5 lat wcześniej...
— Witam w kolejnym dniu Smoczego Szkolenia — wrzasnął Pyskacz tak, jak tylko on potrafił. Paru zaspanych rekrutów ze strachu podskoczyło na parę centymetrów do góry. Jedynymi w miarę przytomnymi osobami (z wyjątkiem rzeźkiego jak zawsze Pyskacza) byli Czkawka i Astrid. Reszta wyglądała jak siedem nieszczęść wyciągniętych z łóżka w środku nocy i staranowana przez stado dzikich smoków.
— Ciszej trochę — jęknął Mieczyk, opierając głowę o ramię siostry. Zaspana Szpadka nawet nie wpadła na to, aby brutalie go zwalić.
— Po co wyciągać nas tak wcześnie? — narzekał Sączysmark.
Pyskacz zmarszczył czoło, chyba nieco zirytowany postawą nastolatków i wrzasnął ponownie.
— A jak smoki zaatakują w środku nocy to też będziesz udawał panienkę? Jesteśmy wikingowie a nie miękkie kluchy, które nie zasną bez misia i mamusi!
— No ja nie zasnę — potwierdził Mieczyk.
— Ja też nie. I bez ciepłego mleka... — rozmarzyła się Szpadka — Ej brat, przysieś mi trochę, a ja walnę cię tarczą w głowę.
— Dobra, stoi — zgodził się blondyn bez cienia zawahania w głosie. Uwagę Astrid, Czkawki i Pyskacza, którzy do tej pory przyglądali się rozmowie bliźniaków z rosnącym niedowierzaniem przykuło donośne chrapanie. To Śledzik zasnął oparty o leżącą na ziemi tarczę, a jego jako poduszki użył Sączysmark.
— Chrapią gorzej niż smoki — Czkawka zagadał do Astrid swobodnie jak nigdy. Bez charakterystycznego dla swojej osoby jąkania się i mówienia połowy słów tak cicho, że nie szło ich usłyszeć.
Blondynka już otwierała usta, aby coś odpowiedzieć ale przerwało jej następne chrapanie, tym razem bez wątpienia o wiele głośniejsze niż te młodych wikingów. Całą trójką spojrzeli w stronę smoczej klatki, z której wydobywał się ten dźwięk.
— Nie wierzę — Pyskacz załamał ręce — To Gronkiel. Mieliśmy dzisiaj na nim ćwiczyć, ale nie wiem czy ma to sens.
— Czyli wolne? — spytał Czkawka pełnym nadzieji głosem.
Gbur zerknął jeszcze raz na chrapiących Śledzika z Sączysmarkiem, a także wtulonych w siebie bliźniaków.
— Na to wygląda — przyznał niechętnie — Za to możemy... Czkawka?
Ale Czkawki na arenie już nie było.
— On się nigdy nie zmieni — skwitowała Astrid z nutą pogardy w głosie.
— To dobry chłopak — zapewnił Pyskacz, choć zdawał sobie sprawę że to za mało aby przekonać upartą wojowniczkę — Ale żyje na własnych zasadach. Sądzę, że lepiej byłoby mu gdzie indziej. Tylko nie waż się powtarzać tego wodzowi, rozumiemy się?
Blondynka kiwnęła głową.
— Idę poćwiczyć rzuty, póki te lenie śpią — zmieniła temat, nie chcąc tracić już więcej swojego cennego czasu.
— Yhm. Przynajmniej jedna rozsądna pośród tej dzieciarni. Ćwicz tak dalej, a zaszczyt zabicia pierwszego smoka będziesz miała jak w banku.
I może tak by było... gdyby w tym czasie Czkawka nie robił czegoś o wiele bardziej pożytecznego.
— Szczerbatek! — zawołał chłopak, wchodząc do zjawiskowej kotliny z koszem świeżych ryb pod pachą — Śniadanie!
Nocnej Furii nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili ze smakiem wcinała już morskie przysmaki, podczas gdy Czkawka z grymasem skupienia majstrował coś przy jej ogonie. Parę zapiętych klamer później chłopak niezdarnie wpakowywał się na grzbiet gada. Siodło, które tworzył parę nocy wcześniej chroniło go przed obtarciami i nieplanowanym zsunięciem się z grzbietu. Przynajmniej w teorii.
CZYTASZ
Sojusznicy/jws
FanfictionWidmo ciążącej nad archipelagiem wojny zmusza neutralne wyspy do wybrania strony. Wodzowie na potęgę zawiązują sojusze, statki handlowe sprzedają coraz to nowsze oręża, a na oceanie pojawiają się okazałe, uzbrojone floty. W tym całym zamieszaniu wie...