Iris– Flynna już znasz – mówił Mattiah i wskazywał na trzech mężczyzn, którzy mieli lecieć ze mną do Europy. – Obok niego stoi David i Sean. Osobiście ich szkoliłem, będziesz bezpieczna.
Rozpoznałam w nich ochroniarzy, którzy przyjechali z Blackiem, kiedy ten pobił Mattiaha. Oni nie kiwnęli palcem, kiedy działa mu się krzywda, a on zdawał się im ufać. To było niedorzeczne.
– Dlaczego ty ze mną nie lecisz? – zapytałam płaczliwie i zacisnęłam dłonie na rączce walizki. – Z tobą będę bezpieczna.
– Przysięgam, że za kilka dni przylecę po ciebie. Nie mogę lecieć teraz, bo muszę załatwić to osobiście – powtarzał już kolejny raz.
– Nie musisz – upierałam się. – To tylko wasze durne poczucie obowiązku, każdy z was uważa, że to honor, kiedy likwidujecie zagrożenie waszych kobiet. Olympia mi powiedziała, że wszyscy w tej popieprzonej rodzinie chcą poświęcać życie, podczas kiedy...
– Nie, kwiatuszku – przerwał mi. – Nie planuję poświęcać życia, bo masz znosić mnie jeszcze przez wiele lat. Chcę wymierzyć sprawiedliwość i masz rację, to mój obowiązek. Moim obowiązkiem jest chronienie ciebie za wszelką cenę.
– Nawet śmierci?! – podniosłam głos, a ludzie zebrani w holu lotniska zaczęli zwracać na nas uwagę.
– Nie umrę – zawarczał i chwycił moje policzki pomiędzy dłonie. – Nie robię tego od wczoraj, Iris, więc przestań wpadać w panikę. Bądź grzeczna, wsiądź na pierdolony pokład samolotu i czekaj na mnie u Raven’ów – dokończył stanowczo i przytknął usta do moich.
Jego pocałunek był delikatny, zupełnie przeciwny do tego, jakim tonem do mnie mówił. Jakby próbował napełnić mnie spokojem, którego w rzeczywistości sam w sobie nie posiadał. Oderwał usta od moich, ale się nie odsunął. Musnął jeszcze moje powieki, policzki i czoło.
– Wszystko będzie dobrze. To ostatni raz, kiedy robię coś takiego. Później będziemy żyć poza tym całym syfem. Przysięgam, mój słodki kłopocie – zapewnił i mocno mnie przytulił.
Jeszcze miesiąc temu marzyłam o tym, żeby znaleźć się jak najdalej od niego, a teraz, kiedy na pokład samolotu wchodziłam w towarzystwie ochrony, ale bez niego, czułam jak ogarnia mnie rozpacz.
Zajęłam wyznaczone miejsce i niemal natychmiast podeszła do mnie stewardessa.
– Czy życzy sobie pani coś do picia? Może poduszkę? – zaproponowała, a mężczyźni, którzy mi towarzyszyli, od razu stanęli za po jej bokach. Spojrzała na nich z niepokojem i się wycofała.
– Naprawdę tak to wygląda? – wykrztusiłam i rzuciłam im rozgniewane spojrzenie.
– Przywyknij – mruknął Flynn, już nie tym swoim przyjaznym tonem. – Tak wygląda życie tej rodziny – dodał i usiadł obok mnie.
– Nie musisz być taki – odwarknęłam.
– Jestem w pracy.
– Strzygąc krzewy też byłeś – prychnęłam. – Wszyscy udajecie, jesteście zakłamani.
– Jesteśmy profesjonalistami, Iris. Tu nie ma sentymentów. Miałaś mnie polubić, żeby Hall był zazdrosny. Moja misja w tej dziecinadzie się zakończyła. Teraz czas na zderzenie z rzeczywistością – powiedział obojętnie i zapiął pas. – Zapinaj – nakazał i rozsiadł się wygodniej.
Nagle zaczęłam się zastanawiać, do jakiego świata tak naprawdę wkroczyłam. Tak właśnie miało wyglądać moje życie? Nakazy, zakazy, półsłówka. I strach. Wszechogarniający strach.
Po tym, jak zachowywał się Flynn, czułam, że nie mogę ufać tak naprawdę nikomu, bo nie miałam pojęcia, co jest prawdą, a co wyłącznie grą na potrzeby sytuacji.
Zamknęłam oczy i zacisnęłam palce na brzegach fotela. Pragnęłam zasnąć i obudzić się w innej rzeczywistości. W takiej, w której poznaję Mattiaha w takich momentach naszego życia, kiedy żadne z nas nie jest poranione, nie grozi nam niebezpieczeństwo i nie musimy się rozdzielać.
Nie przerażała mnie perspektywa tego, że ktoś mógłby mnie skrzywdzić. Najbardziej bałam się tego, że on próbował temu zapobiec, narażając tym siebie. Nie chciałam takich poświęceń, nie chciałam, żeby ryzykował swoim życiem dla mnie.
Przez godzinę tłumaczył mi, kim jest ten obrzydliwy facet, który rzucił się na mnie w domu ojca, opowiedział o tym, co zrobił kobiecie jednego ze znajomych Blacka. Bezustannie mówił, że chce zapobiec mojej krzywdzie. Odnosiłam wrażenie, że chciał mnie wystraszyć, żebym nie próbowała go powstrzymać.
Mówił o tak potwornych rzeczach... A ja z trudem byłam w stanie uwierzyć, że te wszystkie kobiety przetrwały coś takiego. Jeśli to, o czym mówił było prawdą, to moje przeżycia były niczym w porównaniu do ich dramatów.
Zbudziło mnie lekkie szturchnięcie w ramię. Rozchyliłam powieki i ujrzałam pochylonego nade mną ochroniarza. Ten chyba miał na imię David.
– Wysiadamy, mała – powiedział przyjaznym tonem.
– Przespałam cały lot? – zdziwiłam się i rozejrzałam.
Mężczyzna wyciągnął do mnie rękę i uśmiechnął się. Ujęłam ją niepewnie i podniosłam się z fotela.
– Trzymaj się mnie – nakazał i w tej samej chwili tuż za mną pojawił się drugi ochroniarz. Zachowywali się, jakby mieli być moją tarczą. Osaczali mnie.
Wciąż nie rozumiałam tych wszystkich środków ostrożności. Nie byłam przecież nikim ważnym. Nie miałam niczego, co ktokolwiek mógłby ode mnie chcieć, więc w dalszym ciągu nie pojmowałam, dlaczego groziło mi niebezpieczeństwo.
Przecież jeśli ludzie, którym mój ojciec był winien pieniądze, zabiliby mnie, nie odzyskaliby ich. Moja śmierć nie przyniosłaby im żadnego zysku.
W końcu opuściliśmy pokład samolotu, przeszliśmy wszystkie kontrole, podczas których nikomu nie drgnęła nawet powieka, kiedy towarzyszący mi mężczyźni prezentowali broń. To wszystko było mocno popieprzone. Kim oni, do cholery, byli, że wszystko było im wolno?!
Czułam się źle, otoczona przez wielkich gości w garniturach. Nie przywykłam do tego. Szliśmy w zwartym szyku, jakbyśmy odbywali ćwiczenia wojskowe. Nagle podszedł do nas mężczyzna, na oko koło czterdziestki. Przystojny, elegancki, dostojny, jakby pochodził z rodziny królewskiej.
Ochrona się rozstąpiła, a wtedy twarz mężczyzny się rozpromieniła. Nagle obok niego pojawiła się piękna kobieta, znacznie młodsza od niego. Wyciągnęła do mnie ręce i również uśmiechnęła się ciepło.
– Witaj, Iris – powiedziała dźwięcznym, czułym głosem i objęła mnie delikatnie. – Jestem Hope. Nie bój się – wyszeptała i pogładziła moje plecy, po czym odsunęła się i wskazała na swojego towarzysza. – To mój mąż Dominic.
– Dzień dobry – wydusiłam. Czułam, jakbym zaraz miała zemdleć.
– Nie denerwuj się – odezwał się mężczyzna. – Zadbamy o ciebie, nic ci nie grozi.
– Przepraszam, ja po prostu nie wiem, co się dzieje – wyszeptałam.
Kobieta objęła mnie ramieniem i poprowadziła w stronę dużego czarnego wozu.
– Pojedziemy same. W aucie czeka na nas reszta. A te kupy mięśni niech jadą osobno – rzekła cicho i otworzyła drzwi.
Wtedy ujrzałam Olympię i jeszcze trzy inne kobiety. Młode, piękne i rozpromienione.
– Olympię znasz – odezwała się Hope. – To jest Michelle, żona Lucasa, obok siedzi Jasmine, żona Aidena...
Każda z nich obdarowała mnie przyjaznym uśmiechem i pomachała dłonią.
– A ja jestem Leah – przedstawiła się ostatnia z nich. – Zdaje się, że przyszła żona Felixa – dodała z lekkim uśmiechem.
– Iris... Najwyraźniej...
– Przyszła żona naszego Mattiaha – powiedziały chórem, a w moich oczach wezbrały łzy. – Przepraszam... Ja...
– Nie martw się. Chyba każda z nas przechodziła ten sam szok, w którym tkwisz ty. Przywykniesz – powiedziała Olympia i puściła do mnie oko.
Podziwiałam te wszystkie kobiety. Większości z nich nie znałam, widziałam je pierwszy raz w życiu, ale zdecydowanie zasługiwały na ten podziw. Zdawało się, że wszystkie były zaznajomione z sytuacją i przyjmowały to ze stoickim spokojem. Jakby objęcie opieką jakiejś przypadkowej dziewczyny było dla nich codziennością.
– Poradzicie sobie? – usłyszałam za plecami głos mężczyzny.
– Oczywiście, z nami będzie spokojniejsza – odpowiedziała karcącym tonem Hope. – Wsiadaj, kochanie. Ja prowadzę – zwróciła się do mnie i gestem dłoni wskazała wolne miejsce.
Usiadłam pomiędzy kobietami i wypuściłam drżący oddech. Olympia położyła dłoń na moim kolanie, a dziewczyna, która przedstawiła się jako Jasmine, objęła mnie delikatnie.
– Nie martw się – szepnęła. – Mattiah jest najlepszy. A skoro wytrzymał z nami wszystkimi, to jakiś tam Devin mu niestraszny.
– Czyli wiecie o wszystkim?
– Oczywiście – odezwała się Hope, która wsiadła za kierownicę i odpalała silnik.
– W tej rodzinie nie ma tajemnic – dodała kolejna.
– To sprawia, że jesteśmy niezwyciężeni – dokończyła następna.
Kobieta, która przedstawiła się jako przyszła żona Felixa, przysłuchiwała się ich słowom i uśmiechała się delikatnie. Wtedy przypomniałam sobie, co opowiadał mi Mattiah. Były mąż znęcał się nad nią...
– Przepraszam, nie oswoiłam się z tym – wykrztusiłam.
– Naprawdę się przyzwyczaisz – powiedziała Jasmine. – Oni wyprowadzają nas z piekła, a później tworzą dla nas niebo.
– Boję się, że to niebo już miałam i że teraz...
– Nie – wtrąciła Olympia. – Nic złego się nie wydarzy.
Nie odpowiedziałam. One naprawdę wierzyły, że wszystko będzie dobrze. Znały ich i siebie wzajemnie. Ja byłam przybyszem i jedyne co miałam, to zapewnienia, które miały mnie uspokoić.
Ponownie zapragnęłam zasnąć, a później obudzić się w jego objęciach i uzmysłowić sobie, że to, co aktualnie się dzieje, to tylko koszmar.
Wkrótce dojechałyśmy na teren ogromnej posiadłości, wyglądającej jak średniowieczny zamek. Wokół rozpościerał się ogromny ogród, w którym biegała gromada dzieci. Pomiędzy nimi zauważyłam kilku mężczyzn i jedną starszą, ale niezwykle elegancką kobietę.
Nagle, w swoim wielkim dresie poczułam się jak kopciuszek.
Wysiadłyśmy z wozu i dostrzegłam, że za nami zatrzymały się cztery takie same samochody. Z każdego z nich wysiadło czterech, identycznie ubranych mężczyzn.
– To nasza ochrona – Michelle odpowiedziała na niezadane przeze mnie pytanie. – Chodź, poznasz resztę. – Złapała mnie za rękę i pociągnęła do zebranych w ogrodzie.
Niebywałe, ile wszystkie miały w sobie spokoju. Zazdrościłam im tego.
Pomimo tego, że przespałam cały lot, musiałam odpocząć. Kręciło mi się w głowie i byłam osłabiona, jakby strach i ta cholerna niewiadomą, wyssały ze mnie całą energię.
Kiedy poznałam już wszystkich, którzy zgromadzili się wokół mnie, jakbym była jakimś zjawiskiem, Hope zaprowadziła mnie do pięknej sypialni, zadbała o to, żeby niczego mi nie brakowało i nawet przygotowała dla mnie kąpiel. Kolejny raz podziwiałam to, jak była spokojna i ciepła.
Zanurzyłam się w ciepłej wodzie z pachnącą pianą i w końcu pozwoliłam sobie na upust nagromadzanych we mnie emocji. Zaczęłam bezgłośnie płakać i jednocześnie modlić się, żeby Mattiah spełnił swoją obietnicę o normalności.
CZYTASZ
Miss Blue
ChickLitMattiah po wielu latach życia wyłącznie pracą, zostaje wysłany na przymusowy urlop. Mężczyzna nie potrafi poradzić sobie z nadmiarem wolnego czasu, lecz stan jego zdrowia nie pozwala mu zbyt szybko powrócić do dotychczasowego stylu życia. Nie może s...