ze Anya juz wróciła.Przytuliłem ją oglądając czy aby na pewno nic jej nie jest-jak było w domu? Coś się stało?-zapytałem.
Nienawidziłem gdy musiała tam jeździć, dobrze wiedziała że najbardziej w świecie miałem ochotę rozszarpać jej brata Brada.Jej matka też była dziwna dlatego też nie jeździliśmy tam z dziećmi, nie chcialem by mieli z nią doczynienia.
-Hej słońce-wyszeptała wtulona we mnie-dobrze Brada nie było i było w miarę znośnie, jak dzieciaki?-spojrzała na mnie.
-cieszy mnie to- mruknełem i pocałowałem ja w skroń-dobrze tylko trochę zabawa wymknęła im sie spod kontroli ale nie masz powodu by sie martwić, już śpią więc mamy spokój-usmiechnełem się
-to dobrze jestem zmęczona-powiaedziała i nie musiała nic więcej mówić wziełem ja na ręce i zaniosłem do sypialni.Upierała się ostatnio że chce wrócić do pracy co mi sie nie spodobało.Po pierwsze Michie ma ledwo rok i potrzebuję jej a po drugie nie chce by się przemęczała, nie ma sensu by pracowała, ale cóż nie mogłem jej zabronić. Jednak z tego co mi wiadomo nie znalazła jeszcze nic.
Anya przebrała się i położyła przytulajac sie do mnie. Minęła chwila gdy moja żona już odpłynęła do kriany Morfeusza.Wziełem laptopa który leżał na szawce nocnej obok i poprzeglądałem jeszcze pare maily.
Cóż zeszło mi sie to dłużej niż planowałem, zobaczyłem wiadomość od najmłodszych braci. Mają jutro do nas przyjechać, czyli jutro też nie będzie łatwo. Czyli jutro będzie czwórka dzieci do opieki.
Odłożyłem laptopa i poszedłem sie przebrać. Założyłem jakieś dresy bo jakoś ciepło jest. Wróciłem do łóżka a żona znowu się do mnie przytuliła. Objełem ją i sam zasnęłem.
Wstałem przed piątą, co ostatnio bylo codziennością. Wstałem i poszedłem wziąć prysznic. Zszedłem na dół na siłownię wsumie jak zawsze nic sie nie zmieniło przez ostatnie lata. Szybki trening i kawa z rana to idealne połączenie.
Usiadłem przy stole zajmując się jakimiś papierami, mam przynajmniej 2 godziny spokoju zanim Tony z Shanem nie przyjadą, oni jak wsumie i każdy z mojego rodzeństwa rozpieszczali Lissy jak i uczyli rzeczy których wolałbym by jeszcze nie robiła, a ona przy nich po jakimś czasie była nieznośna. Mam tylko nadzieję że przez jej przeziębienie będzie chociaż troche spokojniejsza.
CZYTASZ
Nie tak miało być
أدب المراهقينWitam, będę pisała tutaj losy Vincenta i Anyi jak i ich dzieci.Jest to fanfic z postaciami z Rodziny Monet Weroniki Marczak.Beda zaczerpnięte niektóre wątki ale bardziej bedzie to moja wizja. Retter+Monet?