— Wielkie dzięki za pomoc. Gdyby nie ty, to chyba nie dalibyśmy rady — rzuciłam lekko i pozwoliłam, by moje słowa niósł wiatr. Następnie odwróciłam się w jego stronę i z przechyloną głową czekałam na jego reakcję.
Michael uśmiechnął się grzecznie i wrócił do wpatrywania się w taflę wody. Zbliżał się zachód słońca, a my po kolejnych dwóch godzinach spędzonych w kuchni postanowiliśmy się na chwilę wyrwać od codzienności. Następnego dnia znów zapowiadała się harówka i idea wolnego wieczoru spędzonego we dwoje wydawała się niezwykle interesująca.
— Jesteś jakiś dziwnie milczący, odkąd spytałam o pracę — wytknęłam mu, gdy po dłuższej chwili nadal się nie odezwał. On jednak w dalszym ciągu niewzruszony spoglądał przed siebie. — Chcesz o tym porozmawiać? — Delikatnie dotknęłam jego dłoni, na co on się wzdrygnął. Zaskoczona i zawstydzona się odsunęłam. — Wybacz — szepnęłam i stanęłam ponownie twarzą do jeziora, by przyglądać się pływającym po nim łabędziom.
Michael milczał przez dłuższą chwilę. Nie dało się nie wyczuć, że coś wisi w powietrzu. Usiłowałam udawać, że tego nie dostrzegam, i skupiałam się na innych elementach otaczającej nas scenerii. Dzieciach biegających dookoła, ich rodzicach przechadzających się spokojnie obok nas, co pewien czas ich strofujących. Ptakach co jakiś czas podrywających się do lotu, a chwilę później wracających do swoich gniazd. Była tam też starsza pani karmiąca stadko gołębi łapczywie dopominających się o okruchy chleba.
Słońce leniwie poruszało się po niebie, staczając się w dół niczym wielki, ognisty głaz. Nadawało cudownych pastelowych barw nie tylko niebu i chmurom, ale też przede wszystkim ludziom. Wszystko mieniło się odcieniami różu, błękitu i fioletu, w niektórych miejscach pozwalając sobie na śmielsze pociągnięcia pędzlem jaskrawymi odcieniami żółci i czerwieni oraz koloru pomarańczowego.
Zawsze kochałam zachody słońca. Kiedy byłam młodsza, wierzyłam, że podczas takich chwil wyzwala się odrobina magii gotowej przemienić wszystko co smutne i złe w coś pięknego. Dokładnie tak jak dobra wróżka zrobiła z wieczorem Kopciuszka. Piękna, lecz smutna dziewczyna, prosząca tylko o wolny wieczór i piękną suknię, miała możliwość zakosztowania nie tylko magii, ale i miłości.
I może faktycznie moja młodsza wersja miała trochę racji w tej wierze. Bo właśnie w tym momencie, gdy straciłam już wiarę, że ten wieczór może być przyjemny, on złapał mnie za ramię i obrócił do siebie.
— Wybacz mi. Nie powinienem był cię odtrącać.
— Nie ma sprawy. Rozumiem, że niektóre rzeczy chcesz zachować dla siebie. Ale wiedz, że jeśli tylko będziesz potrzebował o tym porozmawiać, wystarczy, że powiesz.
— Dziękuję. — Westchnął i wydawał się naprawdę wzruszony moją deklaracją.
— Nie ma sprawy. — Uśmiechnęłam się i przysunęłam bliżej, pozwalając mu, by ujął moją dłoń.
— Chodź — szepnął i pociągnął mnie w stronę drzew rosnących tuż przy jeziorze.
Mimo że spędzaliśmy ze sobą tak dużo czasu, nigdy wcześniej nie złapał mnie za rękę. Zwykle podawał mi swoje ramię i szliśmy ze sobą tak sczepieni niczym pary z początku poprzedniego wieku. Jednak w chwili, kiedy nasze dłonie się zetknęły, poczułam mrowienie w palcach, stopniowo przesuwające się w górę. Poczułam też przyjemne ciepło w środku, promieniujące we wszystkie strony, i powoli ogarniających również moje kończyny. Myślę, że on też to czuł, bo ścisnął moją dłoń mocniej i puścił do mnie oko, gdy na niego spojrzałam. Momentalnie znowu spłonęłam rumieńcem i udałam, że przyglądam się dziecku, które właśnie wypuściło w niebo różowy balonik w kształcie jednorożca.
CZYTASZ
Starburst vol. 1: How to get famous?
Ficção AdolescenteJelly to dziewczyna która kocha książki, herbaty i koty. Brzmi nudno? Ale czy wspomniałam, że to irytująca, słysząca głosy w głowie kelnerka ze sporymi szansami na przypadkowy samozapłon? Jakby tego było mało, jest sama w obcym mieście, kontakt utrz...