3. Takich dziur się nie łata.

1 0 0
                                    

Znajomy wulkanizator z dezaprobatą pokręcił głową.

-Panie, takich dziur się nie łata, - powiedział, powoli cedząc słowa.

Kamil wyglądał tak, jakby uszło z niego całe powietrze. Czuł się dokładnie jak ta przebita opona. Nie wyobrażał sobie, jak powie o tym żonie. Potrzebowali samochodu, a nie mieli pieniędzy na nowe ogumienie.

-O kurczę, i co ja teraz zrobię?! - powiedział tak, jakby błagał o litość.

Gość z dobrze prosperującego warsztatu wulkanizacyjnego, spojrzał na niego ze zrozumieniem, ale wzruszył bezradnie ramionami.

-No… ta guma się już nie nadaje. Nikt panu tego nie zrobi.

Ten człowiek, był prawie jego kolegą. Kamil wiedział, że kto, jak kto, ale on by go nie oszukał. Jeśli twierdził, że nie da się tego zrobić, to pewnie tak było. Mimo wszystko, nie chciał wyjeżdżać poza bramę z niczym. Obiecał Zofii, że to załatwi, a ona oczekiwała, że tak będzie.

-A ile by kosztowała taka… stara opona? - spytał kombinując.

-Hm…

-No bo… gdyby dało się… założyć jakąś starą...

W tym momencie fachowiec wszedł mu w słowo.

-Założenie jednej starej nic nie da. Przy pierwszej kontroli drogowej policja zabierze panu dowód rejestracyjny. Z resztą nie mamy starych, wczoraj wszystko oddaliśmy.

Kamil nie poddawał się.

-No, a nowa?!

Wulkanizator cmoknął, kalkulując jak stary Żyd.

-Najtańsza… Baruma… hm… kosztuje sto pięćdziesiąt złotych...

Kamil wpadł w panikę.

-Co?!

Jego rozmówca uśmiechnął się jedną stroną ust.

-Takie są ceny. Nic na to nie poradzę.

Chłopak zaczął szybko liczyć w myślach:

“Dwie to trzysta…  Boże, skąd ja wezmę tyle kasy?! Zosia całą wypłatę przeznaczyła na uregulowanie długów, moja poszła na alimenty, no i też na długi. Została jeszcze teściowa..." - myślał, myślał i był coraz bardziej zrezygnowany.

W końcu odezwał się gość z warsztatu:

-Wie pan co, może mój kolega po drugiej stronie ulicy będzie miał jakieś stare. Spyta pan jego.

Chwilę później, pełny nadziei, był już po drugiej stronie drogi.

-Macie takie opony? - spytał.

Młodzi usmarowani od stóp do głów robotnicy, spojrzeli na niego jak na idiotę.

-Nooo, stare… - dodał.

Chyba zrozumieli.

-Aha, stare. Zaraz pójdę poszukać. Chyba mamy.

Cieszył się jak dziecko.

Chłopak z konkurencyjnego warsztatu po paru minutach pojawił się ponownie. Taszczył ze sobą dwie zakurzone gumy. Kamil, nawet będąc laikiem, od razu spostrzegł, że nie wyglądają rewelacyjnie. Ich bieżnik pozostawiał sporo do życzenia. Jednak wiedział, że w tym momencie nie powinien narzekać.

-Ile kosztują? - spytał.

To było jak gra w teleturnieju. Czas dłużył się niemiłosiernie, napięcie rosło z sekundy na sekundę. Wreszcie padł werdykt jury.

-Pięćdziesiąt złotych za sztukę.

Pomyślał. Wóz albo przewóz.

"Oficjalnie mam przy sobie czterdzieści złotych… od teściowej. Nieoficjalnie… dużo więcej… jak to rozegrać?"
Kamil nie był głupi. Widząc co się dzieje z jego małżeństwem i doskonale zdając sobie sprawę ze swojego położenia, od jakiegoś czasu, skrupulatnie gromadził każdą złotówkę.

Nie kupował lodów, jak jego koledzy, nie kupował słonych paluszków, które tak bardzo lubił, tylko wszystko, grosik do grosika, upychał w niewielkiego woreczka, starannie schowanego pod kołem zapasowym w aucie. No i z biegiem czasu nazbierało się trochę.
"Kurczę co tu zrobić?"

To była jego największa tajemnica. Nawet księdzu na spowiedzi o tym, by nie powiedział. Już na samą myśl, że ktoś może się dowiedzieć, po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.

Te pieniądze miały służyć jako niezbędny środek do realizacji marzeń. Uwielbiał pisać. Był w stanie oddać za to wszystko. Za uzbierane środki zamierzał kupić sobie niewielki notebook. A gdyby się nie udało, pieniądze miały pomóc mu przetrwać pierwsze, najtrudniejsze dni po rozstaniu z żoną.

"Przecież nie mogę w tak głupi sposób się wydać..." -  kalkulował.

Wiedział, że wtedy wszystkie jego plany wzięły by w łeb. Z drugiej strony, nie chciał wracać do domu z niezałatwioną sprawą.
Zosia strasznie nie lubiła niezałatwionych spraw. Nie chciał prowokować kłótni, jego sytuacja i tak już była nieciekawa. Wolał jakoś to doprowadzić do końca. Tylko jak?

Koło zapasowe przykręcił na śrubach z podkładkami, bo nie dało się inaczej. Wiedział że hamulec ręczny nadaje się już tylko do wymiany. Dalsza jazda na zbyt długich śrubach groziła dużo poważniejszymi konsekwencjami.

Zapas miał też większą średnicę, a na dodatek zimowy bieżnik. Kamil zdał sobie sprawę, że pozostawienie tego tak, jak jest, aż prosi się o kłopoty.

-No to jak, przykręcać? - spytał zniecierpliwiony pracownik serwisu.

-Tak, tak, oczywiście, - odparł, wyrwany z zamyślenia.

Postanowił:

"No dobra, zrobimy tak: teraz zapłacę, a teściowej powiem, że to ten znajomy mi sprzedał te gumy, że powiedziałem mu, iż nie mam kasy i zgodził się trochę poczekać."

To tłumaczenie wydało mu się całkiem logiczne. Mimo to nękały go wyrzuty sumienia.

"Może, jednak nie powinienem tak robić? Może trzeba zapłacić i nic nie mówić, no... powiedzieć, że zakleił i to wszystko? Przecież w domu tak drastycznie brakuje pieniędzy..."

Po chwili jednak uświadomił sobie, że nic by to nie dało. Teść bardzo szybko poznałby, że obie opony są inne, a wtedy dopiero musiałby się tłumaczyć."     

Prawie jak anioł.Where stories live. Discover now