Rozdział 1

71 3 1
                                    

- Danielle! Mówiłam Ci, że nie idę na żadną imprezę! - patrzyłam na czerwonowłosą dziewczynę, stojącą w drzwiach mojego mieszkania. W jednej ręce trzymała butelkę wina, a w drugiej torbę z ubraniami, w których rzekomo miałam wyglądać wspaniale.
- Marilyn! Musisz w końcu wyjść do ludzi!
Dan pojawiła się w moim życiu stosunkowo niedawno. Przed tym, jak przeprowadziłam się do San Francisco, chciałam poznać kogoś, kto mógłby pomóc mi przyswoić się w nowym miejscu. I tak właśnie trafiłam na moją obecną przyjaciółkę.
Parsknęłam cicho i wpuściłam ją do mieszkania. Wiedziałam, że ponownie będę musiała słuchać jej monologu o tym, że w 11 klasie nie będę miała czasu na imprezowanie, a wakacje są jedynym momentem, aby się dobrze zabawić.
- ...Mówię ci, pan Smith zadaje eseje co tydzień, więc w weekendy, zamiast korzystać z życia, będziesz pisała kolejny referat o korzyściach wspierania organizacji zajmujących się ochroną protistów spojrzała na mnie wymownym wzrokiem i rzuciła we mnie strojem, który jeszcze przed chwilą znajdował się na wieszaku – Mogłabyś, chociaż ten jeden raz mnie posłuchać, wiem, co mówię. Ubieraj się.
Westchnęłam ciężko. Ubrania, które mi przygotowała były kompletnie z innej bajki niż z tej, w której ja żyłam, o ile można nazwać tak moje życie. Na moim łóżku leżał czarny komplet bluzki bez ramiączek i krótkiej obcisłej spódniczki. Po tym, jak nałożyłam na siebie przygotowane przez Danielle rzeczy, ruszyłam do swojej szafy i wyjęłam z niej za dużą skórzaną kurtkę o krwistym kolorze, szybko na siebie ją nakładając.
- Kochana, spójrz, jak ładnie w tym wyglądasz! Nie rozumiem, jak możesz... - zaczęła kolejny wywód, który już po chwili całkowicie zmieszał się z piosenką Katy Perry włączoną w tle.
Spojrzałam na siebie w lustrze i lekko pokręciłam głową. Duża część mojego ciała była odkryta, mimo moich nieudolnych prób zakrycia się ubraniem już z mojej garderoby.
- No i co ja bym bez ciebie zrobiła? - powiedziałam sarkastycznie, patrząc na nią. Wydawała się całkiem usatysfakcjonowana moim wyglądem, mimo moich negatywnych komentarzy.
Podczas gdy dziewczyna przebrała się w swoją sukienkę i zaczęła poprawiać makijaż, ja rozpuściłam moje niesforne, ciemne loki. Poczułam, jak lekko opadają na moje ramiona. Po dłuższej chwili siłowania się z nimi poddałam się i dałam sobie z nimi spokój.
Spojrzałam na moją towarzyszkę. Zawsze zachwycałam się jej urodą. Była mulatką, a jej farbowane, bordowe włosy dodawały jej charakteru. Miała również piękne, zielone oczy, których jej zazdrościłam, gdyż moje są w odcieniu chłodnego błękitu. Jak zawsze wyglądała ślicznie. Moją uwagę przykuła pusta już butelka alkoholu, która jeszcze godzinę wcześniej nie była nawet otwarta. Dziewczyna popatrzyła na mnie niewinnym wzrokiem i zatrzepotała rzęsami, a ja przewróciłam oczami, nie wypowiadając się na temat jej zachowania.
Kilka chwil później zamykałam drzwi do mojego apartamentu, biorąc moją torebkę. Uśmiechnęłam się do Danielle niepewnie. Będąc szczerą, nie lubiłam być w centrum uwagi. Przestałam to lubić, a gdy idziesz na domówkę, gdzie będą znajomi twojej przyjaciółki, których jeszcze nie znasz, będzie to nieuniknione.
Jak się okazało, impreza odbywała się tylko kilka przecznic dalej, co pocieszyło mnie, bo w sytuacji, gdybym miała szansę wcześniej wyjść z tego wydarzenia, nie musiałabym się martwić o zgubienie się w tak dużym mieście, jakim jest San Francisco. Napisałam SMS-a do taty z informacją, że wrócę później niż zazwyczaj, a kiedy tylko wysłałam wiadomość, moja przyjaciółka już wciągnęła mnie za rękę do wnętrza mieszkania, przeciskając się między ludźmi, z którymi w następnym tygodniu będę mijać się na korytarzach szkolnych.
Chwilę później znajdowałam się praktycznie w środku całego zamieszania. Zapach taniego piwa i potu drażnił moje nozdrza, a ocierające się o mnie ciała tańczących osób powodowały u mnie niemały dyskomfort.
- Marilyn, tak?! - usłyszałam za sobą głos dziewczyny, która próbowała przekrzyczeć głośną muzykę i gwar ludzi, co było nie lada wyzwaniem. Gdy się obróciłam, dostrzegłam za sobą dwie nastolatki, do których po chwili przepchała się czerwonowłosa.
- Zgadza się.
- Marilyn! To moje przyjaciółki, o których ci wspominałam, Beth i Judy! - mulatka pokazała kolejno na niską blondynkę z anielską urodą i nieco wyższą dziewczynę z płomiennymi włosami.
- Dobrze was w końcu poznać! - odkrzyknęłam, jednak słowa zginęły gdzieś pomiędzy hałasem wrzasków młodzieży.
Reszta wieczoru minęła mi całkiem nieźle, czego się nie spodziewałam. Tańczyłam i śpiewałam – jednym słowem korzystałam z ostatnich dni wakacji. Moja pewność siebie była zdecydowanie wyższa ze względu na to, że większość osób, które się tu znajdowały były kompletnie mi nieznajome i pijane. Dziewczyna z anielską urodą, Beth, była kimś, kto zdecydowanie nie wyglądał na personę, która okaże się bardziej szalona oraz zawadiacka od samej Dan. Przedstawiała mi co raz jakichś nowych ludzi, których imiona plątały się w mojej głowie, a niektóre z nich odchodziły w niepamięć.
- A co z naszą tradycją?! Kto dzisiaj nauczy się latać?! - usłyszałam głos Danielle.
Nauka latania wśród rozbawionych nastolatków nie brzmiała jak dobry pomysł... Cokolwiek miało to znaczyć. Niestety było mi dane się tego dowiedzieć, a nawet doświadczyć na własnej skórze. Po chwili czułam jak ręce Conrada, krótko ściętego bruneta, oraz Olliego, ciemnoskórego gracza koszykówki zaczynają łapać moje ramiona, a jakiś inny nieznany mi chłopak podnosi moje nogi ku górze, przez co nie miałam kontaktu z podłogą. Wokół mnie zebrało się więcej osób, obecność blondynki i mojej przyjaciółki uspokajałaby mnie, gdyby nie fakt, że ich racjonalne myślenie zostało zaburzone ilością wypitego alkoholu.
- Dziesięć... dziewięć... osiem...- usłyszałam odliczanie, co od razu uświadomiło mi, co za kilka sekund ma się wydarzyć. Na litość boską, co ja, do cholery jasnej, zrobiłam, że spotyka mnie taka kara. Zacisnęłam mocno powieki, słysząc kolejne cyfry.
- Trzy... dwa... jeden! Lecisz! - otwierając oczy, zobaczyłam tylko zbliżający się do mojej twarzy sufit, a następnie moje ciało zaczęło bezwładnie spadać w dół, co spowodowało mój niekontrolowany krzyk.
Po chwili jednak poczułam, jak mocny chwyt ratuje mnie przed bolesnym spotkaniem z parkietem. Oplotłam kurczowo ręce wokół szyi wybawiciela, nieświadomie wtulając w nią swoją twarz. Usłyszałam wiwaty i śmiechy reszty. Mnie natomiast było mało zabawnie. Chłopak delikatnie postawił mnie na ziemię, nadal mnie przytrzymując.
- Dziękuję... - powiedziałam cicho. Spotkałam się z ciemnymi oczami, które uważnie przyglądały się mojej twarzy z zaciekawieniem.
- Na spokojnie – uśmiechnął się łagodnie. Jego jasne włosy były roztrzepane, a lekki rumieniec spowodowany procentami zdobił jego policzki – Jesteś nowa? 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 21 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Do ostatniego tchuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz