Rozdział 2

333 32 28
                                    

KAJ

Jako założyciel klubu fotograficznego mam pewne obowiązki, które ciążą na moich barkach. Pierwszym z nich jest opracowanie dokładnego planu działania na ten rok. W dalszym ciągu próbuję uporać się z problemami z poprzedniego semestru, które nie zanoszą się na szybkie rozwiązanie. Wręcz przeciwnie. To, co stało się przed wakacjami, unosi się nad wszystkimi członkami jak chmura burzowa, która w tym tygodniu rozpęta prawdziwy sztorm.

Próbuję to ignorować, ale minęły już dwa tygodnie, a mój żołądek ściska się na każdą myśl o zobaczeniu się z członkami klubu. Kiedy wpadłem na pomysł założenia go, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek dojdzie do tragedii. Bo jak inaczej nazwać to, co zaszło?

Biorę do ręki telefon. Znowu obudziłem się przed czasem i najbliższą godzinę spędzę na przewracaniu się z boku na bok. Marzę o śnie. Powieki mi ciążą, ale myśli nie pozwalają zmrużyć oczu.

Odrzucam od siebie kołdrę. Nie słyszę, by rodzice lub Oliwier wstali. Panuje cisza, którą kiedyś uznałbym za kojącą, ale teraz potęguje jedynie czarne scenariusze, nieustannie przewijające się przez mój umysł.

Co, jeśli nikt nie pojawi się w klubie? Co się stanie, gdy wszyscy dotychczasowi członkowie zdecydują się odejść? Nie wiem, czy poradzę sobie sam z tajemnicą, którą wszyscy dzielimy. Nie dam rady zmierzyć się ze stratą najbliższych mi osób.

Wygrzebuję z szafy pierwsze lepsze czarne jeansy i szeroką koszulkę. Gdy ubrany wychodzę z pokoju i przechodzę korytarzem, przelotnie spoglądam na swoje odbicie w dużym lustrze. Loki w kolorze słomy sterczą, każdy w inną stronę, ale ignoruję to. Wszyscy, którzy należą do klubu fotograficznego, są przyzwyczajeni do nieładu panującego na mojej głowie, dlatego nie trudzę się myciem włosów i układaniem ich.

Przeglądam szafki w poszukiwaniu kawy, ale znajduję jedynie jej rozpuszczalną imitację. Otwieram w telefonie notatnik, który współdzielę wraz z rodzicami. Jest on jednym z kanałów naszej komunikacji. Widzę, że tata dopisał na liście zakupów worki na śmieci oraz sok pomarańczowy. Obok skromnej listy zapisuję również ziarnistą kawę i dodaję komentarz, że zajmę się tym po szkole.

Z kubkiem kawy i dwoma tostami z serem siadam na kanapie w salonie. Włączam telewizor i słuchając porannych wiadomości, przeglądam media społecznościowe. Patrzę, co robili moi znajomi w trakcie wakacji. Widzę zdjęcie uśmiechniętej Mimi na plaży. Zastanawiam się, czy kliknąć serduszko, ale ostatecznie rezygnuję z tego pomysłu. Kolejny post należy do Fabiana i dotyczy przeczytanych podczas przerwy książek. Fabian nie dołączył do klubu pasjonatów literatury z jednego powodu. Twierdzi, że nikt już nie czyta dobrych książek, a on nie ma siły na to, żeby kłócić się z nastolatkami i próbować im wytłumaczyć, że czytanie komiksów wcale nie równa się Kafce i każdy powinien mieć za sobą przynajmniej „Przemianę", żeby móc wypowiadać się na tematy związane z literaturą. Od tamtej pory ciąży na nim łatka książkowego snoba, ale jego konta na Instagramie i TikToku rozwijają się w zastraszająco szybkim tempie i, ku mojemu zaskoczeniu, jest więcej osób, które mają podobne zdanie. Ja nigdy nie zabrałem głosu w tej sprawie. Nie lubię czytać.

Pod zdjęciem Fabiana widzę komentarz Mimi oraz Tobiasza. Serce zaciska mi się na ten widok, bo najwyraźniej nadal ze sobą rozmawiają i tylko ja zostałem wykluczony.

– Cześć, słoneczko.

Unoszę spojrzenie i uśmiecham się do mamy. Jej czarne włosy okalają rozpromienioną na mój widok twarz.

– Jak się spało? – pytam, odrzucając telefon na bok.

– Potrzebuję kawy – mówi, a ja doskonale ją rozumiem.

Chrapanie taty na początku było dla mnie nie do zniesienia, ale po tygodniu od przeprowadzki, dostałem zatyczki do uszu.

– Dobrze pamiętam, że dziś otwiera się twój klub?

Uśmiech natychmiast opuszcza moją twarz. Mama chichocze i podchodzi, żeby przeczesać moje loki dłonią.

– Za każdym razem martwisz się o to samo. Na pewno ktoś nowy dołączy, nie przejmuj się tym.

Kiwam głową. Nie poprawiam jej, bo tym razem nie to jest moim problemem. Teraz boję się, że kompletnie nikt nie przyjdzie i zostanę w klubie kompletnie sam.

– Będzie dobrze. – Mama całuje mnie w policzek i wraz z kubkiem idzie do pokoju Oliwiera.

Kończę śniadanie, dopijam kawę i odstawiam naczynia do zmywarki. Nie pozwalam, by negatywne myśli miały wpływ na resztę dnia. Zduszam w zarodku każdy czarny scenariusz, nim wykiełkuje i zasieje w moim umyśle spustoszenie.

Nie czekam, aż Oliwier wyjdzie z łazienki. Rezygnuję z prysznica, bo wskazówki zegara tego poranka zmieniają się w zastraszającym tempie i nim mam okazję mrugnąć, już wiem, że jestem spóźniony. Wkładam bluzę, buty i narzucam na ramię plecak. Mama wychyla się zza ściany.

– Czekać na ciebie z obiadem?

– Nie trzeba. Nie wiem, o której wrócę.

– Spakowałeś aparat?

Kręcę przecząco głową.

– Dzisiaj dopiero pierwsze spotkanie po wakacjach. Musimy rozplanować, co będziemy robić przez cały semestr.

– Masz już jakiś pomysł?

Uśmiecham się.

– Coś związanego z czasem – odpowiadam tajemniczo i wychodzę, unikając kolejnej lawiny pytań.

Tak, jak myślałem, Mimi, Fabian oraz Tobiasz unikają mnie na każdym kroku. Mimi udaje, że nie widzi, jak macham jej z końca korytarza i znika za rogiem. Fabian, gdy witam się z nim, ściąga okulary i udaje, że czyści je z wyimaginowanych zabrudzeń, a ja mam ochotę powiedzieć, że podobno ma problemy ze wzrokiem, a nie słuchem, ale uznaję ten komentarz za zbędny i idę dalej. Tobiasza nie widzę w ogóle. To zawsze on jako pierwszy pojawiał się na stołówce i zajmował nasz stolik. Dziś wszystkie siedzenia są puste, a mnie ten widok uderza bardziej, niż mogłem się spodziewać.

Odwracam się i zderzam się z czymś, co okazuje się niską brunetką.

– Uważaj, jak chodzisz – mówi.

Spoglądam w dół i przechylam głowę. Jej zielone oczy są zwężone i wpatrują się we mnie, ale ja skupiam się na piegach na nosie i krótkich, prostych włosach, które nieśmiało wyłaniają się spod kaptura.

– Przepraszam, ale nie zauważyłem cię.

Dziewczyna unosi brew i wyciąga z uszu słuchawki.

– Możesz powtórzyć?

Uśmiecham się szeroko.

– Mówiłem, że cię nie zauważyłem.

– To miał być jakiś żart odnoszący się do mojego wzrostu?

Śmieję się, ale kiedy na jej twarzy zamiast oznaki rozbawienia dostrzegam zirytowanie, milknę.

– Dupek – mamrocze do siebie.

Nie mam szansy, by się obronić i powiedzieć jej, że wcale nie kpiłem z jej postury, bo na powrót zakłada słuchawki i odchodzi, a ja domyślam się, że szturchnięcie mnie w ramię plecakiem wcale nie było przypadkowe.

Klub FotograficznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz