Prolog

4.2K 540 50
                                    

Mattiah

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mattiah

Kiedy przestajemy widzieć, posiadamy jeszcze słuch, węch, smak, dotyk... Posługujemy się wszystkimi zmysłami, które nam pozostały. Czujemy.
Kiedy przestajemy czuć – umieramy.
Nazywam się Grant Mattiah Hall i najwyraźniej jestem martwy.
Nie czuję.

***

Próbowałem przewrócić się na bok, ale ból w trzewiach uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch. Ostatni raz czułem się tak... Nie, nigdy nie czułem takiego bólu, a teraz towarzyszył mi od wielu dni.
– Chryste – jęknąłem i z trudem rozchyliłem powieki.
Zamrugałem kilkukrotnie, bo wciąż miałem zamazany obraz. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, gdzie byłem i skąd ten cholerny ból. Natychmiast uderzyło we mnie poczucie beznadziei.
Powoli podniosłem się do siadu i przetarłem dłonią zmęczoną twarz. Spojrzałem na brzuch, w którym wciąż tkwiły ciemne żyłki. Minęły dwa tygodnie, a ja wciąż nie czułem się lepiej. Ani psychicznie, ani fizycznie.
Byłem do niczego.
Sięgnąłem po telefon, który leżał na nocnym stoliku i zauważyłem, że miałem kilka nieodebranych połączeń od Blacka. Ten skurczybyk nigdy nie spał, zawsze czuwał, bezustannie myślał.
Wybrałem jego numer i odebrał po pierwszym sygnale.
– Pakuj się, za dwa dni wyjeżdżasz – powiedział bez zbędnych wstępów.
– Gdzie? Nie wysłałeś mi żadnych danych. Chyba od tego powinieneś zacząć. Od kiedy mam cię uczyć? – wymamrotałem, z trudem odpychając od siebie niedawny sen.
– Nie jedziesz pracować, Mattiah – odparł spokojnie. – Jesteś na urlopie.
– Na urlopie? Od dwóch tygodni odsuwasz mnie od roboty, ile jeszcze będzie to trwać?! – podniosłem głos i syknąłem z bólu.
– Nie jesteś zdolny do pracy, nie rozumiesz? Przestań udawać! Myślisz, że nie widzę, co się z tobą dzieje? – zawarczał. – Nie przywrócę cię do pracy, zastąpi cię jeden z chłopaków.
– Czyli co? Zwalniasz mnie? – wycedziłem. – Z taką łatwością chcesz mnie kimś zastąpić? Wiesz dobrze, że nie ma...
– Nie ma drugiego takiego jak ty – wtrącił. – Nie zwalniam cię, tylko wysyłam cię na przymusowy urlop. Dojdziesz do zdrowia, odpoczniesz, pożyjesz jak cywilizowany człowiek, a nie maszyna. Wtedy pozwolę ci wrócić – powiedział twardo.
Zazgrzytałem zębami, starając się nie wybuchnąć, bo wiedziałem, że tylko przysporzyłbym sobie cierpienia. Czułem, że ten drań karze mnie za to, że okazałem się nieskuteczny. Zawiodłem, nie byłem dość czujny, nie podołałem. Pierwszy raz popełniłem błąd.
– Zostanę u siebie – syknąłem.
– Pojedziesz do mojego domu w Filadelfii – oznajmił tym swoim wkurwiającym, twardym tonem. – Przyda ci się kontakt z naturą.
– Nie bądź śmieszny. Lepiej powiedz, że chcesz, żebym umarł z nudów w tej klatce. Dobrze wiesz, że nienawidzę tamtego domu – burknąłem z niezadowoleniem. Jego posiadłość w Filadelfii kojarzyła mi się wyłącznie z ucieczkami. To właśnie tam ukrywał dupę, kiedy się paliło...
– Może wynająć ci hotel na Hawajach, kapryśna królewno? – zakpił.
– Stać cię. Opłać też panienki – odgryzłem się.
– Ciebie też stać, Grant – powiedział cicho, a krew w moich żyłach zawrzała.
– Nie zwracaj się tak do mnie – wycedziłem i zacisnąłem pięść.
– Adres znasz, klucze też masz. Miesiąc. Jeśli zobaczę cię szybciej, to cię zwolnię. Miłego pobytu – rzucił zgryźliwie i się rozłączył.
Skurwiel!

 Skurwiel!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Miss BlueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz