Rozdział dwudziesty siódmy

1.2K 76 2
                                    

Arden

Wiedziałem, że rozmowa z ojcem Luelle powinna odbyć się tylko i wyłącznie pomiędzy mną, a nim. Nie chciałem mieszać w to kobiety, dopóki wszystko nie zostanie wyjaśnione. Tak było lepiej, dlatego umówiłem się z nim w jednym z pubów, uznając, że odrobina alkoholu pomoże nam w dyskusji. Luelle wiedziała, gdzie byłem i prawdopodobnie umierała z ciekawości, czekając na mnie w mieszkaniu. Proponowała, że po mnie przyjedzie, gdy będzie już po wszystkim, ale nie chciałem, by jechała w nocy, a szczególnie poddenerwowana. Wolałem, by korzystała z wolnego wieczoru i pozwoliła mi uporządkować cały bałagan, za który byłem odpowiedzialny.

Spieprzyłem sprawę i miałem tego świadomość. Decyzje, które podjąłem w ostatnim czasie były bezwzględne, głupie oraz nieprzemyślane. Kierowałem się sercem, tęsknotą za ukochaną kobietą, zapominając o rozsądku, który mógł powstrzymać mnie przed tym, do czego się posunąłem. Było mi głupio, bo zachowałem się jak gówniarz i przysporzyłem innym kłopotów, choć wcale tego nie chciałem. Nie myślałem o konsekwencjach, a o tym, że mogę odzyskać Luelle, co było dla mnie najważniejsze. Spieprzyłem i miałem tego pełną świadomość.

Gdy usłyszałem, że nie ma kontaktu z rodziną i nie wraca od dłuższego czasu do Seattle, zbaraniałem. Czułem się okropnie, nie potrafiłem skupić myśli nad czymkolwiek, co nie dotyczyło jej osoby. Przejęła całkowitą kontrolę nad moim umysłem, a ja jedyne, czego chciałem, to jej obok mnie. Byłem w stanie posunąc się do wszystkiego, byleby osiągnąć cel i dopiero teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, widzę na jak idiotyczny pomysł wpadłem. Użyłem najgorszej z możliwych broni i to było tak żałosne, że aż mi wstyd.

Mimo wszystko, nie umiałem nie cieszyć się tym, jak wyglądała teraz rzeczywistość. Miałem moją kobietę znowu przy sobie, budziłem się i zasypiałem przy niej każdego dnia, spędzałem z nią każdą wolną chwilę i wreszcie zacząłem znowu żyć czymś innym niż pracą. Byłem teraz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i chciałem zakończyć te niewygodne sprawy, aby nikogo dłużej nie stresowały i pozwoliły nam w końcu odetchnąć.

— Witaj, Arden. Wybacz za spóźnienie, zostałem zatrzymany w korku — moje rozmyślania przerwał głos Marka, który pojawił się tuż przy kanapie, którą zająłem jakiś czas temu.

Podaliśmy sobie dłonie i klepnęliśmy się po plecach, tak jak zawsze. Lubiłem Marka, bo był autentycznym mężczyzną i miał rękę do interesów. Teraz nie szło mu najlepiej, ale doskonale znałem tego przyczynę i wcale nie dziwiłem się, że nie miał do niczego głowy. Od kiedy tata przepisał na mnie firmę, dosyć często współpracowaliśmy ze sobą i nigdy nie zawiódł mojego zaufania. Byłem pełen nadziei, że nasza rozmowa przebiegnie po mojej myśli. Co mogło pójść nie tak? Najwyżej dostanę w pysk, a na to byłem absolutnie przygotowany.

— Nic nie szkodzi — machnąłem dłonią lekceważąco, dopijając do końca szklankę whisky, którą odłożyłem na stół. — Pójdę z tobą do baru.

Po chwili wróciliśmy na miejsce z alkoholem, a ja zająłem miejsce naprzeciwko niego. Chciałem obserwować jego reakcję i w miarę sprawnie zareagować, gdyby jednak zdecydował się dać mi w mordę. Jasne, przypuszczałem, że może się tak wydarzyć, ale wolałem nie wydawać zbędnej, dużej sumy na rekonstrukcje twarzy.

— Jak tam biznes? Wszystko w porządku? — zapytał mnie zaraz, na co skinąłem natychmiast.

— Tak, trzymam rękę na pulsie i wszystkiego pilnuję. Właściwie, chciałem z tobą porozmawiać na nieco inny temat — zacząłem ostrożnie i odetchnąłem z ulgą, gdy nie spiął się na moje słowa.

Zacząłem z grubej rury, może nawet zbyt bezpośrednio, ale i tak odwlekałem to za długo.

— Masz jakieś problemy? Możesz mi powiedzieć — wtrącił zaraz, a ja uniosłem kącik ust.

Szansa |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz