XXXIII: Może kiedyś, ale nie teraz

226 50 11
                                    

|Sebastian – teraźniejszość|

Olive tego dnia nie szczędziła mi dwuznacznych spojrzeń i uśmieszków, jakby już od pierwszego przyłapania nas razem wiedziała, że na pewno coś nas łączy. Na początku to denerwowało, ale potem stwierdziłem, że w sumie walić to. Nie wstydziłem się relacji z Kurtem i wierzyłem, że on myśli tak samo. Skoro mógł się poświęcić i spać na pół gwizdka ze względu na Sherry, to co mnie obchodziła czyjaś akceptacja? Najważniejsza była córka oraz jej zdanie. A ona wyraźnie zakomunikowała, że spało jej się super wygodnie, bo od jednego grzejnika do drugiego mogła się przesuwać. Padło nawet pytanie, czy zaproszę kiedyś Kurta do nas, zrobimy jakiś nocny maraton seansów i czy będziemy znów razem spali we trójkę. No... Trochę racji w tym było, że ulegałem jej jak szalony. Ale na swoją obronę powiem, że podobała mi się taka wizja spędzania czasu. Jak... rodzina.

Tak samo, jak podobał mi się obrazek, który zastałem po powrocie z łazienki. Sherry wtuloną w śpiącego Kurta. To był chyba naprawdę pierwszy raz, gdzie bez cienia wątpliwości uwierzyłem w to, co widzę. W to, co mogę mieć. Kurt mógł być właściwą osobą na właściwym miejscu. Mógł sprostać zadaniom, jakie by na niego spadły w chwili oficjalnego wejścia w naszą rodzinę. Jasne, był moim chłopakiem w oczach Sherry, ale dla naszej dwójki to wciąż było testowanie. Czy to wypali, czy pasujemy do siebie. Czy nie męczymy się sobą po dłuższej chwili. Czy myślimy o sobie, gdy się nie widzimy dłuższy czas. Uwierzyłem, że mogę mieć normalną rodzinę. Ja, Kurt i Sherry. Bez obaw, czy to ma sens i rację bytu. Wtedy po prostu dałem się tym widokiem zaskoczyć i obezwładnić, dosłownie. Sherry ufała Kurtowi, skoro nie było po niej widać strachu. Wpuściła go od naszej małej rodzinki i nie planowała wypuszczać.

Ostatni raz takie widoki miałem, gdy Sherry nie miała więcej niż roczek i przechodziła z rąk Hugo i Mony. Jak z nią zasypiali, bawili się, rozmawiali. Nawet nie spodziewałem się podobnych odczuć z Kurtem. I to tak szybko!

– Ziemia, tu ziemia, halo?

Imogen machała mi przed oczami, podczas gdy ja stałem oparty o szafkę w kuchni z kubkiem kawy. Ewidentnie się ze mnie śmiała, zresztą siedzący przy stole Hunter także.

– Zamyśliłem się. Mówiliście coś?

– Tylko tyle, że Dylan ci córkę porwał, ale to chyba mało cię interesuje – zaśmiała się.

Rzeczywiście tych dwoje brakowało, ale nawet mnie to nie dziwiło. Dylan już na samą wieść, że zostajemy dodatkowe dwa dni, tupnął nogą, rzucił plecak pod ścianę i oznajmił pozostanie w domu. Hunter swoim surowym tonem nie był w stanie go nawrócić na właściwy tor, bo ten zatkał sobie uszy i zaszył w pokoju. Kurt się śmiał, że oto narodził się nowy duet nie do rozdzielenia Bennettów. Bardzo śmieszne. Imogen i Hunter nie byli aż tak surowo nastawieni do nieobecności syna w szkole, bo tylko po przegranej walce machnęli na nią dłonią i zachowywali się, jakby to było całkowicie nic. Musieli mu ufać, że nie będzie miał z tytułu nieobecności zaległości nie do nadrobienia. Skoro Declan ze swoim chodzeniem w kratkę zdał, to Dylan też da radę.

Wykorzystałem fakt, że Imogen poszła do pracy, a Hunter siedział w domu, żeby porozmawiać z nim o raku. Takich tematów nie powinno się zaczynać pytaniem godnym o pogodę, jednak nie widziałem za bardzo innego sposobu. Zresztą wuj coś podejrzewał, bo przyglądał mi się, aż odstawił talerz po tostach na bok. Chciał mi przekazać, że słucha i czeka.

– Declan... wspominał coś o twoim zachorowaniu na raka... – Spojrzałem na niego niepewnie. Nie wyglądał na dotkniętego. – Mogę... o tym usłyszeć?

– Domyślam się, że Declan nie opowiedział ci całości i pewnie rzucił ci tym faktem w twarz podczas kłótni, co? – stwierdził, jakby był tego na sto procent pewien. – Tak. Ponad sześć lat temu, zaraz chyba siedem będzie, jak stwierdzono u mnie raka. Usunięto mi prostatę.

Basta//mxm//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz