Gdyby powiedzieć, że tamtej nocy zdarzył się niebezpieczny incydent, to jakby powiedzieć, że nic się nie stało. A jednak tak tłumaczył to Herbert West. Znany był ze swoich pewnych odpowiedzi na przebieg zdarzeń wszystkich swoich przedziwnych precedensów. I o dziwo — uchodziło mu to na sucho. Głównie z tego powodu, że większość osób, które mu nie wierzyły umierały w krótkim czasie. Co prawda nie bezpośrednio z jego winy, ale często był o to obwiniany. I tutaj historia zataczała koło, gdyż West nie posiadał samokontroli względem wskrzeszania trupów, które później wyrządzały straty w ludziach.
Herbert miał jeszcze asystenta. Dan Cain zdecydowanie bardziej nadawał się na lekarza niż inni. Niestety, on również został wmieszany w serię ożywień zmarłych.
Oboje nie mieli ze sobą nic wspólnego prócz pracy. Może jeszcze adres zamieszkania, ponieważ Herbert podnajmował u Dana pokój, a nieoficjalnie piwnicę, w której spędzał więcej czasu niż nawet na uczelni. Niewiadome było jednak Danowi, czy Herbert w ogóle sypiał (przyłapał go na dawkowaniu re-agentu na samym sobie, dzięki czemu nie musiał fizycznie spać), co jadł (w co wątpił), ani czy kogokolwiek miał (w to wątpił jeszcze bardziej). W ich dziwacznej, niekonwencjonalnej relacji było coś mrocznego i fascynującego. Czasem Dan zastanawiał się, czy West był w pewien sposób uzależniony od eksperymentów, czy może po prostu nie potrafił odróżnić nauki od obsesji. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkie znaczenie dla przyjaciela miały jego badania, ale nie chciał już więcej brać w tym udziału. W końcu stracił przez niego ukochaną!
Jednak Herbert West był personą nader intrygującą i uzależniającą, jakby codziennie poznawał go na nowo. Był jednocześnie tak nieprzewidywalny, że aż jednakowy. Jego specyficzny sposób bycia skłaniał Dana do przemyślenia swoich granic behawioralnych, a decyzje — moralnych. Niepokoiło go jak bardzo się do niego zbliżył.
Musiał wrócić do domu.
———
Fluorescencyjne światło serum już dawno oślepiło jego umysł. Pod przykrywką pokonania śmierci i zyskania sławy stały szaleńcze ambicje i determinacja godna seryjnego mordercy, który będzie zdolny przestać zabijać dopiero wtedy, gdy sam umrze.
Zapisał ostatni wynik w notesie, odetchnął głęboko i uświadomił sobie, że pada. Była ulewa. W piwnicy, gdzie miał swoje laboratorium, nie było okien, ale deszcz był tak ciężki i obfity, że słyszał go aż tutaj. Zmartwił się nieco o Dana, który powinien już wrócić do domu po dniu w szpitalu. Mógł przemoknąć. Był jedyną bliską mu osobą, którą realnie obchodziło, co się z nim dzieje. Więc odpłacał mu się tym samym i — o ile mógł — pomagał mu i starał się spędzać z nim jak najwięcej czasu. Zdawał sobie również sprawę z tego, że średnio mu się udawało.
Odstawił swoją pracę na chwilę i zaczął się przysłuchiwać temu, co się dzieje na górze. Po paru minut usłyszał łomot otwieranych i zamykanych w pośpiechu drzwi oraz kroki. Serce trochę mu podskoczyło. Zabezpieczył pozostawione na biurku mikstury, odczynniki i inne znane wyłącznie Herbertowi chemikalia oraz roztwory, by żaden zwierzak nie rozwalił mu pracy życia. Ostrożnie wszedł po schodach prowadzących do salonu. Wyjrzał niepewnie zza drzwi i okazało się, że jego obawy się sprawdziły. Ukazała mu się przemoczona, trzęsąca się, odziana w mokry płaszcz postać Dana. Wyszedł już zupełnie zza drzwi i z beznamiętną miną wpatrywał się w Caina, póki ten go nie zauważył. Poczuł nieprzyjemne uczucie w żołądku, jakby jakieś stworzenie wyjadało mu trzewia. Postanowił je natychmiast stłumić.
— Jadłeś już? — spytał bez wyrazu Herbert. Musiał wyglądać mizernie. Stał tuż obok drzwi, zza których wcześniej wyjrzał. Niski, chudy, niepozorny. Dan spojrzał na niego, nieco zdziwiony troską przyjaciela.
CZYTASZ
stay with me one more day | re-animator oneshot
FanfictionNa podstawie filmu (a właściwie trylogii filmowej) "Reanimator" w reżyserii Stuarta Gordona. Film jest natomiast na podstawie opowiadania H. P. Lovecrafta o tym samym tytule. Ostrzegam, że pewne szczegóły w oneshocie mogą nie zgadzać się z kanoniczn...