Potarła ramiona, rejestrując wieczorny chłód obsypujący jej ciało gęsią skórką. Stała w miejscu bez ruchu i wpatrywała się w punkt, gdzie jeszcze niedawno oglądała różowy okrąg wędrujący po niebie. Eserbert oświetlała niejaka Urba. Na sobie z kolei stale czuła spojrzenie strażniczki, która wiernie pilnowała ją każdego kolejnego dnia.
Mogła się mylić, w końcu wszystkie dni wyglądały w zasadzie tak samo, ale naliczyła, że upłynęło ich około siedmiu. Spędziła tu więc cały ziemski tydzień, rozważając alternatywy na ucieczkę. Kompletnie nie pojmowała, po co tajemnicza kobieta egzystująca w ogrodzie skierowała ją do Terehapan. Nie wykluczała jednak, że sama uroiła sobie konieczność przybycia do skalnego miasta. Powoli Adel niczego nie była pewna.
Kroki dobiegły ją chwilę po tym, jak wyczuła, że zbliżająca się persona idzie właśnie do nich. Wciąż nie pojmowała, jakim cudem umiała przewidzieć rozlokowanie mieszkańców ukrytego pośród klifów miasta. Oprócz ich miejsca pobytu znała ich płeć, wzrost, wagę. Być może lawirowała na skraju szaleństwa, ale z coraz większą skutecznością określała ich wygląd. Nie mogła przecież tego wszystkiego wiedzieć znikąd.
– Adel, Dreon chce cię widzieć – zakomunikowała zatrzymująca się nieznacznie za nią kobieta.
Adel nie potrzebowała nawet zamykać oczu, nie mówiąc już o odwróceniu się, by stwierdzić, że z całą pewnością dotarła do nich brunetka o ciemnozielonych oczach. Z pamięci umiała wskazać i opisać ułożenie oraz rozlokowanie każdego pióra w antracytowych skrzydłach harpii. Westchnęła.
Najbardziej ze wszystkich mieszkańców miasta nie chciała mieć do czynienia z Dreonem. Władcą może i był dobrym oraz szanowanym wśród swych wojowniczek, ale zdaniem dziewczęcia cechował się bezlitosnością wzmocnioną brutalnością. Uważała, iż w jego piersi nie bije już mięsiste serce, lecz wypełniała ją ciężka i nieruchoma skamielina.
– Zaraz przyjdę, Fayro – odparła.
Dokładała wszelkich możliwych starań, aby głosem nie zdradzić targających nią emocji. Wątpliwości, jakie nawiedzały praktycznie bez ustanku głowę Adel, dzień w dzień mąciły jej spokój.
– Dreon nie lubi czekać – obwieściła Fayra.
– Ja nie lubię być przetrzymywana – zripostowała Adel.
O dziwo, w jej głosie harpia z ciemnymi, niemal czarnymi skrzydłami nie wysłyszała żadnych negatywnych emocji. Jeśli nowa mieszkanka Terehapan zamierzała uczynić swą uwagą złośliwość, marnie jej to wyszło. Z drugiej jednak strony harpia nie była pewna, czy nie wolałaby słyszeć jakichkolwiek emocji, bowiem to one zdradzały, z kim miała w rzeczywistości do czynienia. Fayra nie potrafiła rozgryźć Adel, więc zachowywała przy niej stałą, niesłabnącą czujność. O wiele bardziej wolała pozostawać w gotowości do odparowania ataku, niż pozwolić pozbawić się głowy. Bądź skrzydeł.
Zlustrowała bezskrzydłą niewiastę. Nie licząc więźniów, była jedyną pozbawioną piór istotą istniejącą w mieście stworzonym dla nich przez pramatkę Takhvę. Spojrzała jeszcze na Narusę, dostrzegając, że ta kątem oka również się jej przygląda, ale z większą uwagą obserwowała strzeżoną przez siebie niewiastę. Fayra okręciła się na pięcie i odeszła bez słowa więcej.
Fayra podobnie jak wiele harpi nie pojmowała decyzji Dreona. Zachował przy życiu człowieka, w dodatku tak niebezpiecznego jak Adel. Jakby tego było mało, przydzielił jej ochronę, podczas gdy to one potrzebowały zabezpieczenia przed rudowłosą niewiastą. Brak wypracowanych mięśni nie stanowił problemu, skoro dysponowała ogromną mocą magiczną. Chyba wszystkie harpie doskonale pamiętały mordęgę rozdzierającą ich ciała podczas wywołanego przez Adel trzęsienia.
![](https://img.wattpad.com/cover/367414117-288-k678200.jpg)
CZYTASZ
Eserbert. Refleksy przeszłości - tom II [ZAKOŃCZONE]
Viễn tưởngNa Ziemi mawia się, że jeśli człowiek chce rozśmieszyć boga, powinien opowiedzieć mu o swych planach. W Eserbert półbogowie tylko wrogom śmieją się prosto w twarz na chwilę przed ich egzekucją, resztę zwyczajnie niszczą. Świat toczony przez rozlicz...