Rozdział 31

55 14 20
                                    

KAJ

Razem z Mimi przemierzamy parkiet. W tle unosi się dźwięk szurających po podłodze kół. Nie jestem mistrzem jazdy na wrotkach, ale na pewno radzę sobie lepiej niż Mimi, która parę razy wylądowała na ziemi. Neonowe światła migoczą i wiją się na ścianach, tworząc rozmaite wzory. Nad naszymi głowami wiszą srebrne kule w stylu disco. Moje spojrzenie co chwilę ucieka w kierunku siedzącej na skórzanych sofach postaci. Liliana obraca w palcach ciasno splecione warkocze. Podjeżdżam bliżej i wołam:

– Dołącz do nas! To świetna zabawa.

Zakłada nogę na nogę i obraca twarz. Udaje, że nie widzi, jak przejeżdżam wzdłuż barierek, które obserwuje. Macham, ale to również spotyka się z brakiem zainteresowania. Rozumiem, że to powinno mnie zniechęcić. Liliana chyba sama nie wierzy, że to zadziała. Robię obrót i spotykam się z Mimi w połowie toru.

– Co tam? – pyta. Wachluje się dłonią, a spomiędzy jej warg wydostają się pojedyncze westchnięcia. Kosmyki włosów przykleiły się do jej czerwonego policzka.

– Podoba ci się?

– Jeszcze jak! Nie będę musiała biegać wieczorem. Ale martwi mnie to, że Liliana nie chce spędzać z nami czasu – dodaje znacznie ciszej.

Pochylam się i szepczę jej do ucha:

– Nie chcę, żeby siedziała sama. Zmusimy ją do jazdy.

Mimi nieznacznie się odsuwa. Nie wygląda na przekonaną.

– Jak niby chcesz to zrobić?

– Siłą – odpowiadam i puszczam jej oczko.

Przedstawiam plan, pomijając wszelakie romantyczne nadzieje, jakie w nim pokładam. Mimi z początku nie wydaje się zachwycona. Kilka razy pyta, czy aby na pewno jestem pewien i czy wszystko dobrze przemyślałem, ale uspokajam ją i rzucam:

– Jasne, że tak! Mój pomysł nie ma żadnych wad.

Zatrzymuję się tuż przed kanapą i opadam na wolne miejsce obok Liliany. Skórzane siedzenie trzeszczy pod naciskiem mojego ciężaru, gdy staram się przyjąć jak najwygodniejszą pozycję.

– Wiesz – zaczynam – zaplanowaliśmy tę rozrywkę dla wszystkich.

Liliana patrzy prosto przed siebie. Podąża wzrokiem za grupką dzieciaków, które jeżdżą wzdłuż barierek i trzymają się ich, by nie upaść.

– Jakoś nie widzę tu reszty.

– Fabian źle się poczuł.

– Też nie czuję się najlepiej.

Dobrze wiem, że kłamie. Przed wejściem tu miała zupełnie inny humor. Ktoś z boku pewnie nie zauważyłby różnicy, ale chodzi o niewielkie detale, które innym umykają. Na dworze kąciki jej ust wykrzywiały do góry, kiedy opowiadałem żenujące historie z dzieciństwa. Jej ramiona swobodnie kiwały się w rytm szybkiego marszu. Teraz Liliana siedzi sztywno i chowa dłonie w przydługich rękawach bluzy.

– Chciałem, żebyś dobrze się bawiła – szepczę.

Czuję się jak skończony kretyn. Muzyka miesza się z głośnymi krzykami i śmiechami. Liliana mruży oczy i skubie nitki, które wystają z rękawów bluzy. Jej noga podskakuje.

– Przepraszam. Podsłuchałem jakiś czas temu, co planuje Mimi i Tobiasz, ale... Mogłem z tobą o tym porozmawiać zanim tu przyszliśmy. Zawaliłem.

Mimi zmierza w naszą stronę. Ukradkiem macham rękoma, by nie podjeżdżała bliżej. Nie umyka to uwadze Liliany, która wzdycha.

– Nie jestem głupia. Wiem, co knujecie. Mimi poszła poprosić o jakąś durną... – urywa. Z głośników zaczyna trzeszczeć głos Whitney Houston. – Właśnie o tym mówię. Uważasz, że tym przekonasz mnie do wyjścia na tor?

– Taki miałem zamiar – przyznaję ze wstydem.

– Może jeszcze chciałeś zrobić to siłą?

Nie odpowiadam. Z udawanym zainteresowaniem przyglądam się niebieskim wrotkom, które mam na sobie.

– Nie wierzę! – rzuca. – Poważnie?

– Może naprawdę chcę z kimś zatańczyć? – Mrugam teatralnie, mając nadzieję, że to rozluźni atmosferę pomiędzy nami.

– Zabawne – stwierdza. Moje serce bije szybciej, kiedy Liliana stara się pohamować półuśmiech. – Podoba mi się ta gra słów, ale przestań cytować Whitney. To nawet nie jest ten sam kawałek.

Ignoruję komentarz Liliany.

– Mam coś dla ciebie – mówię zamiast tego. Przeszukuję tylną kieszeń spodni, aż natykam się na szeleszczący woreczek. Wręczam go Lilianie.

– Zatyczki do uszu? – upewnia się, nie ukrywając zaskoczenia. – Żartujesz sobie? Kupiłeś je dla mnie? – Jej oczy zaczynają lśnić.

Wzruszam ramionami niby od niechcenia, ale tak, przeszukałem caluśki internet w poszukiwaniu najlepszych zatyczek. Dwa dni spędziłem na czytaniu opinii ludzi, którzy wybrali dokładnie ten sam model. Wydałem prawie całe miesięczne kieszonkowe, ale sądząc po minie Liliany, było warto.

– Wiem, że nie lubisz głośnych dźwięków. Pomyślałem o tym. Chyba nie sądzisz, że przywlókłbym cię tu, bez upewnienia się, że będziesz się tu czuła komfortowo?

Liliana po chwili zastanowienia zakłada zatyczki. Oparłszy dłonie o kanapę, przechodzi do pokracznych prób wstania. Nie kłamała, mówiąc, że nigdy nie miała na nogach wrotek. Walczę z chęcią rzucenia się do pomocy. Wiem, że się zdenerwuje, jeżeli to zrobię. Zdążyłem zauważyć, że stara się nie polegać na ludziach. Domyślam się, że ma ku temu powody. Wierzę, że opowie mi o nich, gdy nadejdzie odpowiednia pora. Chcę, żeby wiedziała, że może mi zaufać.

Liliana chwieje się na boki, ale udaje jej się utrzymać równowagę. Zagryza w skupieniu wargi i kiedy odzyskuje panowanie nad ciałem, unosi głowę. Posyła mi nieśmiały uśmiech i pyta:

– To jak? Nadal chcesz z kimś zatańczyć?

– Została nam jakaś połowa piosenki – stwierdzam i od razu wstaję. Chwytam Lilianę za rękę i ciągnę na środek parkietu.

– Kajetan! Poczekaj. – Liliana zaczyna drżeć. – Naprawdę nigdy nie jeździłam na wrotkach!

Odwracam się. Staję tyłem do kierunku jazdy. Nie puszczam ciepłych dłoni dziewczyny. Ściskam je mocniej i ponownie jadę, tym razem zdecydowanie spokojniej.

– Nie bój się! – próbuję przekrzyczeć muzykę. – Nie pozwolę ci upaść.

Liliana marszczy brwi. Jej ruchy są wyważone i wydaje się, jakby próbowała obliczyć, na jak wiele może sobie pozwolić.

– Nie boję się upadku. Najwyżej potrzaskam kolana, wielka mi rzecz.

– Więc czego się boisz?

Liliana przewraca oczami. Kolorowe światła migoczą w rytm końcowych taktów piosenki. Twarz Liliany spowita jest różanym blaskiem. W oddali dostrzegam stojącego Tobiasza i Fabiana. Opierają się o barierki, nie spuszczając z nas wzroku.

– Nic z tego nie będzie – mówi bezgłośnie Fabian i kręci głową.

Patrzę na Lilianę. Jej oczy lądują na mnie. Nie wygląda na przestraszoną. Zrównuję się z nią i oboje mkniemy przed siebie. Jej ruchy z każdą kolejną minutą stają się coraz pewniejsze i szybsze. Jeden obiecany taniec zamienia się w kolejny i jeszcze następny, aż mija wyznaczony czas, za który zapłaciliśmy. Nasze palce do samego końca pozostają splecione.

Jestem pewien, że to pierwszy raz, kiedy Fabian się myli.

Klub FotograficznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz