02. PRAWDA W MASCE

28.9K 2K 1.1K
                                    

ARES

Wyczułem nad sobą ruch, a zaraz po nim delikatna pieszczota musnęła mi policzek. Westchnąłem ze zmęczeniem, mając nadzieję, że pies po prostu sobie pójdzie, gdy podtrzymam ignorowanie go. Rozchyliłem oczy, lecz nim zdążyłbym zareagować, zorientowałem się, że wcale nie byłem w domu.

Molly w kilka sekund dosiadła mnie okrakiem i przycisnęła coś do mojej szyi.

– Molly, co do ku...

– Jeśli komukolwiek o tym powiesz, wypruję ci flaki, rozumiesz? – wypowiedziała te słowa cicho, choć niezwykle wyraźnie.

Aż przeszył mnie pierdolony dreszcz. Jak gdyby nigdy nic, siedziała mi w pół naga na brzuchu, z włosami spływającymi nad moją twarzą niczym kurtyna, przytykając mi do tętnicy coś, co określiłem jako śrubokręt.

– O czym? – Ściągnąłem ku sobie brwi.

– Nie chcę, by ludzie mnie z tobą kojarzyli – odparowała chłodno, przeszywając mnie wzrokiem. – Nic się nie wydarzyło, a mnie tu nigdy nie było.

Auć, trochę zabolało.

– Sorry, ale to życzenie nie może zostać spełnione przez twoją własną głupotę – wycedziłem. – Prawdopodobnie wszyscy widzieli, jak wytargałem cię pijaną z basenu i zaprowadziłem do tego pokoju. – Wyrzuciłem oskarżycielsko brew w górę. – Dzięki Ares za uratowanie ci życia! – imitowałem jej głos. – Nie ma za co, Molly! Wystarczy kawa, może być nawet zbicie piątki, wszystko, kurwa, będzie lepsze od grożenia mi śmiercią!

Jej czoło zmarszczyło się w gniewie, a policzki nabrały wściekłych rumieńców.

– Omal nie umarłem ze strachu o ciebie – mruknąłem, sięgając dłońmi jej bioder. – Naprawdę wolałbym nie wynosić cię stąd w worku na zwłoki, więc z racji swojej przełknij swoją durną dumę i pogódź się z faktem, że zależy mi na tobie.

Zielone oczy napotkały moje. Dostrzegłem w nich błysk czegoś nieodgadnionego, nim niezbadany mrok przyćmił jej wewnętrzne rozterki.

– Nie prosiłam cię o to.

– Nie bądź pierdoloną egoistką. – Posłałem jej ponure spojrzenie. – I co zrobisz? Dźgniesz mnie? Oboje wiemy, że nie masz psychy.

Rozjuszyłem ją tym komentarzem. Wzniosła kruchą dłoń nieco ponad moją głowę i nim zdołałaby się zamachnąć, pchnąłem biodrami, by w mgnieniu oka zmienić pozycję naszych ciał. Po tym, jak nad nią zawisłem, słyszałem, jak zaczerpnęła zaskoczony wdech.

– Jestem od ciebie silniejszy, Molly i wolałbym nie używać tego wobec ciebie, ale cholernie mi to utrudniasz. – Zacisnąłem zęby, a subtelne drgnięcie w szczęce zdradziło moje zdenerwowanie. – Samo przebudzenie i odejście rozwiązałoby ten problem, ale nie, ty rozkoszujesz się scenkami.

– Nienawidzę cię – wycedziła, mierząc mnie tak oschłym spojrzeniem, że poczułem ukłucie gdzieś w głębi siebie.

– Nienawiść i miłość to wbrew pozorom niezwykle zbliżone uczucia. – Pociągnąłem kącik ust w górę. – Twoja niechęć do tego, by przyznać się do braku kontroli i uczuć, jakie w tobie wzbudzam, wiele o tobie mówi, a jednocześnie cię przeraża.

Nabrała powietrza w usta, a chwilę później zaczęła się motać jak cholerna ryba bez wody. Ścisnąłem jej nadgarstki i wbiłem je ponad głową rudowłosej.

– Puść mnie! – wrzasnęła.

– Wystarczyłoby powiedzieć proszę.

Fading Red || Molly x Ares +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz