Minęło sporo czasu, odkąd przypadkowo przeniosłyśmy się bluetoothem i drukarką z sali informatycznej do świata „Quo vadis". Gdy udało nam się wyciszyć aferę związaną z pojawianiem się Św. Piotra w szkole, nasze życie zaczęło wracać do normy, a klasa rozpoczęła omawianianie „Kamieni na szaniec". To był przełom. Lektura przejęła nas zbyt bardzo, więc po kupieniu dezodorantu w sklepie i pożyczeniu śrutówki ze strzelnicy, zjawiłyśmy się z powrotem w sali informatycznej, by ratować tym razem Rudego.
Nie traciłyśmy czasu. Kilka ustawień w telefonie i już uzbrojone po zęby ukrywałyśmy się za szafą na Szucha. Już po chwili do naszych uszu doszły niemieckie krzyki i pojękiwania. Bałam się wyjrzeć zza mebla; nie byłam przyzwyczajona do makabrycznych widoków, bo nieczęsto oglądam horrory. Podjęła się tego Paulina. Zlustrowała otoczenie, zwróciła ku mnie pobladłą twarz i kiwnęła głową. Trafiłyśmy dobrze. Wzięłam głęboki oddech i zlokalizowałam SS-mana, starając się przy tym nie patrzeć na skatowanego człowieka obok. Wzięłam wiatrówkę, wycelowałam, Paulina mocniej ścisnęła puszkę z dezodorantem i... nagle do pokoju wbił Zośka z wycelowanym w Schultza rewolwerem. Wybuchła strzelanina. Przylgnęłyśmy do szafy. Bałyśmy się nawet oddychać.
„Po co my w ogóle się tu pakowałyśmy?! Co tu się dzieje?!"-myślałam.-„W lekturze tak nie było!"
Wiedziałyśmy, że powinnyśmy ruszyć się i pomóc, ale... nie miałyśmy odwagi... Usłyszałyśmy krzyk młodego człowieka i zorientowałyśmy się, że Zośka został postrzelony. To był ten moment. Zebrałyśmy się w sobie i wkroczyłyśmy do akcji. Skoro Tadzio zdecydował się na takie ryzyko, dla ratowania przyjaciela, dlaczego i my nie miałyśmy przełamać lęku? Pierwsza wstała Paulina. Krzyknęła, a gdy zaskoczony gestapowiec odwrócił się, prysnęła mu w oczy dezodorantem, który działa jak gaz pieprzowy. Ja szybko wycelowałam drżącymi rękoma i posłałam śrut w głowę Schultza. Po chwili drugi, trzeci, czwarty... Nie zorientowałam się nawet, gdy już leżał w kałuży krwi. Zza drzwi słychać było już kroki i krzyki SS-manów, bohaterowie patrzyli na nas w osłupieniu, my byłyśmy przerażone. Walenie w drzwi i pierwszy strzał, który je przebił przywrócił wszystkich na ziemię.
-Wpisz współrzędne na Mokotów!-poleciłam i rzuciłam Paulinie telefon, po czym sama pomogłam rannym wejść do portalu.
Na szczęście nie zadawali zbędnych pytań. Gdy drzwi wywarzono, w pomieszczeniu nikogo już nie było.
Jeszcze tego samego dnia stałyśmy za garażami w Grajewie, raz po raz zaciągając się herbatą malinową. Słońce świeciło jasno, a ptaki ćwierkały radośnie, jakby opiewając nasz definitywny sukces.
-Ty, po co my to właściwie zrobiłyśmy?-zastanowiłam się.-Myślisz, że zmieniłyśmy bieg wydarzeń?
-Nie wiem-wzruszyła ramionami Paulina.-Chyba tak.
-A co będzie, jak się okaże, że zmieniłyśmy rzeczywistość i coś się rypnie?
-Trudno-machnęła ręką.-A na razie trzeba się cieszyć szczęściem, póki żyjemy. Zrobiłyśmy, co kazało nam serce i nauczyłyśmy się odwagi. Pozostałe konsekwencje możemy zlekceważyć.
-O kurde...
-Co?
-Teraz nie będą nam się zgadzały karty pracy...
CZYTASZ
Paulina, ja, drukarka i lektury, czyli opowiadania z polskiego
Historia CortaZbiór opowiadań pisanych przeze mnie i koleżankę na lekcjach j.polskiego, które zbyt załamywały naszego nauczyciela, żeby ich tu nie wstawić. W skrócie; inny wymiar. I to nie tylko jeden!