Rozdział 22 B.

66 10 20
                                    

Gdy wszyscy już stłoczyli się w środku, jedni stali, drudzy siedzieli, inni zaś nie przejmowali się niczym i jakby od niechcenia wdawali się w żywą dyskusję z kolegami, poczułam strużki potu na plecach.

Rozmowa ze Strolger nie dawała mi spokoju, a świadomość, że mieliśmy przeprowadzić rozeznanie odnośnie postaci, która nawiedzała coraz więcej z nas, przyprawiała mnie o niekoniecznie pozytywne przeczucia.

- Mamy problem. - Usłyszałam przebijający się przez gwar głos Peytona. Jak świetnie się zgraliśmy. Ja byłam przywódcą, on zaś wszystkie wystąpienia odwalał za mnie. Zaśmiałam się cicho pod nosem na to stwierdzenie. - Dociera do nas coraz więcej informacji w sprawie gościa, który kręci się na obrzeżach lasu. Do tej pory widzieli go Marlon, Evonne, Kylian, Harris - wyliczył. - I ja.

Tego nie wiedziałam. Nie miałam zielonego pojęcia, że Peyton widział tą samą osobę co my. Nie powiedział mi o tym. Dlaczego?

- Czy jest tutaj ktoś jeszcze, kto może się pochwalić, jak my, że miał taką przyjemność? - kontynuował. Był całkowicie niezrażony tym, że wlepiłam w niego swój wzrok, jakbym próbowała czytać mu w myślach.

- Ale kogo widzieliście? - zapytała Strolger.

A co cię to obchodzi, Laaay? - to miałam ochotę odpowiedzieć. Nic, Peyy... Pff.

- Mamy czuć się zagrożeni?

- Nie przewidziało się wam?

- Co braliście?

Takie i im podobne pytania posypały się z całej sali. Blake w pewnym momencie musiał gwizdnąć z całej siły, by uspokoić uczestników, którzy zrobili spore zamieszanie, kompletnie już nie zainteresowani tym, co miał im jeszcze do powiedzenia. Przycisnęłam sobie palec wskazujący do ucha, w którym przez czyn Peytona zaczęło mi piszczeć.

- Ciszaa! - zawołałam. Czułam się sfrustrowana, stłamszona, a na dodatek miałam już wszystkich dość. Jak makiem zasiał nastała cisza. Wszyscy wlepili we mnie swój wzrok.

Chciałaś uwagi, no to ją masz.

- To poważna sprawa - powiedziałam doniosłym głosem, choć paliły mnie policzki. Nie mogli już przestać się gapić? - Nie mamy bladego pojęcia czy jest to ktoś związany z programem, czy... No nie wiem kto - wzniosłam oczy ku sufitowi - dlatego powinniśmy postanowić co z tym zrobimy.

- My? - prychnął Cillian. - Ja nikogo nie widziałem, więc gówno mnie to obchodzi. Mogę już iść? - Zuchwale się wyprostował, przy czym mocno zlustrował sale, jakby chciał pokazać innym, by wzięli z niego przykład.

- Nie, to dotyczy nas wszystkich - odparł, równie pewnie jak on, Blake. - Gdy przyjdzie do ciebie i będzie chciał ci wpierdolić, zawołasz pomoc, czy też powiesz, że gówno cię to obchodzi? - Całe jego ciało pokazywało mi jak mocno był wzburzony. Napięte mięśnie? Były. Mocno wciągane powietrze? Było. Zaciśnięte pięści? Były.

Widziałam również, że Cillianowi mina lekko zrzedła, choć jedynie na sekundę, bo już w kolejnej znowu miał na twarzy szyderczy uśmiech, który rozrósł się jeszcze bardziej, gdy odpowiedział:

- Lepiej bój się o swoją dupę, nie moją.

Dlaczego spojrzał na mnie mówiąc to zdanie?

- Gówno cię to obchodzi - wycedził przez zęby. - Jesteś członkiem społeczeństwa więc sprawa kilku jest również twoją.

- Chyba śnisz.

Każdy przysłuchiwał się ich sprzeczce, która zaczynała przybierać dziwną formę. W obawie przed mocniejszym jej rozwojem, stanęłam pomiędzy nimi. Próbowałam zaniechać ich bezmyślnej i nikomu nie potrzebnej kłótni, ale tylko pogorszyłam sytuację, jak i zrujnowałam swoje poczucie jestestwa w ośrodku, na pstryknięcie palca.

Winchester Program - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz