Rozdział 1 (1/2) - Przesłuchanie

42 1 0
                                    

Zakładając się z Chrisem, zdawało mi się to o wiele prostsze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zakładając się z Chrisem, zdawało mi się to o wiele prostsze. W końcu miałam jedynie wejść na salę, zaśpiewać, a następnie odjechać z wygraną w stronę zachodzącego słońca na swoim tęczowym jednorożcu. Przykre, bo jednorożce nie istnieją. A już zwłaszcza tęczowe. A skoro one nie istnieją to i reszta planu musiała się posypać.

Nic nie szło tak, jak to zaplanowałam. Zamiast pięciu minut, które planowałam spędzić w tym miejscu, przez ostatnie sześć godzin tkwiłam w niemiłosiernie długiej kolejce. Było to dla mnie dziwne, jednak stało się kuriozalne, gdy się dowiedziałam, że mnóstwo ludzi stało tu już od wczoraj, mimo że zapisy na przesłuchania rozpoczynały się dopiero dziś o dziewiątej. Byłam więc ogromnie niepocieszona, gdy o dziesiątej zostałam zmuszona do ustawienia się na szarym końcu półkilometrowego tłumu zgromadzonego między metalowymi barierkami. Musiałam znosić nie tylko brak możliwości pójścia do toalety, ale i niemiłosierne promienie prażącego słońca. Cały ten metalowy labirynt, a także słońce przywodziło mi na myśl ostatnią część trylogii Więzień Labiryntu, którą niedawno przeczytałam. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu gdzieś z tyłu głowy miałam strach, że zaraz może się pojawić jakiś Buldożerca. Mojego stanu nie poprawiała także rosnąca liczba ludzi ustawiających się za mną, którzy potęgowali moje poczucie osaczenia, a także obawy, że mogliby się okazać poparzeńcami. Cóż, zdecydowanie zbyt mocno wczułam się w fabułę, tego akurat byłam pewna...

Na poczucie osaczenia szczególnie wpływała obecność koczującej za mną romskiej rodziny tworzącej zespół o orientalnej nazwie, której nie potrafiłam zapamiętać. Pół godziny po przyjściu stwierdzili najwyraźniej, że wykorzystają czas na ćwiczenia i w efekcie rozpoczęli swój pokaz złożony z tańców i śpiewów. Choć ich umiejętnościom wokalnym czy tanecznym nie miałam nic do zarzucenia, to jednak niesamowicie się rozpychali i po kilkunastu minutach ciągłego potrącania reszta kolejki zdecydowała się dać im potrzebną na te dzikie harce przestrzeń. Szkoda tylko, że to właśnie ja byłam osobą, która ich zdaniem nadawała się najlepiej do uruchamiania magnetofonu lub też zatrzymywania go, gdy tego chcieli. Miałam wrażenie, że według niektórych i ja należałam do tego ekscentrycznego zespołu, co usiłowałam zanegować, co jakiś czas odmawiając posłuszeństwa moim sąsiadom. Na nic się to jednak zdawało, a ponieważ nie miałam jak uciec z tej pułapki, jedynie kontynuowałam swoją niewolnicza pracę, usiłując czytać zakupioną kilka dni wcześniej powieść.

Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, przede mną stały dwie przyjaciółki — nazywane przeze mnie w myślach Dramciami — których jedyną umiejętnością (co wnosiłam po wysłuchaniu kilku prób przygotowanego na dziś, utworu) było obrabianie ludziom dupy. Choć nie byłam zainteresowana ich głębokimi niczym woda w kiblu dyskusjami, to jednak mimowolnie zdawałam się przysłuchiwać ich rozmowom. Po dłuższym czasie spędzonym w ich obecności mogłam z pewną stanowczością stwierdzić, że ich największym życiowym osiągnięciem było wynalezienie zaawansowanych sposobów komunikacji, dzięki którym mogły w wyszukany sposób obrażać osoby stojące obok nich bez ich wiedzy. A przynajmniej one tak sądziły, bo wystarczyło zaledwie kilka skośnych spojrzeń, którymi obrzuciły moją purpurową koszulkę z napisem The book was better, bym wiedziała, co znaczy hasło „Nieszczęście", które rzuciły pod moim adresem.

Starburst vol. 1: How to get famous? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz