Vivianne White
Dziś udało mi się uciec z piwnicy. Teraz kręcę się po domu w postaci nietoperza i szukam Cassie i jej rodziny. Na pewno tu są (a przynajmniej taką mam nadzieję). Błagam tylko, abym nie wpadła na Liama, ani jego ludzi! To byłaby masakra. Lecz coś mi nie pasowało...
Coś jest nie tak.
Próbowałam znów w myślach przemówić do Cassandry. Ale jakby... nie wykrywało ich? Nie wiem jak to opisać. Jakby nie istnieli, jakby nie było potworami. Po chwili przekonałam samą siebie, że to najwyraźniej można wysyłać jedną wiadomość dziennie. Mogłabym spróbować do swoich rodziców... ale to nie działa w dwóch różnych światach. Rodzice Cassie też nie byli najlepszą opcją, bo ich dobrze nie znałam - co za tym idzie - nie byłam w stanie dotrzeć do ich umysłów. Gdybym tylko wiedziała gdzie się teraz znajdują.
Cassandra WoodNa początku moja decyzja o uwolnieniu się wydawała się w porządku. Na początku. Taką też była. Na początku. I wszystko szło zgodnie z, na szybko, wymyślonym planem. Do czasu aż tuż przy drzwiach do wyjścia z domu spostrzegł mnie nie kto inny jak sam, we własnej osobie... (i tu proszę o fanfary)... Liam Turner! Natychmiast zawołał strażników, którzy skrępowali moje ręce kajdankami i wprowadzili do pokoju. Tym razem innego od poprzedniego. Ów pomieszczenie była bardzo, bardzo jasne. Na środku stało podłużne... łóżko szpitalne (trochę jakby stół operacyjny) zaścielone pożółkłą ceratą. Ścian prawie nie było widać przez szeregi szafek z tysiącami szuflad. Kilka umywalek, i dwie lampy; jedna okrągła, na suficie i druga stojąca nad łóżkiem.
Strażnik mało delikatnie położył mnie na łóżku. Całą przykrył kolejną ceratą - tym razem z brązowymi plamami i wielką dziurą na wysokości ręki. Przez tę dziurę facet wyjął mi rękę. Leżałam wyprostowana i spięta jak struna. O tak się stresowałam. Nie mogłam się ruszyć ze strachu. Mężczyzna przywiązał moje kończyny do metalowych prętów i tak pozostawił. Wyszedł z pomieszczenia.
Miałam przynajmniej więcej czasu na dojrzenie szczegółów wnętrza. Na stołach były różnego rodzaju urządzenia, których nazw nie podam, bo pierwszy raz na oczy je widziałam! Było mnóstwo fiolek z dziwnymi płynami i maściami. I jeszcze więcej strzykawek i igieł. Gorzej niż na szczepieniu! Nagle wydałam zduszony okrzyk, bo zdałam sobie sprawę z braku jakichkolwiek okien lub szyb. Po cholerę im takie pomieszczenie w domu?!
Wtem do pokoju wparowała kobieta. Ale nie, nie, kochani! Jak bardzo się teraz mylicie w wyobrażeniu jej! To był wieloryb! Babsko! I nie chodzi mi o otyłość, bo jej nie miała. Po prostu była wysokim chyba na dwa metry. Umięśnione ramiona i łydki. Jędrne uda i umięśniony brzuch. Jakby się urwała z programu o boksie! Brązowe włosy miała zaplecione w, oczywiście, warkocz bokserski, a na twarzy zero makijażu. W sumie nie był jej potrzebny - była niezwykłej urody. Ciekawe czy miała operację plastyczną...? Za to tak pluła mięsem, że aż strach się bać! Równość we wszechświecie zachowana.
- Ej ty - warknęła. - leż i się nie ruszaj potworzyco.
Potworzyco?! Potworzyco?!
- Wypu... śćcie... mnie! - coś dziwnego się ze mną działo.
Spojrzałam na moje przedramię, a tak widniała igła do szczepionek. Zamarłam. Nagle zaczęło dudnić mi w uszach. Czy to przez ten płyn, który właście we mnie wstrzykiwano, czy to przez strach... nie wiem. Kobieta mało delikatnie się ze mną obchodziła. Po chwili wyjęła opróżnioną już strzykawkę i wbiła następną. O dziwo nie czułam zbytniego bólu. Narazie.
- Kochaniutka, ja u w i e l b i a m takie zabiegi! Wbijanie igieł... Kocham! Byłam kiedyś pielęgniarką w jakiejś bogatej podstawówce. Masakra z tymi dziećmi! Takie rozwydrzone! Pulsu się im nie dało zmierzyć, bo od razu ryk. A co dopiero zastrzyki?! Uhhhh... Aż niedobrze mi na samo wspomnienie tych bachorów? A wiesz dlaczego? Dużo z nich było spokrewnionych z Potworami...
Przełknęłam gulę śliny.
- Co to za... szczepionki?
- Kochaniutka! Ja ci paplać o nich nie będę! Za dużo zbędnej gadki szmatki!
Tak, charakterem zupełnie odbiegała od wyglądu. Była trochę jak taka daleka ciotka - klotka.
Znowu poczułam dreszcze i mną zatelepało. Czułam się, jakbym miała okropną grypę, połączoną z gorączką i migreną. Raz w życiu byłam chora - gdy pierwszy raz przekroczyłam granicę. Potwory nie bywają chore.
- Ccco tto? Cco tyy mi wstrzyku u u jesz? - przymknęłam całkowicie suche oczy.
- Ko cha niut ka! Ile razy mam ci powtarzać! Ja ci nie powiem.
Czułam, że zaraz odpłynę. Może po prostu się rozchorowałam...? Rozejrzałam się po pomieszczeniu jeszcze raz. Teraz pokój wydawał mi się bardzo ciemny. Naraz poczułam, że babsko wyciąga ze mnie igłę. Spojrzałam na rękę. I zobaczyłam kilka mini śladów po wkłuciach - oraz wydzielającą się z nich maź - gdybym była człowiekiem byłaby to zwyczajnie krew. Ba! Jakbym była człowiekiem, to w ogóle by mnie tu nie było! Gdyby Vivia... Vivi! Gdzie ona...
Wtem przypomniałam sobie o mojej misji. Zdążyłam już o niej zapomnieć na dobre. Ale co ja mogę teraz zrobić? Jestem przyszpilona do łóżka. Nie mam siły nawet ruszać głową. Co oni mi zrobili?! Wampiry trudno AŻ TAK osłabić. To wprost niewykonalne. Ta szczepionka to... to istne zło.
- Kochanieńka! Już prawie wszystkie igły za tobą! Jeszcze tylko jedna. Zdradzę ci, że ona łączy te wszystkie inny substancje w jedną, najpotężniejszą. Kocham takie eksperymenty!
- EKSPERYMENTY?! A co ja jestem? Królik doświadczalny?! - zawyłam.
- Wiesz, skarbeńku... Potwory, króliki, jednorożce... Wszystko to zwierzęta! Tyle, że potwory to są te gorsze.
Aż się zatrzęsłam - bynajmniej nie z bólu, a z wściekłości i... z jakiegoś, dotąd nieznanego mi uczucia. Ludzie nazywali je bezsilnością...
Poczułam ból. Silny ból. Nigdy nie doznałam dolegliwości takiej jaką teraz czułam. To nie był ból o jakim się uczyłam na biologii. Gdybym była wraz na lekcji to natychmiast bym odpowiedziała, że ból jest nieprzyjemnym wrażeniem zmysłowym i emocjonalnym związanym z rzeczywistym lub potencjalnie możliwym uszkodzeniem ciała, w zależności od źródła uszkodzenia może mieć charakter bólu receptorowego, neuropatycznego lub psychogennego. Ja raczej odczuwałam gorzką rozpacz. Gorzką jak kolendra, cytryna, proso, chmiel i majeranek razem wzięte i pomnożone przez tysiąc, ba, dziesięć tysięcy!
Gorzką jak gorycz...
Moje rozmyślania przerwało ukłucie. Kobieta chyba wbijała już ostatnią szczepionkę. Czyżby miał się zbliżać mój koniec? Zaraz mam umrzeć...? Zabita przez ludzi?
W czasopismach, gazetach i książkach jest napisane, że ludzie to najbardziej rozwinięte, żyjące stworzenia na Ziemii. Tsaaa, bo wcale to nie oni powodują większość wojen na świecie. Phi! Też mi dobrodzieje.
Naraz poczułam silne zawroty głowy, co było bardzo dziwne - bo przecież leżałam. Ze zmarszczonymi brwiami powiodłam po wyszczerzonej w uśmiechu twarzy kobiety.
Jej żółtawe zęby poruszyły się, gdy powiedziała:
- Nie martw się na zapas, kochanieńka. Zaraz będziesz lepszą sobą. - zachichotała. - Ludzką sobą.
Możliwe, iż to ostatnie zdanie sobie dopowiedziałam, lub przekręciłam. Ale nie główkowałam nad nim długo, bo już chwilę później moje powieki wydały się okropnie ciężkie i samoistnie opadły. Jeszcze chwilę wzbraniałam się przed snem lub... nieprzytomnością. Walka i tak nie trwała długo - byłam na przegranej pozycji.
Usłyszałam jeszcze skrzeczące „dobranoc"... i zasnęłam.
CZYTASZ
Odmienność Krwi
VampirePotwory zawsze pragnęły zgody z ludźmi. Niestety przez uprzedzenie tych drugich, Vivianne musi przeprowadzić się do strefy ludzkiej, bo od niej zależy żywot czterech ras potworów; wampirów, wilkołaków, czarownic i syren. W końcu najciemniej jest po...