Katherine
Docisnęła nauszniki ciaśniej na uszy sprawdzając czy dobrze chronią jej słuch. Silnym szarpnięciem wyciągnęła mandragorę z niewielkiej doniczki. Ciasnej doniczki, która była do tej pory jej przytulnym domkiem, a ona gwałtownie wyrwała roślinę z niego. Nastąpił okropny wrzask. Zaraz po nim kolejny, gdy Florence powtórzyła tą samą czynność. Szybko wrzuciły mandragory do większych glinianych doniczek i zasypały ziemią dokładnie ją uklepując. Liście zatrzęsły się jakby zirytowane przypominając dźwiękiem szelest papieru. Przed nimi czekało jeszcze dwadzieścia roślin.
Przy czwartej myślała, że zemdleje. Wrzaskliwy korzeń był większy od pozostałych i o wiele głośniejszy. Zachwiała się na nogach prawie puszczając mandragorę z dłoni w rękawiczce. Florence zabrała jej sadzonkę i szybko zakopała w doniczce. Pokazała gestem, żeby ściągnęła nauszniki, po czym sama ściągnęła swoje.
- W porządku? - zapytała od niechcenia.
Kat spojrzała zaskoczona na Czarownicę. To było chyba najmilsze co do niej powiedziała.
Może jest wrzask namieszał jej w głowie.
- Nie mam ochoty zbierać Cię z podłogi jak zemdlejesz. - rzuciła.
Nieważne.
Choć naprawdę wcześniej myślała, że uderzyła się w głowę, gdy poprosiła ją o pomoc przy przesadzaniu mandragor. Musiała nie znosić roślin bardziej niż jej.
Zgodziła się bo była ciekawa, nie z dobroci serca.
Poklepała się po policzkach i założyła nauszniki.
W szklarni panował niemiłosierny zaduch i wilgoć. Przez matowe zielone i transparentne szkło ścian oranżerii wpadały do środka gorące promienie słońca podgrzewając panującą tam atmosferę do nieznośnej temperatury. Jedynie rośliny zdawały się ubóstwiać parność szklanego pomieszczenia. Słodki ziemisty zapach ziemi wymieszany ze świeżą roślinnością uderzał przyjemnie w nozdrza, przywodził wspomnienia z zajęć zielarstwa w Hogwarcie, kiedy życie bywało czasami beztroskie.
Pot spływał z karku na plecy przyklejając koszule do nich. To by było tyle jeśli chodziło o jej poranną kąpiel po jeździe konnej.
Starła pot z czoła wierzchem dłoni i przygładziła mokre poskręcane krótkie włoski przy twarzy. Żałowała, że nie spięła wysoko włosów. Przykleiły się do karku i plątały od wilgoci. Szarpnęła za kolejne łodygi.
Szybko uwinęły się z pozostałymi roślinami. Z ulgą ściągnęła spocone nauszniki, po czym zwilżyła gardło szklanką chłodnej wody.
- To by było na tyle. - sapnęła Florence także spocona i zarumieniona. Jak zwykle wyglądała irytująco ślicznie.
- Do czegoś konkretnego potrzebujesz mandragor? - zapytała Kat.
Nie wiedziała czemu potrzebowała pociągnąć rozmowę.
- Hoduje głównie rośliny przydatne dla Felixa, resztę dla mojego kaprysu. Odpręża mnie to i czuje się przydatna. - wyjaśniła ściągając robocze rękawice.
Florence nie była taka zła za jaką chciała uchodzić. Pod powierzchowną złośliwością i wysokim mniemaniem o sobie kryła się pracowitość i dobre serce, które chciało pomóc bratu w dostarczeniu potrzebnych mu składników do eliksirów, które z kolei miały pomagać Anne i innym. Było to bezinteresowne i powoli zyskiwała w oczach Kat.
Przez dłużą chwile niezręcznego milczenia jedno pytanie cisnęło się na jej usta.
- Dlaczego poprosiłaś mnie o pomoc? - musiała zapytać.
Kobieta przytrzymała chwilę wodę w ustach jakby płukała zęby i ją połknęła. Odstawiła szklankę cicho koło małego krzaka belladony, który teraz pięknie kwitł.
- Tak było szybciej. - spojrzała na dno swojej pustej szklanki jakby było tam coś interesującego.
- Myślałam, że mnie nie znosisz. - założyła ramiona na piersi.
- Nie jest tak, że cię nie znoszę. - teraz oglądała swoje idealnie zadbane paznokcie.
- A jak?
Podniosła twarz i spojrzała jej w oczy. Jej wyraz był spokojny, ale w jej spojrzeniu coś mignęło czego Kat nie potrafiła zidentyfikować.
- Po prostu drażni mnie Twoja naiwność i niezauważanie niektórych spraw.
Zaskoczyła ją odpowiedzią.
- Takich jak? - uniosła jedną brew.
Ale Florence nie rozwinęła tematu tylko wzruszyła nieelegancko ramionami. Po chwili milczenia dodała:
- Drażni mnie też Twój wygląd. - zaczęła przekładać sadzonki mandragor na surowy brudny od ziemi drewniany stół. - Myślałam, że będziesz brzydka.
Kat uśmiechnęła się na ten zawoalowany komplement pod nosem.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
FanfictionMinęło 5 lat od nieszczęsnych wydarzeniach, kiedy to Sebastian Sallow zabił swego wuja i zniknął bez śladu. Po tych wydarzeniach świat dla Kathrine Ashbone nabrał szarych barw... Po ukończeniu Hogwartu przystąpiła do wyczerpującego szkolenia aurorów...