7 Domi

393 73 0
                                    

Siedziałam, a właściwie na wpół leżałam w samochodzie komisarza Miksy i cała się trzęsłam. Nie wiedziałam tylko, czy z zimna, czy ze złości, czy może jednak ze strachu. Idiotka! Dałam się przyłapać! Ale skąd mogłam wiedzieć, że temu palantowi włączy się raptownie tryb nadgorliwego gliny i postanowi nagle wrócić na miejsce zbrodni?

– Adidasy – wyburczałam, próbując usadzić się w wygodniejszej pozycji.

– Co? – mruknął, skupiając się na drodze.

Widoczność była słaba. Nie dość, że ciemno to jeszcze deszcz.

– Marta... – odchrząknęłam, by nabrać nieco siły głosu. – Marta miała na sobie adidasy, a ona nie chodziła po domu w butach.

– No i? – prychnął, ale doskonale widziałam, że nastawił uszu. Ha! Jednak zaciekawiło go to, co odkryłam, ale przecież nie mógł się do tego przyznać.

– Gdybyś wiedział cokolwiek o małych dzieciach, miałbyś świadomość, że gdy zaczynają pełzać i raczkować to biorą do buzi wszystko, co im się nawinie pod rączką. I nie tylko, uwielbiają ssać swoje palce. Żadna matka nie chodzi po domu w butach, gdy jej dziecko zbiera do swoich ust cały ten syf. Wręcz dba o sterylność otoczenia. Marta tak robiła – wyjaśniłam tonem ekspertki.

– Podobno brudne dziecko to szczęśliwe dziecko – sarknął, ale spojrzał na mnie kątem oka z zaciekawieniem. – No! Gadaj dalej!

– Pomyślałam, że morderca albo przyszedł, gdy akurat szykowała się do wyjścia, albo wszedł za nią i zaatakował z zaskoczenia – mówiłam dalej, czując coraz większą pewność, że idę dobrym tropem. – Gdy mnie zaatakowałeś – podkreśliłam dobitnie ostatnie słowo – byłam w trakcie przeglądania ważnego dowodu.

– Ważnego dowodu... – ironizował.

– Tak! – prawie wrzasnęłam wściekła. Coś wbijało mi się w tyłek i już traciłam cierpliwość. – Zakupy! To była torba z zakupami, których Marta nie rozpakowała, a wymagały wsadzenia do lodówki. – Uśmiechnęłam się z ogromną satysfakcją, gdy na czole komisarza pojawiła się zmarszczka.

Brawo! Wreszcie zaczynasz myśleć tępaku!

Zamilkłam na chwilę, dając mu czas na przetrawienie moich słów. Mogłam wreszcie przyjrzeć się swojemu „porywaczowi". Był całkiem przystojny, męski. Miał krótką brodę, która wyglądała fajnie, choć zdecydowanie barber miałby nad nią trochę pracy. Ciemne oczy i ostre kości policzkowe nadawały jego twarzy niebezpiecznego uroku. A usta? Usta były... W pewnym momencie wpadła mi do głowy myśl, jak to by było poczuć je na sobie...

– Nie! – krzyknęłam przerażona tą myślą.

– Co znowu?! – Komisarz aż podskoczył w odpowiedzi na mój niespodziewany wrzask.

– A nic, nic... tak sobie tylko rozmyślam w głowie – jęknęłam, czując jak moje policzki zaczynają się czerwienić. Cieszyłam się z ciemności, dzięki której nie mógł tego dostrzec. – Wracając do tematu. Marta musiała wracać z zakupów, a ten ktoś poszedł za nią i dostał się do mieszkania, bo drzwi były otwarte, zaskoczył ją.

– Co to za dziwny wniosek? Była na zakupach, więc drzwi były otwarte? – prychnął, irytując mnie znowu swoim nastawieniem.

– Czy w mieszkaniu był wózek Oli? – zapytałam słodziutko i uśmiechnęłam się złośliwie.

– Wózek? Nie. Przecież to klitka, nie zmieściłby się – odparł, wzruszając ramionami.

– No właśnie! Marta zostawiła wózek w wózkowni na parterze, niedaleko wind – przytaknęłam mu dumna z siebie. – A teraz wyobraź sobie, że masz ciężką torbę z zakupami i dziecko na rękach. Z trudem otwierasz drzwi do mieszkania. Wnosisz tobołki i chcesz jak najszybciej uwolnić ręce. Priorytety, panie komisarzu. Najpierw odstawiasz zakupy, później dziecko do łóżeczka, a dopiero po tym wracasz do przedpokoju i...

Wmiksowani - ZOSTANĄ WYDANI!!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz