Rozdział 21 B.

62 8 11
                                    

Uśmiechnęłam się jedynie pod nosem, a gdy weszliśmy, całą swoją wewnętrzną siłą, udałam, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. Podobnie jak wzrok innych osób, które zauważyły, że dopiero pod drzwiami oderwaliśmy się od siebie. Peyton, jakby od niechcenia włożył ręce do kieszeni, ja zaś, jak to ja, zaczęłam bawić się skórkami na palcach, brnąc przed siebie. Moim celem była teraz Marienne.

Po całym dniu z dziewczyną, teraz też już po godzinnej rozmowie, gdzie dodatkowo musiałyśmy uważać na każde słowo, wizycie ratowników, wiedzy, którą dzięki temu pozyskałam, a także pierwszym kłamstwie wypowiedzianym w stronę Peytona, miałam serdecznie dość, a to nie był koniec.

Czekała mnie jeszcze konfrontacja z Harrisonem. Nie widziałam go wśród tłumu, więc chcąc nie chcąc, dreptałam właśnie do jego domu.

Głodna i sfrustrowana nawet nie próbowałam zgadywać co ode mnie chciał, bo nie miało to żadnego sensu. Wśród wydarzeń z dzisiejszego dnia w głowie kotłowała mi się jedna myśl. Jak sprawić, by teraz to on został przywódcą? Miałam wrażenie, że to zadanie, postawione przez organizatorów, było nie do wykonania. Przynajmniej przez moją osobę.

Nie cieszyłam się dużą sympatią wśród innych uczestników, a Tristor miał ją chyba jeszcze mniejszą. Peyton. On zasługiwał na to stanowisko i byłam pewna, że w trakcie głosowania to jego by wybrali.

Z drugiej strony ja też nie zostałam wybrana. Narzucił mnie Blake. Wiele słów sprzeciwu to potwierdzało.

- Jesteś w końcu - powitał mnie tymi słowami naburmuszony Tristor, który otworzył mi drzwi po pięciu minutach pukania w białe drzwi.

Szczerze powiedziawszy nawet nie wiedziałam z kim mieszkał. Nie interesowałam się tym nigdy na tyle, by kogokolwiek, albo i jego samego, o to zapytać. Zdawałoby się, że względu na małą liczebność naszej grupy powinnam wiedzieć wszystko o wszystkich. W takich momentach wychodziło jaką byłam ignorantką, skoro na widok Cilliana doznałam szoku.

- Hej - wydukałam. - Mieszkacie razem?

- No ta, nie wiedziałaś? - Cillian i jego przesłodzony głos. Miał taki naturalnie, czy po prostu się ze mnie nabijał?

- Jakbym wiedziała, to bym nie pytała. - Przewróciłam ostentacyjnie oczami, przez co poczułam lekkie pieczenie pod powiekami.

- Możesz nas zostawić? - opryskliwie spytał Tristor swojego współlokatora. Ten jedynie podniósł brwi do góry, robiąc minę typu: "Chyba oszalałeś".

- Chcesz być sam na sam z Rovley to weź ją do swojego pokoju, albo do lasu najlepiej.

- Nie tym tonem. - Napiął się Harris. - To też mój dom.

- Jak i mój - odparł, po czym teatralnie zaczął przyglądać się swoim paznokciom, prawą stopę położył na lewym kolanie, a na twarzy wykwitła mu tak mocna pogarda, która, gdyby była skierowana w moją stronę, wywołałaby u mnie łzy.

- Może po prostu wyjdziemy na zewnątrz? - Spróbowałam załagodzić sytuację. Nie miałam ochoty na ich słowne przepychanki, nie wspominając o tym, że marzył mi się chłodny prysznic i szorstka pościel, którą przyścielone było moje łóżko. - Bez dram i im podobnych...

- Nie - powiedział stanowczo Tristor. - Ostatnio ja robiłem exit, teraz zrobi to Cillian.

- Ani mi się śni - prychnął, a ręce założył na klatce. - Nie mam dzisiaj ochoty - ziewnął ironicznie - i sił na to, by gdzieś pójść.

I ja miałam przekonać resztę do tego by Tristor został przywódcą? Frustracja z ostatnich kilku dni przejęła nade mną kontrole. I choć przez następnych kilka dni nadal niedowierzałam, to jednak się wydarzyło.

Winchester Program - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz