8. Bolesne wspomnienia.

2 0 0
                                    


To stało się dwa lata temu, a wciąż było tak żywe, że na samą myśl o tym Kamilowi trzęsły się ręce i nie mógł pozbierać myśli. Te wspomnienia nie dawały mu spokoju, powracały w snach każdej nocy, były jak ciernie w oku.

Adam miał 22 lata. Ukończył technikum elektryczne. Po wojsku podjął pracę w firmie montującej reklamy świetlne, tak zwane neony. Zarabiał bardzo dobrze. Miał dziewczynę, taką skromną, z domu dziecka. Wkrótce zamierzał się ożenić. Jako że jego rodzice nie byli zamożni, nie chciał ich obciążać i sam pragnął zarobić na ślub i wesele.

W ostatnim okresie jego firma podjęła duże zlecenie: montaż reklam dla sieci znanych aptek. Jeździli po całej Polsce, Adama często nie było w domu. Tego dnia montowali reklamy w stolicy. Przed wyjazdem powiedział do matki:

Mamo, jeszcze tylko ten rok i rzucam to. Tylko uzbieram potrzebną kwotę. Później zajmę się czymś na miejscu.

Kamil był w pracy, kiedy zadzwonił telefon.

-Adam nie żyje! Spadł z drabiny. Pęknięcie podstawy czaszki, - dzwoniła roztrzęsiona siostra. Docierały do niego pojedyncze słowa, nawet nie potrafił ich zinterpretować. Tak, jakby mówiła o kimś zupełnie obcym, a przecież to był jego siostrzeniec i chrześniak. Tak szybko i tak automatycznie się od tego zdystansował, że było to aż przerażające.

Rozdzwoniły się telefony. Z minuty na minutę docierało do niego coraz więcej informacji. Rodzina jechała do Warszawy. Chcieli być na miejscu. Zobaczyć. Ogromne niedowierzanie. Jak to możliwe?!

Okazało się, że to nie upadek był przyczyną śmierci. To, co Kamil słyszał przez słuchawkę w kolejnych rozmowach, paraliżowało go jeszcze bardziej. Adam stał na drabinie aluminiowej opartej o rynnę dachu. Wszedł przykręcić neon i nagle popłynął prąd. Wysoki, bardzo wysoki! Poprzez rynnę, drabinę i jego ciało. Koledzy usłyszeli tylko przeraźliwe charczenie.

-Gorąco, pali!!! Boże, pali!!!

Próbował się wyrwać, ale prąd mocno zacisnął jego dłonie na metalowych szczeblach. W ostatnim, desperackim odruchu całe ciało szarpnął do tyłu. Drabina poleciała wraz z nim, przerywając śmiertelny uścisk. Upadając, uderzył głową w chodnik. Śmierć była natychmiastowa, była błogosławieństwem, które wyrwało go z uścisków cierpienia.

Niestety w tym momencie cały świat jego rodziców się zawalił. Adam, odchodząc, zabrał ze sobą wszystko. Pozostał ogromny ból, niedowierzanie, kompletna bezsilność. Trudno to wszystko opisać...

Dopiero na pogrzebie dotarło do Kamila, co się właściwie stało. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie widział, nie chciał widzieć i nie życzył takiego widoku komukolwiek.

Ten chłopak był dosłownie ugotowany... na tyłkach miał wypalone dziury... ze stóp i dłoni pozostał tylko sam szkielet... Najbliższa rodzina opowiadała, że musieli mu włożyć foliowe rękawice, a później te białe, materiałowe. Wszystko płynęło... Większość ciała była koloru czarno-fioletowego, nienaturalnie opuchnięta...

Kamil nie umiał wyrazić tego, co czuł, nie umiał powiedzieć im nic mądrego. Jedyne, co mógł, to mocno przytulić jego matkę, ojca i rodzeństwo.

Dlaczego, dlaczego, dlaczego... - czkała zrozpaczona kobieta, - dlaczego Bóg zabrał mi najbardziej kochane dziecko?! Gdzie jego miłosierdzie?! Gdzie jego serce?! Jak mam teraz w niego wierzyć?!

Stali mocno spleceni, trzęśli się i płakali. Oto rodzice po stracie najstarszego syna... Dziecka, z którym wiązali tak duże nadzieje, które nagle, w tragiczny sposób odeszło. Dziecko, które miało być ich oparciem na starość, zostawiło ich... i pozostawiło niewyobrażalną pustkę.

Zadziwiająco silni okazali się jego brat i siostra, którzy pomagali przy pogrzebie. Jakby zamknęli się w sobie. Jakby byli trochę nieobecni, ale to było potrzebne. Ktoś musiał być przytomny. 

Prawie jak anioł.Where stories live. Discover now