Zawsze czułam się wyjątkowo jeśli choć raz w tygodniu któryś z moich rodziców zawoził i odbierał mnie z tańców. Pomimo tego, że nie przepadałam za jazdą samochodem to w taki sposób chociaż mogłam z nimi spędzić pół godzinny, bo tyle dokładnie jechało się na moje zajęcia autem. Jak mama Ray'a się o tym dowiedział to zawsze kiedy moi rodzice byli w pracy, a ja jechałam na tańce lub jazdę konną to zawoziła mnie tam swoim samochodem. Pomimo, że ona sama wiedziała, że nim więcej go używa tym szybciej się popsuje, tym bardziej iż był już dość stary. Naprawdę pani Fins była dla mnie jak mama spędzałam z nią o wiele więcej czasu niż z moimi rodzicami.
Gdy samochód zatrzymał się na parkingu przed studiem tańca to wyjęłam torbę i poszłam do budynku. W szatni przebrałam się w czarne kolarki oraz fioletową koszulkę z logiem Akademii Tańca LIghtford. Chodziłam do tej akademii od dziesiątego roku życia, więc teraz znajdowałam się w grupie zawansowanej. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez układów tanecznych, konkursów i mojej drużyny, a pomyśleć, że poszłam tu tylko dlatego iż Ray mnie namówił. Na swojej bluzie z logiem dalej miałam przypiętą czarną wstęgę symbolizującą żałobę po czyimś odejściu wiem, że żałobę teoretycznie obchodzi się tylko przez rok od czyjejś śmierci, lecz zawsze jak chciałam ją odpiąć to jakiś głos w głowie mówił, żebym tego nie robiła. Od razu po wejściu na salę zaczęłam się rozgrzewać oraz rozciągać. Gdy już przyszła nasza trenerka to przećwiczyłyśmy nasz grupowy układ do piosenki „Counting Stars", później w sumie tylko w kółko go powtarzałyśmy i tak po jakiś sześciu powtórzeniach układu zajęcia się zakończyły. Zmieniłam więc swój strój sportowy na jasno niebieskie dżinsy i żółty top. Wyszłam i powędrowałam do auta usiadłam z przodu na miejscu pasażera, a torbę rzuciłam gdzieś z tyłu na siedzenia.
-Mamo, mam pytanie-powiedziałam
-Słucham-odpowiedziała
-Możemy zajechać do kwiaciarni i na cmentarz?-zapytałam
-Dobrze-odparła z widoczną niechęcią
Po jakiś piętnastu minutach zajechałyśmy na parking pod cmentarz z wielkim bukietem słoneczników. Drogę do grobu Ray,a znałam na pamięć przez co nawet nie musiałam się zastanawiać kiedy skręcić i w, którą alejkę. Miejsce w, którym został pochowany było teraz pokryte licznymi bukietami hortensji, konwalii, piwonii i róż widziałam także wiele innych kwiatów jednak nie znałam ich nazw. Postanowiłam położyć bukiet ode mnie na środku starałam się nie zakryć zbytnio innych kwiatów ale niestety w paru miejscach były zakryte. Po naprawdę krótkiej chwili spędzonej przy miejscu pochówku Ray'a zaczęłam wracać z mamą do auta, aby pojechać do domu.
W trakcie drogi zaczęłam się zastanawiać nad jednym skąd wzięło się to, że na grobach zmarłych kładzie się kwiaty wiem iż większość ludzi powiedziałaby abym wyszukała tą frazę w Internecie jednak ja wolałam mieć własne przemyślenia. Więc po jakiś pięciu minutach stworzyłam w swojej głowie teorie, że skoro zmarli malują niebo to po prostu kolory kwiatów leżących na ich grobach są dla nich jak farby. Czyli patrząc na moją teorię wychodzi na to, że im więcej kolorów kwiatów położonych na grobach tym o wiele bardziej kolorowe niebo.
Po dojechaniu pod dom od razu poszłam do swojego pokoju znajdowały się w nim białe meble i wiele zielonych roślin doniczkowych. Jednak moja ulubiona rzecz, która się tu znajdowała to był wielki, okrągły, puszysty, biały dywan leżał on na samym środku pokoju właśnie na nim spędzałam najwięcej czasu. Pamiętam, że na początku go wręcz nienawidziłam ale jakoś się przekonałam, że nie jest taki zły. Pomimo, że trzeba go dość często rozczesywać, a jeśli przez dłuższy czas się tego nie robi to później trzeba go myć wodą ze specjalnym płynem, a później na mokro rozczesywać. Zawsze brzmi to dla mnie trochę jak metafora przyjaźni, bo póki nie ma kłótni to się cały czas ma taką samą relacje i nie jest ona ciężka tylko prosta lecz jeśli choć raz zdarzy się wpadka to trzeba potem najpierw uspokoić tą kłótnię, a później zacząć ją od nowego początku. Bo jak zrobi się supeł to trzeba go rozwiązać, więc jak się z kimś pokłóci to trzeba to rozwiązać, aby ten ''supeł'' zniknął.
YOU ARE READING
Une lueur d'espoir estivale (promyk letniej nadziej )
Teen FictionSummer Jenkins mistrzyni jazdy konnej znana w całym miasteczku Lightford. Piętnastolatka oprócz jazdy konnej uwielbia także taniec. Konie to dla niej tylko pasja, a taniec jest dla niej pokazywaniem swojego prawdziwego ''ja''. Te wakacje miały być n...