Prolog

112 9 0
                                    

Prolog

♫ VOILÀ - Figure You Out

Przyszłość

Drea, 26 lat

Z całej siły trzasnął drzwiami wejściowymi. Dźwięk uderzenia w futrynę przypominał ten, który aktualnie wydawały moje ocierające się o siebie zęby. Zagotowałam się ze złości. Miałam ochotę zamienić się w Draculę, a następnie rzucić się na tego napuszonego Kanadyjczyka i w ramach wyładowania swojej frustracji zatopić w nim kły, przysięgam.

Podniósł mi ciśnienie jeszcze bardziej, gdy kolejne drzwi – te prowadzące do sypialni – zamknął mi w zasadzie przed nosem.

O nie. Tak nie będziesz ze mną pogrywał.

Dziarsko wkroczyłam do pokoju, nie bacząc na gniewny wzrok, którym mnie obrzucił. W przeciwieństwie do ludzi z okolicy wcale się go nie bałam, bo niby czego? Jego dwumetrowego wzrostu? Tego, że był wielki jak dąb i gdyby chciał, najpewniej zmiażdżyłby mnie palcem? Prychnęłam w myślach.

No błagam, mój wewnętrzny Chuck Norris zaraz zrobi mu durszlak z tyłka... Zwłaszcza że dalej jestem w bojowym nastroju.

Westchnęłam pod wpływem swoich myśli. Prawdę powiedziawszy, po prostu wiedziałam, że w życiu by mnie nie skrzywdził. Już nie raz to udowodnił, szczególnie dzisiejszej nocy.

– Może w końcu porozmawiasz ze mną o tym, co się stało? – syknęłam. – Tym razem nie dam ci się przepędzić na cztery wiatry.

Automatycznie zbadałam spojrzeniem jego sprawną rękę. Dopiero teraz, w pełnym świetle, zauważyłam, że na jego pociętych knykciach zaschły strużki krwi. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie sytuację spod baru.

Miał też rozciętą wargę. Mogłam się założyć, że jutro na jego twarzy pojawią się także fioletowe siniaki.

Boże... Oby tylko nie po tej stronie z bliznami – przemknęło mi przez głowę.

Wyłapałam, że już i tak wystarczająco nienawidził tych szram, dowodu na to, jak okrutnie potraktował go los. Zabawne. Mimo że nieustannie wyprowadzał mnie z równowagi, i tak pochylałam się nad jego samopoczuciem.

Bo ci na nim zależy... – Złośliwy głosik wybrzmiał w moim umyśle.

Och, zamknij się już!

Musiał wyczuć, że mu się przyglądam, bo zawarczał i się obrócił. Coraz bardziej mnie drażniło, że ustawiał się do mnie drugim profilem, tak abym nie oglądała jego prawego policzka. Nie kłamałam, gdy powiedziałam mu ostatnio, że nie ma w nim nic odrzucającego. Wbrew pozorom te ślady – oprócz tego, że co najwyżej dodawały mu surowości – bardzo do niego pasowały. Do jego potężnej budowy, wiecznie zmarszczonych brwi, prezencji drwala i niesamowicie pociągającej twarzy. Niechętnie to przyznawałam, ale z tymi bliznami wyglądał do bólu seksownie, wręcz dziko, niczym wyciągnięty ze środka mroźnej puszczy po miesiącach od ostatniego kontaktu z drugim człowiekiem. Nie żeby rozmijało się to z rzeczywistością. Nawet zachowywał się jak człowiek z lasu.

Nagle zwrócił swoją ogromną sylwetkę w moim kierunku.

– Nie ma o czym mówić – syknął. Znów próbował uciekać.

– Oczywiście, że jest – zaoponowałam. – Nie powinieneś był aż tak ryzykować! I jeszcze chciałeś tam zostać, żeby się z nimi rozprawić, chociaż już dawno leżeli na ziemi! – Wykonałam bliżej nieokreślony gest rękami. – A co, gdybyś drugi raz sobie z nimi nie poradził?! Byłeś sam przeciwko trzem! Przypominam ci, że wciąż masz... – Umilkłam, bo w trzech długich krokach znalazł się przede mną, a ja odruchowo oparłam się o ścianę.

KANADYJCZYK - W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz