First problem 🌊

11 1 0
                                    

Pewne wydarzenia pozostaną we mnie na zawsze.  Niestety nie zmienię tego, zawsze będę pamiętać pewne momenty. Nazywają je zwrotem akcji, puentą, początkiem lub zakończeniem. Zakończyć jest bardzo łatwo, co wiem z doświadczenia.
Nicholas La Mesa był moim przyjacielem i ostoją w samotne dni.
Jego oraz mój wyjazd postawił wielką kropkę nad naszą znajomością, ale teraz wróciłam by ją usunąć i postawić średnik.
Monterey, niewielkie miasteczko przy wybrzeżu i ja kobieta, która podczas czterech lat rozłąki z rodzinną miejscowością zdążyła się przyzwyczaić do wielkomiejskiego trybu życia.
To dziwne uczucie wracać, zwłaszcza gdy sama w sobie czujesz się niechciana.
Nie wiem czy to był dobry pomysł, ale się przekonam.
Na samą myśl o spotkaniu braci robi mi się niedobrze ze stresu.
Przypominają mi się wszystkie sytuacje z nauki nurkowania, czuję się tak samo żałośnie jak wtedy.
Tym razem nie będę mogła rzucić się Nicholasowi w ramiona, wszystko będzie inaczej.
Boję się tej zmiany.
Każde niebo jest inne, a tego lata będzie nad Monterey wyjątkowo pochmurne.

Zamknęłam oczy, próbując się zrelaksować.
Jednak coś, a raczej ktoś mi przeszkodził.
Odwróciłam lekko głowę, tylko po to by zobaczyć śpiącą Lucy Carter wydającą nieprzyjazne dźwięki, powodujące erozję moich uszu.
Westchnęłam po cichu, byliśmy w przedziale ekonomicznym więc co chwilę słyszałam piszczące dzieci lub pasażera, który podrywał stewardessy.
Wyjrzałam za okno, a moim oczom ukazało się, piękne czyste niebo. Podróż mijała mi swobodnie, bez większych problemów oprócz siedzącego za mną czterolatka, który najwyraźniej nie umiał usiedzieć w miejscu.

Zamknęłam notatnik i schowałam go do bagażu podręcznego z zamiarem przepisania tekstu, kiedy już będę miała dostęp do mojego komputera.

Pamiętałam jakby to było wczora, moment w którym wyjechał Nicholas.
Było to cztery lata temu, praktycznie tydzień po śmierci jego matki. Nie powiedział czemu jedzie, ograniczył się tylko do kilku słów "sprawy biznesowe w Hiszpanii".
Jednak niedługo później przeprowadziłam się do Nowego Jorku. Nie myślałam, że będzie tak długo za granicą, ale te kilka wiadomości wymienianych co jakiś czas z Charlesem utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie chce z nami utrzymywać kontaktu.
Poniekąd to na jego barki przekazałam to by powiedział mu o moim wyjeździe na stałe.
To było niewłaściwe. Widocznie też nie chciał mu o tym mówić, kiedy zerwał powiązania ze swoim bratem.

Okropnie się bałam mojego powrotu w rodzinne strony. Wiedziałam, że muszę naprawić duzo relacji, aby było tak jak dawniej.

Ale czy chciałam, aby było tak jak dawniej?

Przymknęłam oczy, odpływając w krainy przeszłości.

                             
                                          ★
Obudziłam się już przy lądowaniu. Lucy słuchała muzyki, nieświadoma burzy, która właśnie odbywała się w moim sercu.
Byłam przekonana, że to się źle skończy.
Szybko się zebrałam i szturchnęłam Lucy.

— Już prawie lądujemy, Lucy.— Powiedziałam, a moja przyjaciółka zdjęła słuchawki i również zaczęła pakować do torby rzeczy podręczne, które miała pod ręką.
Kiedy już byliśmy na lotnisku, rozglądałam się za Charlesem. Z nim zawsze miałam trochę słabszy kontakt niż z jego bratem.
— Boisz się? W końcu to byli twoi przyjaciele, a ty nie utrzymywałaś kontaktu nawet z Charlesem.— Zerknęła na mnie, tak jakby chciała coś zasugerować.
— Lucy, chcę się z nimi spotkać. Nicholas wraca chyba za dwa dni. Będę miała czas. On sam się też nie odzywał.

— To niedorosłe zachowanie. — Stwierdziła i po cichu przyznałam jej rację. Być może bałam się uczuć, pożegnań. Nie chciałam zostać czymś rozczarowana. A on? Nie wiem i chyba się nie dowiem.

— I kto to mówi? Osoba, która na naszym ostatnim wyjeździe wskoczyła na taśmę od walizek i udawała tak ową.— Parsknęłam na to wspomnienie, a kobieta przewróciła oczami.
— No i co z tego? Każdemu czasami odbija, a ja byłam zestresowana. Dobrze mi to zrobiło.

— Ochronie na lotnisku już nie. — Spojrzałam się na nią i nadal się rozglądałam za Charlesem. Jednak wypatrzyłam kogoś innego i omal mi oczy z orbit nie wyleciały.
Nicholas La Mesa. Stał jak żywy gawędząc ze swoim bratem. Widocznie Charles był tak samo zaskoczony, jak ja obecnością Nicholasa.
Miałam cichą nadzieję, że nie wiedział, że przyjeżdżałam i gdzie wyjechałam. Najprawdopodobniej tak było, musiałam dostać wszystkie szczegóły jego powrotu do Monterey.

Narazie ścisnęłam ramię Lucy i poszłam z nią w stronę braci La Mesa.  Gdy tylko Charles mnie rozpoznał to zwrócił się w moją stronę z łagodnym uśmiechem.
Zauważył również Lucy, którą przywitał.
Nicholas... Nie wiem co czuł na mój widok. Był neutralny, nawet się nie przywitał. Za to Lucy od razu zaczęła swoją radosną gadaninę. Cóż to będzie ciekawa podróż.

— Więc co u ciebie? — Charles zapytał się, kiedy szliśmy całą paczką do samochodu.
— Pracuję jako naczelna redaktor w Nowym Jorku.— Uśmiechnęłam się lekko na myśl o mojej pracy, jednak poczułam również gorycz związaną z nią. Odepchnęłam to uczucie. Skierowałam wzrok ku drugiemu mężczyźnie. Zmienił się z wyglądu. Pewnie nie tylko. Widziałam skrawki jego tatuaży. Dodawały mu uroku, Lucy próbowała z nim rozmawiać. Nie wyszło. 
Miałam wrażenie, że śnię.
Usiadłam przy lewym oknie samochodu, z tyłu.
Za dwie godziny będę w domu, ale będzie wyglądało to zupełnie inaczej. Chyba jeszcze nie dorosłam do takich zmian, ale będę musiała się z nimi zmierzyć. Bez względu na konsekwencje.
To było takie proste, wziąć urlop i przylecieć do San Francisco, a potem jechać do Monterey. Nie wierzyłam w to co widzę, w to co robię.
Po prawej stronie usiadł Nicholas. Kierował jego brat, a Lucy znowu słuchała muzyki.

Siedzieliśmy w ciszy, kiedyś Nick złapałby mnie za rękę, mimo że nie byliśmy parą, lecz teraz siedzieliśmy obok siebie niczym dwojga sobie nieznanych ludzi.
— Więc wyjechałaś. Kiedy?— Zapytał, jego głos wskazywał tylko na obojętność. Bolało.
— Dwa miesiące po twoim wyjeździe. Gdybyś się odezwał, wiedziałbyś. — Rzuciłam nie myśląc co mówię. Gdzieś głęboko miałam wielką, niezagojoną ranę, która powstała gdy nie odbierał telefonu przez kilka tygodni.

Zacisnął szczęki, ale nic nie odpowiedział.

— Za ile będziemy? Z tego co wiem chyba powinniśmy wylądować w Monterey?— zapytał się brązowooki.

— Jest nieczynne z powodu jakiegoś wypadku. Musimy dojechać tam sami. — Odpowiedział mu jego brat, najbardziej spokojnie jak mógł. Zdawało mi się, że również był lekko zdenerwowany.
Lecz kto nie byłby zdenerwowany, kiedy twój rodzony brat zrywa z tobą kontakt na parę lat, twoja przyjaciółka się w nim zakochała i tchórzy oraz zostajesz sam na  sam z pensjonatem, a w dodatku ten kretyn wymyślił sobie, że przyjedzie całe dwa dni wcześniej z powodu kaprysu.
Może się stęsknił, ale z jakiegoś powodu nie wierzę, że mógłby. Ma tak obojętną postawę, tak chłodny sposób mówienia, że to aż dziwne.

Jednak istnieje możliwość, że wymyślam.
W końcu ja też nie postąpiłam dobrze, wyjeżdżając, uciekając od problemów, ale zapomniałam, że te zawsze dopadną bezbronnego człowieka.
Reszta podróży przebiegła w nieprzeniknionej ciszy, czuć było ten dyskomfort.
To będzie długi urlop. Po co ja tu przyjechałam? By znowu uciec od problemów, dostać strzałą amora, a potem wyjść na idiotkę?
Westchnęłam cicho gdy wysiadaliśmy, zadałam sobie to samo pytanie co tysiące razy przed wyjazdem.

Co tak naprawdę robię w Monterey?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 02 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kiedy zapada zmrok || #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz