Sebastian
Długo czekał na chwilę, aż znów stanie z nią twarzą w twarz. Serce biło mu jak szalone, gdy na nią spoglądał, była jeszcze piękniejsza niż pamiętał, a zdjęcia w Proroku Codziennym kompletnie nie oddawały jej urody. Nie stała przed nim już dziewczyna, z którą przeżył mnóstwo przygód i którą wprowadził w świat czarnej magii. Stała przed nim kobieta. Zniknęły jej z buzi dziecinne rysy, urósł obfity biust i zaokrągliły się biodra. Jedyne co się nie zmieniło to jej długie, czarne loki i ciemno fiołkowe, prawie granatowe oczy, które były teraz szeroko otwarte w szoku. Wiedział, że ma niewiele czasu zanim otrząśnie się ze wstrząsu, musiał szybko działać. Na jego korzyść działał fakt, iż stała tylko metr od niego.
Katherine w mgnieniu oka oprzytomniała, przybrała gniewny wyraz twarzy i sięgnęła po różdżkę, by go obezwładnić. Sebastian jednak był szybszy, wytrącił jej różdżkę z dłoni zaklęciem expelliarmus i złapał ją w locie. Podskoczył do niej, złapał za rękę, obrócił plecami do siebie i przycisnął do swojego torsu trzymając w żelaznym uścisku za oba nadgarstki.
- Nie dotykaj mnie! - warknęła.
Czarodziej poczuł jak delikatna woń pomarańczy uderzy go w nozdrza. Pachniała też cudownie.
-Nie cieszysz się że mnie widzisz? - drażnił się z nią. Wiedział, że pierwsze spotkanie nie będzie dla niej przyjemne, na dowód tego zaczęła się trząść z wściekłości i próbować wyrwać z jego uścisku. Wokół niej pojawiła się delikatna ledwo widoczna energia starożytnej magii, nie był pewny czy opanowała posługiwanie się nią bez różdżki więc wolał nie ryzykować. Krzyknął:
- Teraz Florence!
Zza niego wyłoniła się kobieta, sięgnęła do sakiewki przyczepionej do pasa, wyciągnęła fiolkę z wywarem Żywej Śmierci i wlała agresywnie go Katherine do gardła. Aurorka natychmiastowo straciła przytomność, cały ciężar jej ciała trzymał teraz Sebastian.
- Musimy się ulotnić zanim przestanie działać zaklęcie na jej partnerze. Gdzie jest Felix? - zapytał swojej towarzyszki.
- Przed pubem. - poinformowała.
Sallow przerzucił nieprzytomną czarownicę sobie przez ramię i razem z Florence opuścili obskurny lokal. Na zewnątrz nikt nie wydawał się zainteresowany, iż niesie nieprzytomną kobietę, co niektórzy uśmiechali się obleśnie.
Odnaleźli Felixa, który na nich czekał i zapytał:
- Wszystko poszło zgodnie z planem?
- Nawet lepiej. - odpowiedział zadowolony Sebastian - Czas na nas.
Cała trójka sięgnęła po swoje różdżki i się teleportowała.* * *
Pojawili się przed okazałą rezydencją Sebastiana Sallowa. Pałac był wybudowany w stylu Elżbietańskim w epoce renesansu. Budynek był wierną kopią Longleat w Wiltshire. Sebastian przeszedł przez frontowe drzwi, wspiął się na pierwsze piętro niosąc Katherine jak gdyby nic nie ważyła. Otworzył drzwi do jednego w wielu pokoi na korytarzu i położył ją na wielkim łożu z baldachimem, okrytym złotą narzutą. Patrzył jak śpi, choćby martwa i poczuł ukłucie poczucia winy. Nie w taki sposób chciał ją tu sprowadzić, lecz nie widział innej opcji, nie udała by się tu dobrowolnie.
Postanowił nie wybudzać jej jeszcze z działania wywaru Żywej Śmierci, chciał pozbierać myśli co jej powie i czuł, iż pierwsza konfrontacja nie będzie lekka.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi, po czym zszedł na dół do kuchni by zjeść późną kolacje.
W pomieszczeniu kuchennym panował okropny zaduch, za każdej strony buchały fale gorąca, czarodziejowi pot szybko zrosił czoło. Skrzaty zauważywszy go ukłoniły się i wróciły go gotowania. Pośrodku przestronnego pomieszczenia stała długa ława, a na samym jej końcu siedziała dojrzała kobieta, pilnie coś notująca. Była to Sylvia Jenkins - ochmistrzyni Sebastiana. Kobieta o surowym spojrzeniu, ale miękkim sercu. Miała niegdyś czarne, proste włosy teraz przyprószone siwizną, szare oczy, które zawsze bystro patrzyły i gdzie nie gdzie na twarzy zmarszczki mimiczne, widać było na niej ślady dawnej urody.
Gdy Sallow przybył do rezydencji odprawił całą służbę za wyjątkiem jej. Zostawił tylko ludzi, którzy pracowali poza budynkiem: ogrodników, leśniczych i stajennych. Jak się okazało była czarownicą na usługach u mugola, więc postanowił zaoferować jej pracę i nigdy tego nie pożałował. Wspaniale prowadziła dom, zarządzała skrzatami domowymi i wszystkim trochę matkowała. Nie obchodziło jej, że jest poszukiwany, dostrzegła w nim zagubionego dzieciaka. Gospodyni podniosła oczy słysząc przybysza, ściągnęła okulary połówki i powiedziała:
- Kolacja będzie za trzydzieści minut. Panicz nie powinien tu schodzić, poczeka w jadalni.
- Nie mam nic przeciwko by tu zjeść.
- Nonsens, pomieszczenie jest dla służby.
- No dobrze, dobrze. - dał za wygraną i podniósł ręce w geście kapitulacji. - To w takim razie zajmę ten czas rozmową i na kolacje pójdę do jadalni. Co tam tak z pasją pani pisała, Pani Jenkins?
- Przygotowuję jadłospis i listę produktów dla naszych dostawców na przyszły tydzień. Jak mniemam mamy o jedną osobę więcej do wyżywienia?
- Istotnie. - potwierdził.
- I jak długo nasz gość tu zabawi? - zapytała gospodyni.
- To zależy czy gość będzie skłonny do współpracy. - uśmiechnął się bezczelnie Sebastian.
Pani Sylwia nie odpowiedziała tylko podniosła jedna brew i zmieniła temat:
- Dziś na kolacje pieczeń barania z sosem pieczeniowym, purée ziemniaczanym i groszkiem cukrowym.
- Wybornie! Ale dla naszego gościa proszę przygotować coś czym nie zostanę oparzony gdy dostanę tym w twarz. - znów się uśmiechnął.
- Naturalnie, sir. - spojrzała surowo.
- Czy Anna już śpi? - zapytał czarodziej zmartwiony.
- Panienka siedzi w bibliotece i czyta. Kazałam napalić tam w kominku, bo telepała się z zimna. - Sebastiana zmarszczył brwi zgnębiony.
- Niech dostarczą nam kolację do biblioteki, tam zjem razem z siostrą.
Ochmistrzyni kiwnęła głową i wstała by wydać polecenia skrzatom.
CZYTASZ
Nieprzyjaciel
FanfictionMinęło 5 lat od nieszczęsnych wydarzeniach, kiedy to Sebastian Sallow zabił swego wuja i zniknął bez śladu. Po tych wydarzeniach świat dla Kathrine Ashbone nabrał szarych barw... Po ukończeniu Hogwartu przystąpiła do wyczerpującego szkolenia aurorów...