ROZDZIAŁ DRUGI

447 34 21
                                    

- Daj głośniej, kocham ten kawałek. – Wyciągnęłam dłoń w stronę radia, które w samochodzie ojca było absolutnie nietykalne. Jedyną osobą, która mogła dotykać tego „cacka", był on sam.

Klepnął mnie w rękę, a ja od razu się zaśmiałam.

- Dobra, nie dotykam, ale daj głośniej. – Uniosłam ręce w geście kapitulacji i pokręciłam głową.

Poranny wiatr rozwiewał na boki moje włosy, a z głośników płynęła jedna z moich ukochanych piosenek – Carolina, Harry'ego Stylesa.

- Lubię tego gościa, dobrze śpiewa – oznajmił tata, wskazując wzrokiem na radio.

- Prawda? Od zawsze go uwielbiam. – Przymknęłam powieki i wróciłam do wsłuchiwania się w muzykę.

Pogrążałam się we własnym świecie i czułam, jak robi się coraz cieplej, co zwiastowało fakt, że byliśmy już w stanie Arizona. A to, że w nim byliśmy, oznaczało zaś, że niedługo będziemy na miejscu. Nie mogłam się doczekać, a coś w środku mówiło mi, że znów mogę być sobą. Znów mogę czuć się wolna i szczęśliwa, tak, jak kiedyś.

*****

Ze snu wybudziło mnie klepnięcie w ramię. Powoli otworzyłam oczy, a przed nimi ukazał się niewielki drewniany domek.

- Zasnęłam? – zapytałam zdezorientowana. Nie miałam pojęcia, kiedy straciłam czujność. – Niech to szlag, nie widziałam wjazdu do miasta – zaczęłam marudzić, wciskając włosy za uszy.

- Spokojnie, jeszcze nie raz go zobaczysz – odparł tata i wyskoczył z samochodu. Ściągnął z paki moją walizkę, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera i podał rękę. – Zapraszam, droga córko. – Puścił mi oczko, a ja zeskoczyłam na żwirową ziemię.

W milczeniu rozejrzałam się dookoła.

Było pięknie.

Dom taty nie był duży, ale również nie za mały. Moim zdaniem idealny dla naszej dwójki. Albo trójki, gdyby w końcu sobie kogoś znalazł.

Wyblakłe drewno dodawało mu uroku. Na ganku stał mały stolik i dwa krzesła, a tuż obok dwa złożone leżaki. Spojrzałam za siebie i dostrzegłam rzekę. A niech to, dom taty znajdował się przy samej rzece Kolorado. W ogródku nie działo się zbyt wiele, co wcale mnie nie dziwiło, jakoś nie mogłam sobie wyobrazić ojca pielęgnującego rośliny. Sama się tym zajmę, jak tylko się zadomowię.

Upał palił skórę mojej głowy, przez co powoli robiło mi się słabo. Będę musiała na nowo się przyzwyczaić do pustynnego klimatu.

Bo moja noga więcej nie postanie w Seattle. Choćbym miała urządzić protest i przywiązać się łańcuchami do tego suchego drzewka po lewej stronie.

- I jak? – spytał tata, ruszając w stronę wejścia. – Nie wygląda, jak twój dom w Seattle, ale chyba nie jest tak źle, co?

- Seattle to nie jest mój dom – sprostowałam i przełknęłam ślinę. – A tu jest idealnie, tato. – Posłałam mu uśmiech, a on odpowiedział mi tym samym.

Weszliśmy do środka, wnętrze domu wyglądało dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Niewielka i nie do końca posprzątana kuchnia, salon z telewizorem, kanapą i stolikiem na środku, a do tego schody na piętro, gdzie prawdopodobnie znajdował się pokój dla mnie i jedna z dwóch łazienek. Tata opisywał mi swój dom, gdy rozmawialiśmy przez telefon, a moja bujna wyobraźnia pozwoliła mi wyobrazić go sobie niemal tak, jak faktycznie wyglądał.

Nie zdążyliśmy nawet napić się wody, gdy ktoś zapukał do drzwi.

- Dopiero weszliśmy... – Głębokie westchnięcie wydostało się z ust taty.

DAYLIGHT [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz