Headfirst Slide Into Cooperstown on a Bad Bet

174 20 1
                                    

Scena pierwsza

"I don't just want to be a footnote in someone else's happiness"

Nigdy nie rozumiała tego fenomenu.

Nigdy nie czuła motylków w brzuchu, nigdy nie zabłyszczały jej oczy na czyjś widok. Wszyscy dookoła bawili się w związki, chodzili, zrywali, zakochiwali się i odkochiwali jak na jednej wielkiej karuzeli. A ona nadal stała obok tej karuzeli, z wiaderkiem i łopatką w rękach, wciąż bawiąc się w piaskownicy i nie mając zamiaru z niej wychodzić. Nie wiedziała, czy była za młoda, niedojrzała, czy może nieatrakcyjna. Albo po prostu niezainteresowana.

No ale warto spróbować. Kiedyś trzeba, prawda? Ustawiła się w długiej kolejce na tę karuzelę i zupełnie przypadkiem w tej kolejce kogoś poznała. Jacob, znajomy znajomych ze szkoły w miasteczku obok.

Zaczęli rozmawiać, czasami się spotykać, rozmawiać przez telefon i jeść frytki z McDonald's. Czy to coś znaczyło? Do samego końca nie wiedziała, ale on chyba już wiedział. "Chcesz zostać moją dziewczyną? Wiem, że to szybko i w ogóle, ale spróbujmy". Okej, spróbujmy, bo czemu by nie? Nikt nigdy wcześniej nie był nią zainteresowany. Znalazł się kandydat na karuzelę, więc jasne, wejdźmy. Może zrozumiemy ten fenomen związku.

Ale karuzela coś nie chciała się z nim kręcić. Chociaż usilnie próbowała ją rozpędzić i odpychać się nogami, to jej nogi tylko grzęzły jeszcze głębiej w suchej ziemi. Randki, wspólne oglądanie filmów, spacery, pierwszy pocałunek. Masakra, nie wspomina tego dobrze. Gdzie te fajerwerki, które jej obiecywali?

Na urodziny Jacoba założyła piękną sukienkę i uśmiechała się do jego rodziny, całując go przy wszystkich. Powiedział jej, że ją kocha. Zamrugała. Naprawdę? Ona tego nie czuła. Nic nie czuła. Wiedziała, że pora to zakończyć.

Dzień po oficjalnych urodzinach, Jacob urządzał małe poprawiny u siebie w domu, a właściwie w niedokończonym budynku na jego podwórku. Miała nie przychodzić, nikogo tam nie znała. Ale przyszła. Namówiła koleżankę i przyszła. Środek wakacji i impreza. Jej pierwsza w życiu impreza. Taka oficjalna. Klimat opuszczonego mieszkania. Były czerwone kubeczki, alkohol i papierosy. Głośna muzyka. Obcy ludzie. Trochę niekomfortowo, ale ekscytująco. Coś się dzieje. Alkohol płynie w żyłach. Amatorskie światła dyskotekowe błyszczą.

Ludzie zaczęli się rozchodzić po posesji. Przychodzi Jacob, całuje ją namiętnie. Nie przeciwstawia się. Życzy mu jeszcze raz wszystkiego najlepszego.

– Możecie wybierać piosenki jeśli chcecie, tam jest telefon! – rzucił, wskazując w stronę wielkich głośników.

W normalnych okolicznościach by tego nie zrobiła, ale teraz czuła się jak ktoś ważny. Partnerka organizatora imprezy. Wszyscy wiedzieli, kim jest. Wszyscy ją znali. Może to właśnie o to chodziło? O to uczucie? A może to po prostu alkohol?

Podeszła do wielkich głośników i już chciała chwycić za telefon, gdy jej ręka zderzyła się z inną. Uniosła głowę.

Z góry patrzył na nią ktoś, kogo jeszcze nie zdążyła poznać. Choć na imprezie było zaledwie dwadzieścia osób, nie widziała go wcześniej. Uśmiechnęła się, gestem wskazując, aby pierwszy puścił swoją piosenkę.

Wziął telefon do ręki i spojrzał na nią.

– To czego posłuchamy?

Było w nim coś tajemniczego. Coś, co sprawiło, że nie powiedziała automatycznie "to, czego chcesz" jako doskonale znany people pleaser którym była, ale rzeczywiście poczuła chęć powiedzenia, czego by chciała posłuchać. Cały wieczór leciał amerykański hiphop, którego nie była największą fanką.

Folie à DeuxWhere stories live. Discover now